profil

„Czego boi się człowiek?”. Odpowiedz na pytanie posiłkując się wybranymi tekstami.

poleca 85% 114 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

„Ledwie rozróżnił sen od jawy, ledwie domyślił się, że on to on (...), oczami tylko widzi, uszami tylko słyszy, rekordem jego mowy jest tryb warunkowy, rozumem gani rozum, słowem prawie nikt, ale wolność mu w głowie, wszechwiedza i byt (...).”

Tak człowieka przedstawia w swym wierszu Wisława Szymborska. Jednak ten „żywotny, zawzięty” człowiek staje się mniej ważny, gdy uświadomi sobie, że... czasem się czegoś boi. Czego? Śmierci, utraty bliskich, cierpienia, wojny? Braku akceptacji, nietolerancji? Czasem lęka się o swoją przyszłość... Często strach wzbudzają pająki, robale, windy, przestrzeń, klamki... W sumie homo sapiens boi się wszystkiego, czego tylko można się bać. Ba! Wynajdujemy sobie nawet „nowe” strachy.

„Dni człowieka są jak trawa; kwitnie jak kwiat na polu: ledwie muśnie go wiatr, a już go nie ma...”
( STARY TESTAMENT, KSIĘGA PSALMÓW )

Śmierć – jeden z lęków, które towarzyszą nam praktycznie od początku powstania naszego gatunku. W momencie wyciagnięcia ręki Ewy po jabłko na świecie pojawiła się istota „chuda, blada, z żółtym licem...” groźnie potrząsająca kosą. Alegorią śmierci były rozkładające się kobiece zwłoki, szkielet ludzki, mający na celu wzbudzenie strachu przed groźnym i jakże sprawiedliwym Sędzią! Średniowieczne „memento mori” – „pamiętaj o śmierci”, obecne jest w naszych myślach także i dzisiaj.
Jednak pojęcie śmierci jest względne. Jedni myślą o groźnym kościotrupie, inni o powiewie zimna, jeszcze inni jak o czymś nowym – o końcu jednego, ale początku czegoś innego, a dla lekarzy śmierć jest procesem naturalnym, takim jak oddychanie czy rozmnażanie... Więc czemu boimy się śmierci? Myślę, że odpowiedź na to pytanie możemy znaleźć w przytoczonej już wcześniej „Rozmowie Mistrza Polikarpa za Śmiercią.” Przesłanie utworu jest następujące: śmierć dosięgnie każdego z nas, bez względu na to, jaki mamy status społeczny, czy ile mamy lat. Przed śmiercią nie ma ucieczki. To właśnie wzbudza nasz lęk.
Trwogę powoduje także to, iż nie wiemy, co jest po tej „drugiej stronie życia”,
bo przecież nikt stamtąd nie wrócił (nie biorę tu pod uwagę tzw. śmierci klinicznej). To typowy dla człowieka lęk-lęk przed nieznanym. Dlatego w naszym języku funkcjonuje wiele określeń śmierci, np. „kopnął w kalendarz”, „ubrał się w drewnianą jesionkę”, „poszedł wąchać kwiatki od spodu”. Przecież cos wyśmianego staje się nam bardziej bliskie, a przez to nieco mniej straszne...

Drugim czynnikiem wywołującym strach i lek u ludzi jest obawa przed wybuchem wojny, przed zagrożeniem atakiem, itp. Ten strach szczególnie nasilił się teraz, kiedy wszyscy maja w pamięci niedawne ataki na WTC, czy chociażby zbliżająca się wojnę w Iraku. Stajemy przed dylematem – kogo wspomóc? Po czyjej stronie stanąć? Czy opowiedzieć się za Amerykanami, czy przypomnieć sobie niedawne słowa Papieża – „Nigdy więcej wojny”? Ja pamiętam o opowieściach moich dziadków. Wiele razy opowiadali mi o II wojnie światowej. Widziałam w ich oczach strach, gdy przypominali sobie, dawno już przecież minione, czasy. Ten lęk żyje w nich do dziś. Nie chcę, i myślę, że większość moich rówieśników również tego nie chce, abyśmy przeżyli taki koszmar jak nasi dziadkowie. Jaki wstrząsający obraz wojennego czasu przedstawia w swym utworze K.K.Baczyński:

Oddzielili cię syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
Haftowali ci syneczku, smutne oczy rudą krwią,
Malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
Wyszywali wisielcami drzew płynące morze...

