profil

Dwie postawy wobec życia w opowiadaniu "Siłaczka" Stefana Żeromskiego.

poleca 86% 103 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Stefan Żeromski

„Szukajcie prawdy jasnego promienia Szukajcie nowych nie odkrytych dróg” tak wołał do młodych pozytywistów Adam Asnyk zachęcając ich do wybrania spośród tysiąca ścieżek, ścieżki tysiąc pierwszej. Zresztą nawet gdyby Asnyk nie napisał tych zdań i tak „młodzi” do których skierowany jest ten utwór „szukaliby nowych, nie odkrytych dróg” bo młodość gardzi tym co poznane i przewidywalne, szydzi z tradycji, drwi sobie z „przeszłości ołtarzy” i idzie naprzód po nowy „święty ogień”. Dlatego też młodzi zawsze znajdują jakąś nową ścieżkę, którą można przejść przez życie, jakąś nową drogę. Nawet jeżeli ktoś był tu przed nimi – oni o tym nie wiedzą i czują się jak Kolumbowie stawiający pierwsze kroki na nowym lądzie, którym piersi rozsadza radość poznania. Zarazem nawet wśród młodych żyjących tuż obok siebie drogi życia mogą być diametralnie różne, bo każdy człowiek ma własną wizję swojej drogi do szczęścia. Dlatego nawet bliscy sobie ludzie, przyjaciele, zdawałoby się – wyznawcy tej samej idei, potrafią rozejść się w momencie kiedy trzeba wybrać drogę swojego życia i na zawsze zniknąć sobie z oczu. Ile osób – tyle różnych koncepcji na życie. Kiedy bowiem wybieramy drogę – każda wydaje się dobra, byle była nasza, własna, taka w którą bezgranicznie wierzymy. Za horyzontem nie widać jeszcze końca, dlatego każdy z ufnością wstępuje na swoją drogę i idzie pewnym krokiem z podniesionym wysoko czołem. Dopiero kiedy po niebie przesunie się wiele dni i nocy, kiedy droga stanie się węższa i bardziej wyboista, kiedy ciernie staną się ostrzejsze a słońce bledsze, dopiero wtedy człowiek może powiedzieć czy wybrał właściwie. Niestety wtedy już nie można wrócić. Wtedy trzeba przyjąć jakąś postawę wobec wybranej drogi, wobec własnego życia. Można wierzyć w sens marszu i przeć na przekór cierniom, kalecząc stopy i ręce, i żywiąc się jedynie wiarą, że u kresu drogi spełni się nasze marzenie. Można też zatrzymać się, usiąść na chwilę, odpocząć – i nigdy nie powstać. Zostać w tym miejscu do którego się doszło, zatrzymać się w połowie drogi i uznać że jest ona zbyt ciężka. Znaleźć wygodę w siedzeniu na twardej ziemi i rozrywkę w obserwowaniu chmur na niebie. Wtedy nie wierzy się już, że gdzieś u kresu drogi wschodzi słońce idei – w miejsce tej wiary pojawia się przeświadczenie, że nigdy nie było żadnego słońca, a opowiastki o ideach to mrzonki dla poetów i szaleńców. Niezależnie od postawy jaką człowiek przyjmie wobec swojej drogi i swojego życia – koniec wędrówki jest zawsze taki sam. Horyzont jest nieosiągalny i dla tego kto uparcie brnie przez życie, i dla tego kto zatrzymał się w połowie drogi. Zawsze bieg ludzkich dni przecina chłodnym ostrzem śmierć. Jednak to co znajduje się pomiędzy rozpoczęciem wędrówki i śmiercią zależy tylko od tego, jaką postawę wobec życia przyjmiemy. Nawet to jak umieramy zależy od tego jak szliśmy przez życie. Można bowiem umierać pięknie, a można też niepostrzeżenie. Śmierć jest bowiem mocno związana z życiem...

