profil

Dlaczego warto poczekać? – sens i wartość wstrzemięźliwości płciowej przed ślubem

poleca 89% 198 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

„Narzeczeni są powołani do życia w czystości przez zachowanie wstrzemięźliwości. Poddani w ten sposób próbie, odkryją wzajemny szacunek, będą uczyć się wierności i nadziei na otrzymanie siebie nawzajem od Boga. Przejawy czułości właściwe miłości małżeńskiej powinni zachować na czas małżeństwa. Powinni pomagać sobie nawzajem we wzrastaniu w czystości”
KKK 2350


Dość powszechnie mówi się, w różny zresztą sposób, o wstrzemięźliwości płciowej przed ślubem. Warto się jednak zastanowić nad sensem i wartościami jakie płyną z czystości przedmałżeńskiej. Czystość ta jest darem okresu narzeczeństwa, a dopiero związek małżeński urzeczywistnia pełnię tego daru. Zadajmy sobie wobec tego pytanie, czy warto poczekać? Jeśli tak, to dlaczego?

Niestety wśród współczesnej młodzieży i par narzeczeńskich panuje błędne przekonanie, że wstrzemięźliwość seksualna przed ślubem jest staroświeckim obyczajem i nikt w dzisiejszym świecie się do tego nie stosuje. Poza tym jest uznawana za zupełnie niepotrzebne pozbawianie młodych ludzi radości jaka może płynąć ze współżycia. Nic bardziej mylnego. Cenną umiejętnością jest dostrzeżenie pozytywnych efektów wstrzemięźliwości. Warto zastanowić się nad tym faktem głębiej.

Okres przedślubny, to czas przebywania ze sobą i dla siebie. Wzajemne zafascynowanie się sobą wymaga od narzeczonych umiejętności zapanowania nad miłością zmysłową. Oboje powinni przestrzegać w tym czasie pewnych zasad, które wiążą się z roztropnością i wzajemnym poszanowaniem. Dlaczego? Ponieważ powstrzymywanie się od współżycia nabiera głębi: nie traktujemy osoby, z którą chcemy przeżyć resztę życia tylko jako obiektu pożądania seksualnego, jak przedmiot, ale zaczynamy zwracać także uwagę na inne jej cechy. Czystość przedmałżeńska pozwala zachować emocjonalną i duchową równowagę. Wyzwala energię i daje zdolność do koncentracji na rzeczach ważnych. Uczy realizmu i stania na własnych nogach. Daje dostęp do uczuć, głęboki wgląd w siebie, "rozkosz życia". Uczy, na czym polega bliskość z drugą osobą. Przygotowuje wnętrze na przyjęcie zdrowej seksualności (czyli takiej, z której płynie dobro). Okres narzeczeństwa jest szansą budowania klimatu przyjaźni, przyjaźni duchowej, która pomoże przetrwać zwłaszcza chwile trudne w małżeństwie. To niezmiernie ważne i pozwala nam poznać drugą osobę, zbliżyć się do niej duchowo. Dogłębne poznanie jest podstawowym elementem szczęśliwego małżeństwa. Warto byłoby wziąć pod uwagę również trwałość związku małżeńskiego. Chyba oczywistym jest, że dla osoby, która miała wielu wcześniejszych partnerów (czy partnerek) trudniej będzie zachować wierność po zawarciu małżeństwa. Szybko znudzi się ona partnerem i zacznie szukać nowej osoby aby zaspokoić swoje pożądanie. Jak wszyscy wiemy miarą sukcesu związku małżeńskiego jest w głównej mierzę jego trwałość.
Współżycie przedślubne wcale nie ubogaca drugiego człowieka, a wręcz przeciwnie - bardzo go zubaża. Wielu młodych używa dziwnych argumentów na współżycie przed ślubem. Pierwszy argument to dowód miłości. Wydaje mi się, że jest to kiepski dowód miłości. W konsekwencji jest to tylko zaspokojenie swoich potrzeb, żaden dowód. Drugi argument to sprawdzanie się czy dopasowanie się. Jak to jest z tym dopasowaniem się? Otóż na początku chcę powiedzieć, że w świetle nauki Kościoła, gdyby okazało się po ślubie, że jedna ze stron z takich czy innych powodów w ogóle nie może podjąć współżycia cielesnego, to takie małżeństwo jest nieważne. Czyli obawa, że po ślubie któryś z małżonków zostanie skazany na dozgonną wstrzemięźliwość seksualną, po prostu odpada. Zakładamy więc, że mamy do czynienia ze zdrowymi ludźmi. Na czym więc miałoby polegać ich dopasowywanie się? Są to bzdurne argumenty.
Jan Paweł II powiedział: "Bez czystości narzeczeńskiej trudno jest dorastać w miłości małżeńskiej, ani tym bardziej w miłości Boga". Wszelkiego rodzaju nieczystość w okresie przedmałżeńskim jest swojego rodzaju zdradą i przygotowuje młodego człowieka do zdrad małżeńskich. Czystość czyni człowieka wolnym. Wbrew pozorom swoboda seksualna czyni człowieka niewolnikiem instynktów.