(K.K.Baczyński, „Elegia o...[chłopcu polskim]”)


Młodzi ludzie żyjący w tamtym okresie musieli podejmować wiele ważnych, trudnych decyzji. Bali się śmierci, jednak ruszali do walki z hasłem „Bóg, honor, Ojczyzna”, i ginęli ze słowem „Polska” na ustach. Strach nie paraliżował, wręcz przeciwnie – zachęcał do działania.
Nasze pokolenie nie jest obciążone „bagażem” wojennych wspomnień, jednak myślę, że żyje w nas strach przed tym, by „łobuzy od historii nie zabiły pana od biologii” po raz drugi. Ten lęk może wydawać się irracjonalny, ktoś może powiedzieć, że woja nas nie dotyczy, że jest daleko od nas. Nieprawda! Dla mnie wojna, jakakolwiek i gdziekolwiek, równa jest śmierci. To powinno mobilizować nas do działania na rzecz pokoju.

Chyba najwięcej w naszym życiu mamy do czynienia z lękiem przed brakiem akceptacji ze strony otoczenia. Boimy się nietolerancji, niezrozumienia, szykan. Nasz lęk budzi to, iż nigdy tak do końca nie jesteśmy pewni tej drugiej osoby – przyjaciela, partnera, człowieka spotkanego gdzieś na ulicy... nie wiemy, czy nas nie okłamuje, czy nie działa na nasza szkodę... Jak bliskie temu odczuciu wydają się poglądy barokowego poety:

O, jako teraz między ludźmi mało
Szczerej przyjaźni i prawdziwej cnoty!
Chytrej obłudy zewsząd się nasiało,
Nie masz wdzięczności i dawnej prostoty.

(St.H.Lubomirski, „Rozmowy Artaksesa i Ewandra”).

Jednak najbardziej człowiek boi się nietolerancji i braku akceptacji. Rozmawiałam kiedyś z moją koleżanką. Pokazywała mi bluzkę, którą niedawno sobie kupiła.
- I co? Fajna?
- Tak, czemu jej nie nosisz?
- Bo nie wiem, czy spodoba się moim znajomym...
Zaskoczyła mnie. Myślałam, że ubrania kupuje się dla siebie, a nie dla innych! Przecież znajomi mojej kumpeli nie będą nosić jej bluzek, tylko ona. Niestety – w dzisiejszych czasach coraz częściej mamy do czynienia z materialnym podejściem do życia. Nie liczy się to, jaka jest dana osoba, co sobą reprezentuje, ale to, ile ma „kasiory”. Dzisiejsze podejście młodzieży do życia bardzo podobne jest do postawy rodziców, opisanych w książce pt. „Mały Książę” Saint-Exupery’ego : pytają przede wszystkim o to, jaki ktoś ma dom, ile zarabiają jego rodzice, czym się zajmują... Większość moich znajomych na pytanie „mieć czy być?” odpowiedziałaby „mieć”. Ja uważam, że „być”. A może „mieć by być”?
Podobnie jest z lękiem przed nietolerancją. Inaczej się ubierasz? „Jesteś gorszy.” Nie palisz? „Nie pasujesz do nas.” Wolisz poczytać niż iść się zabawić? „Nie zadaję się z tobą.” Nosisz okulary? Jesteś gruby? Brzydki? „Sorry, ale robisz mi siarę, spadaj stąd.”
Czy naprawdę warto starać się dorównać wyidealizowanemu obrazowi „szczęśliwego” człowieka, jaki kreują media? Każdy z nas jest inny, niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju... czy powinniśmy zatracać nasze indywidualne cechy tylko dlatego, iż boimy się tego, że nie zostaniemy zaakceptowani? Gdy piszę te słowa przypomina mi się historia Ani Schirley. Ona bała się, iż jej piękny bądź co bądź kolor włosów będzie wywoływał rozbawienie lub kpiny. Zdecydowała się nawet na przefarbowanie ich na czarno. Wszyscy wiemy, jaki był tego skutek - musiała ściąć włosy. Jednak ta przygoda czegoś ją nauczyła. Ania postanowiła walczyć ze stereotypami, uznała, że nie podda się opiniom otoczenia, po prostu postanowiła być sobą. Zgadzam się całkowicie z takim wyborem.
Podsumowując – człowiek boi się wielu rzeczy, zjawisk itp. Jednak myślę, że z tym strachem można się oswoić, a nawet można spróbować go pokonać. Wystarczy tylko odrobina dobrej woli. To przecież tak mało...
A może to nasze ludzkie pragnienie życia w spokoju i bez lęku jest w gruncie rzeczy śmieszne? Bo świat nie spełnia naszych oczekiwań... i należy spojrzeć na człowieka oczami autorki wiersza „Sto pociech”:

„Zachciało mu się szczęścia,
zachciało mu się prawdy,
zachciało mu się wieczności,
patrzcie go!”

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 6 minut