Paweł Obarecki i Stasia Bozowska – dwoje ludzi, dwa różne życia. Czy także dwie różne drogi życia ? Nie. Idąc jednak po tej samej drodze Stasia zdobyła tragiczny rys Prometeusza a Paweł został jednym z tych wielu wiejskich lekarzy, którzy giną w szarości dnia codziennego przyjmując ze znudzeniem klientów, a potem z takim samym znudzeniem na klientów czekając. Dlaczego tak się stało ? Bo chociaż Stasia i Paweł poszli tą samą drogą to jednak ich postawa wobec tej drogi, wobec życia była zupełnie inna. Wystarczy tylko przyjrzeć się życiorysom dwójki bohaterów.

Na początku swojej drogi Paweł i Stasia byli do siebie bardzo podobni. On – wychudzony student medycyny, który starał się ukryć przed tłumem z warszawskiej ulicy swoje dziurawe buty i ona – studentka w starym palcie z włosami zaplecionymi w warkocze pędząca gdzieś przez Ogród Saski marząca o studiach w Paryżu. On – zobaczył ją i pokochał ją pierwszą miłością – zawsze czystą i zawsze niespełnioną. Ona nie mogła przyjąć jego miłości, bo już wtedy obejmowała wzrokiem twarze tysięcy ludzi którym mogłaby przynieść „oświaty kaganiec”. Oboje przesiąknięci byli trawiącą całe pokolenia chorobą pozytywistycznego idealizmu. Oboje czytali te same wiersze Asnyka, oboje wierzyli w sens pracy nad ludem. Nie jest przypadkiem, że spotykali się w mieszkaniu wielkiego społecznika „Ruchu w przestrzeni”. On, „przyszła sława”, ona „darwinistka”. Jednak Paweł Obarecki jakby nie do końca był przekonany do tej drogi „judymowskich” wyrzeczeń. Ideały owszem, ale przyszły doktor Paweł chce również czegoś dla siebie, chce kochać, chce być szczęśliwy z drogą sobie kobietą. Dopiero potem może poświęcać się dla ludzkości. Miłość jednak go oszukuje – obiekt jego uczuć to przecież „darwinistka” zapatrzona w odległą ideę.
Skoro więc miłość oszukuje Pawła, Obarecki poświęca się idei. Wybiera tę samą drogę którą wybiera Stasia. Tak więc u progu swoich życiowych ścieżek Paweł i Stasia wybierają tą samą drogę. Wydaje się więc, że ich życie powinno być podobne. Zarówno Paweł jak i Stasia trafiają do małych wiosek, zarówno Paweł jak i Stasia, rozpoczynają szerzyć oświatę i higienę wśród mas prostego ludu. Nagle jednak Paweł się zatrzymuje, a Stasia idzie dalej. Nigdy już nie znajdą się obok siebie w tej wędrówce przez życie. Dlaczego ? Bo inna jest ich postawa wobec mijających dni.