Innym aspektem jest konieczność przestrzegania praw kościelnych i życie w zgodzie z wiarą katolicką. Wstrzemięźliwość płciowa jest także przygotowaniem na przyjęcie w pełni obecności Chrystusa w sakramencie małżeństwa. Czym różniłoby się małżeństwo od narzeczeństwa, jeśli podjęłoby się współżycie przed ślubem? To przecież Bóg daje nam "przyzwolenie", On jako Dawca miłości w Sakramencie małżeństwa błogosławi każdym gestom małżonków. Kościół zdecydowanie odrzuca przedmałżeńskie stosunki seksualne, jako nieodpowiedni z wielu względów sposób wyrażania miłości narzeczeńskiej. Nie godząc się na stosunki pozamałżeńskie, Kościół nie potępia jednak wszelkich w ogóle sposobów cielesnego ujawniania swej miłości do drugiego człowieka. Kościół nie gardzi ludzkim ciałem, dlatego że pochodzi ono od Boga, jest takie, jakiego On chciał i pozwala człowiekowi wyrażać swoją miłość, a także ją umacniać. Tylko przez ciało można drugiej osobie zakomunikować swoją miłość. Cielesny wymiar posiadają przecież wypowiadane życzliwe słowa, gesty, uśmiech, uścisk, wyświadczanie komuś jakiejś przysługi, okazanie pomocy itp. Bez tych widzialnych i cielesnych form ujawniania miłości nie wiedzielibyśmy, że inni nas kochają.
Dla wierzącego człowieka istnieje jeszcze jeden argument, natury teologicznej, przemawiający za współżyciem seksualnym wyłącznie w małżeństwie. Otóż zjednoczenie fizyczne wymaga nie tylko zjednoczenia serc przez ludzką miłość, ale również -wyjątkowej więzi nadprzyrodzonej, wytwarzanej przez sakrament małżeństwa. Więzią tą jest udział małżonków w nadprzyrodzonej jedności, istniejącej między Jezusem i Jego Kościołem. Mężczyzna i kobieta mogą współżyć ze sobą seksualnie, gdy ich ludzka miłość zostanie umocniona miłością Chrystusa, co dokonuje się w Sakramencie małżeństwa.

Przede wszystkim czystość przedmałżeńska chroni przed popadnięciem w uzależnienie seksualne. "Zabezpiecza" przed tragicznymi jej kosztami. Bardziej przyziemnym i cielesnym argumentem mówiącym o tym, że jednak warto zaczekać jest efekt współżycia, czyli zajście w ciążę. Prawdą jest, że istnieją środki antykoncepcyjne i wczesnoporonne, które mogą uchronić daną parę od „wpadki”, jednak stosowanie ich jest grzechem ciężkim. Decydując się na ich użycie popadamy w coraz większy grzech i oddalamy się od Boga. Najczęściej nieplanowana ciąża pociąga za sobą szereg konsekwencji i pochopnych decyzji. Nie można przyjąć współżycia przedmałżeńskiego właśnie ze względu na dobro dzieci, które mogą się narodzić. Żadne dziecko nie może być rezultatem „próbowania się” partnerów seksualnych. Dziecko jest wartością, która ma być świadomie przyjęta, ma być kochane i nigdy nie może być traktowane jako „zło konieczne”. Dziecko staje się w takim przypadku powodem do zawarcia związku małżeńskiego. Statystyki są w tym momencie bezlitosne. Pokazują nam jak dużo małżeństw zawartych na tej podstawie rozpada się. Dziecko powinno urodzić się w pełnej rodzinie o ustalonym statusie majątkowym tak, by jego przyszłość była zabezpieczona. Większość młodych par niestety nie spełnia tego warunku. Czy nie lepiej byłoby więc poczekać trochę i zapewnić dziecku lepszy byt w przyszłości? Okres narzeczeństwa ma być przygotowaniem na przyjęcie daru życia. Zafascynowanie męskością i kobiecością przepełnione jest także radością z powołania tej drugiej osoby do macierzyństwa i ojcostwa. Już w tym okresie można zacząć tworzyć atmosferę rodziny, poprzez przygotowanie się do odpowiedzialnego rodzicielstwa. Uświadamianie sobie tego, że ona w przyszłości będzie matką, a on ojcem, jest wyrazem dojrzałości ich dwojga do małżeństwa.

Uważam, że bardzo ważnym aspektem, który warto poruszyć jest świadomość obydwu małżonków o tym, że żadne z nich nigdy wcześniej nie współżyło. Często zdarza się tak, że liczymy na to, by partner z którym się spotykamy i którego chcemy poślubić był „czysty”. Dotyczy to zarówno mężczyzn jak i kobiet. Niestety zbyt często dochodzi do tego, że partnerzy, bądź jedno z nich, nie potrafi dochować tej czystości. W ten sposób zmarnowany zostaje szczególny status pierwszej nocy. Staje się ona po prostu kolejną nocą z kochankiem (w tym akurat przypadku z małżonkiem). Czy chcemy się do tego przyznawać, czy też nie, taka sytuacja budzi pewną nieufność miedzy małżonkami, szczególnie, jeśli jedno z nich zachowało dziewictwo aż do ślubu. To również zabezpieczenie się w sposób naturalny przed niechcianymi chorobami przenoszonymi drogą płciową, takich jak na przykład AIDS. Czy wobec tego warto doprowadzać do sytuacji niewygodnych, które powodują tylko niepotrzebne spięcia? Sądzę, że znacznie bardziej opłaca się czekać, by dostrzec sens wstrzemięźliwości płciowej. To bowiem procentuje w przyszłości zrozumieniem obojga małżonków i niczym nie zakłóconą miłością.

Zachowana czystość jest więc wyrazem prawdziwości wzajemnej więzi. Pełnym darem można nazwać jedynie to, co ofiarowane jest w stanie nietkniętym. Oczekiwanie zakłada otrzymanie czegoś pełnowartościowego, czegoś, na co warto poczekać. Oczekiwanie dodaje wartości temu, na co się czeka. Trwanie w czystości nie jest czymś łatwym, ale coś co dużo kosztuje ma dla nas większą wartość. Ważne jest, by umieć dostrzec, że czekanie do małżeństwa to nie tyle ofiara, co łaska.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 8 minut