Paweł nie urodził się by być Prometeuszem. On nie jest w stanie złożyć życia na ołtarzu ludzkości. To jego przyjaciele, wiersze Asnyka, duch epoki zmusiły go do wybrania tej drogi trudów i wyrzeczeń. Początkowo droga wydaje się piękna i szlachetna – więc Paweł pewny siebie wypowiada wojnę farmaceucie i szczepi w chłopskich chatach podstawowe zasady higieny. I robi to konsekwentnie, aż do czasu gdy na jego drodze pojawiają się ciernie. Bo chłopi słuchają jego tyrad o higienie, ale nędza i tak zmusza ich do jedzenia zgniłych ziemniaków, do mielenia kory olszowej służącej potem w charakterze mąki, do gotowania kaszy z niedojrzałego ziarna. I choć Paweł wkłada w to oświecanie ludu wszystkie swoje siły, to jest to trud podobny do tego jaki odczuwał Syzyf wpychający głaz pod górę – i tak w końcu trzeba zaczynać od nowa. Poza tym na niebie życia Pawła pojawiają się i inne chmury. Farmaceuta, któremu Paweł odbiera dochody wybija mu w domu okna, rozsiewa po wsi plotki, jakoby doktor Obarecki wchodził w kontakty z ciemnymi mocami, a inteligencji obrzydłowskiej wmawia iż nowy doktor jest nieukiem. Okazuje się, że nie tak łatwo „na imię mieć milijon i za milijony (...) cierpieć katusze”. Jeszcze chwilę Paweł idzie swoim szlakiem, coraz jednak wolniej i wolniej, wreszcie zatrzymuje się. Po co ciągnąć tę walkę z wiatrakami, skoro jest ona bez celu ? I Paweł przestaje walczyć. Poddaje się nurtowi szarego życia i zaczyna płynąć z prądem. Wybiera wygodny konformizm – który zastępuje dawną walkę w imię słusznej idei. Paweł Obarecki nie jest Prometeuszem ! Zbyt bardzo boli go wyszarpywana co noc wątroba więc decyduje się na skończenie męki. „Zeusie dość ! Odbiorę ogień ludziom.” I odbiera. Przestaje podawać ludziom darmowe leki, godzi się na współpracę z miejscowym farmaceutą – oszustem i pozwala życiu kierować swoją osobą. Siada w połowie drogi, którą wybrał w młodości i stwierdza, że tak jest wygodniej. Bo chociaż nie zaniesie nikomu „oświaty kaganka”, to przecież nikt tego od niego nie wymaga. Przeciwnie – wszyscy wolą potulnego Obareckiego, który współpracuje z farmaceutą i godzi się z regułami świata jakie zastał w Obrzydłówku. Już nikt nie wybija lekarzowi okien, już nikt nie oskarża go o konszachty z duchami ciemności. Oportunizm przynosi więc Pawłowi stabilizację i spokój. Dlatego pozostaje mu wierny i godzi się na to, żeby świat pozostał takim jakim jest. Słysząc zaś wersy Asnyka uśmiecha się tylko. Jest pewien że to bajki dla młodych idealistów, a ten kto niesie pochodnię wiedzy ludowi spala się od jej żaru. Dlatego on gasi swój „płomyk” i przestaje żyć – zaczyna egzystować. Egzystencja zaś to czekanie na śmierć z pochyloną głową, przy partii wista, nad kuflem piwa, przy długich rozmowach z „tępą umysłowo jak siekiera do rąbania cukru” panią Anielą. Obarecki nie jest w stanie iść pod silny wiatr. Nie starcza mu sił. Nie wierzy, nie chce wierzyć, że aby osiągnąć swój cel trzeba przekroczyć granicę znojnego trudu. Postawa jaką przyjmuje wobec życia jest więc oportunizmem, a może raczej pewnym zrezygnowaniem, stwierdzeniem niech będzie jak jest. Paweł wskutek takiej postawy godzi się więc z przekonaniem, że ideałów nie ma i nigdy nie było, a życie jest tylko ciągiem dni podobnych do siebie, w których chodzi o to, aby samemu wieść życie spokojne. A świat ? A świat i tak pójdzie swoją drogą.

Kompletnie inna jest postawa Stasi. Panna Bozowska także trafia do małej wsi – zresztą niedaleko Obrzydłówka, w którym mieszka Paweł. Nie znamy jej losów. Wszystko co wiemy o pannie Stasi to strzępy wspominek Pawła, pojedyncze słowa chłopów i niedokończony list pisany w gorączce do przyjaciółki. Jednakże z tych strzępów informacji wyłania nam się jasny i przejrzysty obraz – kobiety-Prometeusza. Trudno przypuszczać aby miała łatwiej niż Paweł. Ona też musiała spotykać się z niezrozumieniem, z ciemnotą, z szykanami. Na jej drodze życia też pojawiły się ciernie, kamienie, wyboje, krew, pot i łzy. Stasia jednak potrafiła powiedzieć sobie – u kresu drogi musi świecić słońce ! I szła dalej wprost przed siebie swoimi delikatnymi kobiecymi rękoma ścierając się ze złym, z nie takim jak być powinien światem. Stasi musiało być nawet ciężej. Była przecież kobietą – drobną, kruchą i delikatną kobietą. Paweł choć zdawałoby się powinien być silniejszy, załamał się. Ona zaś wytrzymała. Możemy sobie wyobrazić jak wyglądał tryb jej życia. Rano lekcje dawane wiejskim dzieciom – lekcje trudne i męczące, kiedy kilkanaście, kilkadziesiąt, kilkaset razy trzeba powtarzać – to jest „a”, to jest „b”, a to „c”. Potem wizyty w domach chłopów, dokształcanie rodziców, może jakaś pomoc w gospodarstwach. Wieczory zaś to trwająca do późnej nocy praca nad „Fizyką dla ludu”. Wszystko to w porwanym płaszczu, w zimnej izbie, w biedzie i w samotności. Czyż to nie panna Bozowska powinna powiedzieć dość ? Tylko, że ona miała duszę Prometeusza, ona kochała swoją ideę, wierzyła w to, że jeśli nauczy te dzieci czytać, one potem odbudują swój kraj, a jeśli nauczy je także pisać – odmienią cały świat. Stasia nie godziła się z zastanym kształtem świata i postanowiła go zmienić. Wiedziała, że praca jej niemal na pewno będzie powtarzaniem schematu znanego z mitu o Syzyfie, ale wiedziała też, że jeśli tysiąc osób wepchnie na szczyty tysiąc głazów, to któryś na tym szczycie zostanie. Zdawała sobie sprawę, że świat sam się nie zmieni, bo świat to przecież ludzie – ludzie są więc zobowiązani aby wciąż je ulepszać. Postawa Stasi jest krańcowo odmienna od postawy Piotra chociaż oboje zaczynali tak samo. Panna Brzozowska pozostaje bowiem wierna temu w co wierzyła pomimo wszystkich przeciwności, jej postawa jest iście prometejska, ona właśnie idzie aż do końca swojej drogi, do ostatniej chwili, do ostatniej godziny przytomności pracując nad tym opuszczonym, i przeznaczonym przez świat wielkich salonów do wiecznej ciemnoty, ludem.

Kiedy nieoczekiwanie Paweł spotyka Stasię po latach nie jest już jej w stanie zrozumieć. Cały czas zadaje pytanie „Po co ?”. Zaczynali tak samo, wyruszyli w tę samą drogę, ale ze względu na odmienne postawy w stosunku do życia stali się zupełnie innymi ludźmi. Cynik i oportunista jakim stał się Paweł nie może zrozumieć idealistki i marzycielki jaką pozostała Stasia. Dlatego pyta „Po co”, dlatego mówi „Tak nie można”. Bo zależnie od postawy jaką się przyjmuje wobec życia zmieniają się całkowicie systemy wartości, zmienia się to co jest ważne, to co ma jakiś sens. Dla Pawła Obareckiego sens ma życie wygodne i pozbawione ciężkich bojów z losem. Dla Stasi sens ma życie wartościowe, które może odmienić świat, a przynajmniej życie któregoś z tych małych, wiejskich dzieci, które z takim zapałem panna Bozowska uczyła czytać.

Jaka postawa jest właściwa ? To oczywiście kwestia otwarta. Mogłoby się wydawać, że Żeromski, sugeruje nam postawę doktora Pawła, bo Stasia umiera – a więc ponosi klęskę, a pan Obarecki żyje jeszcze długo i szczęśliwie. Jednakże uważne wczytanie się w tekst doprowadza do zupełnie innych wniosków. Doktor Obarecki też umiera – znacznie wcześniej niż Stasia, w momencie w którym postanawia usiąść na drodze swojego życia. Bo choć wciąż przebywa wśród żywych, to jednak jego życie jest puste i pozbawione celu, czegoś co nadawałoby sens każdemu dniu. Stasia zaś wprawdzie umiera, ale tak naprawdę żyje wciąż w sercach swoich uczniów, w ich wiedzy, w dzikiej wściekłości oczu chłopca, który nie zdążył na czas przywieźć chininy, w ciepłych słowach kobiety, która mówi o Stasi „dobra była”. Paweł Obarecki żył pewnie jeszcze długo, ale czy kiedykolwiek poczuł wdzięczne spojrzenie dziecka na swojej twarzy, czy usłyszał słowa „doktor jest dobry” ? Czy bez tych wdzięcznych oczu i ciepłych słów warto żyć ?

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 12 minuty

Teksty kultury