profil

Sen i niebo - Kochanowski,Twardowski i Twain

poleca 85% 226 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Pięćdziesięcioletni Jan Kochanowski napisał TRENY po śmierci swojej córeczki, dwuipółletniej Urszuli. Ona jest bohaterką tego dzieła, co nie zdarzało się dotąd w poezji żałobnej - opiewano zazwyczaj osoby dorosłe i godne: mężów stanu, artystów, albo mecenasów poety. Jednak oryginalność "Trenów", uznanych za arcydzieło, polega także na czymś innym. Na tym mianowicie, że obok małej dziewczynki, której liczne zalety poznajemy z wcześniejszych trenów. Mamy oto drugiego bohatera, a jest nim sam poeta. To on w kolejnych trenach bierze na siebie różne role: jest artystą świadomym swej sztuki, jest człowiekiem bezbronnym wobec Boga i jest też mędrcem - filozofem poszukującym odpowiedzi na najtrudniejsze pytania, ale przede wszystkim - jest bolejącym ojcem, nie pogodzonym ze stratą córki, przeżywającym wszystkie fazy rozpaczy i buntu. Ale Tren XIX, zwany snem - wizja matki z Orszulką na rękach - przynosi mu pocieszenie: "(...) ludzkie przygody / ludzkie noś; jeden jest Pan smutku i nagrody". Cały ten cykl żałobny kończy się więc akcentem pokory w cierpieniu, które trudno jest wytłumaczyć, a co dopiero - znieść.

W ostatnim trenie motyw snu i nieba przedstawiony jest w sposób każdemu znany. Sen jest odzwierciedleniem naszych ukrytych marzeń, ukazuje doskonały świat, a nawet wygarnia nasze wyrzuty sumienia, obawy. Kochanowski prawdopodobnie szukał ukojenia, uspokojenia po takim długim czasie bólu i udręki. Wydaje mi się, że pragnął aby ktoś go pocieszył i żeby była to bliska osoba. Matka Kochanowskiego przekonała go, że jego córka jest bezpieczna, szczęśliwa, jest wolna „od trudności, od pracej, od frasunków, od złez, od żałości, Czego świat ma tak wiele”. Ukazuje niebo jako miejsce zbawienia wolne od trosk, nieszczęść, chorób, starości. Ludzie żyją tam „wiek nieprzeżyty, wiecznej używają dobrej myśli, przyczyny wszystkich rzeczy znają”. Jednym zdaniem niebo przedstawione w Trenie XIX jest zbawieniem dla wszystkich dobrych ludzi.
Wiersz Jana Twardowskiego pt. „W niebie” przedstawiony jest bardzo podobnie w porównaniu do Trenu „Albo sen”, z tym, że Twardowski wskazuje bardziej na to, iż jest tam mnóstwo dobrych ludzi, gdzie znalazła się również jego matka. A gdy skupimy się głębiej na tym wierszu, można zauważyć, że pisarz przedstawia przedsionek nieba, gdzie ludzie jeszcze „kaszlą”, lecz po wejściu wszystkie utrapienia znikną.
Ludomiła Marjańska natomiast rzuca nowe światło na interpretację umarłych, nieba. Sprowadza ich na ziemię, do ludzi, że żyją wśród nas, ale w naszych sercach. Siadają z nami przy stole, piją herbatę, patrzą w oczy. To wszystko dzieje się w naszej duszy, w marzeniach i wyobrażeniach. Jesteśmy potem „nieziemsko szczęśliwi”.

Całkiem inną interpretację nieba głosił Mark Twain, który był pisarzem amerykańskim, umarł zaraz po narodzinach Twardowskiego. Znamy zapewne jego dzieła „Królewicz i Żebrak” oraz „Przygody Tomka Sawyera”(sojera). Zacytuję dosyć duży fragment jego „Listów z ziemi”. Pozwoli to nam uzmysłowić sobie jak różnie przez ludzi postrzegane jest niebo.

„Niebo człowieka jest takie jak on sam: dziwne, interesujące, zdumiewające, groteskowe. Daję wam słowo, nie ma w nim ani jednej atrakcji, którą on rzeczywiście ceni. Składa się – zupełnie i całkowicie – z rozrywek, o które człowiek absolutnie nie dba tutaj na ziemi, a przecież jest całkiem pewien, że będzie je lubił w niebie. Nie sądźcie, że przesadzam, naprawdę nie. Podam wam szczegóły. Większość ludzi nie śpiewa, większość ludzi nie umie śpiewać, większość ludzi nie może słuchać, jak inni śpiewają, jeśli to trwa dłużej niż dwie godziny. Zapamiętajcie to sobie. Wiele ludzi się modli, ale niewiele z nich to lubi. Bardzo niewiele modli się długo, inni klepią tylko krótki pacierz.
Więcej ludzi chodzi do kościoła, niż ma na to ochotę. Z wszystkich ludzi zebranych w niedzielę w kościele dwie trzecie jest znużonych w chwili, gdy nabożeństwo dobiegło do połowy, a cała reszta, zanim się jeszcze skończyło.

Najprzyjemniejszą chwilą dla wszystkich jest ta, kiedy kaznodzieja podnosi ręce do błogosławieństwa. Można wtedy usłyszeć w kościele lekki szmer ulgi i można rozpoznać w nim coś jakby wdzięczność. Wszyscy ludzie o zdrowych zmysłach nie cierpią hałasu. Wszyscy ludzie o zdrowych czy chorych zmysłach lubią urozmaicenie w życiu. Monotonia szybko ich męczy. Każdy człowiek w zależności od zalet umysłowych, które przypadły mu w udziale, ćwiczy swój intelekt stale, nieustępliwie i to ćwiczenie stanowi ogromną, wartościową i zasadniczą treść jego życia. Najniższy intelekt, tak samo jak najwyższy, posiada pewnego rodzaju uzdolnienia i znajduje dużą przyjemność w ich wypróbowywaniu, doświadczeniu i doskonaleniu. Urwis, który góruje w zabawach nad swym kolegą, z równą pilnością i zapałem oddaje się swemu zajęciu jak rzeźbiarz, malarz, pianista, matematyk i cała reszta. Nikt z nich nie byłby szczęśliwy, gdyby skrępowano jego talent. A zatem – znacie fakty. Wiecie już, co ludzkość lubi, a czego nie lubi. I ludzkość wynalazła niebo, wymyśliła je zupełnie sama, z własnej głowy. Zgadnijcie, jakie ono jest! Nie zgadlibyście nawet w ciągu tysiąca pięciuset wieczności. Doskonale, opowiem wam o tym niebie. W niebie stworzonym przez człowieka wszyscy śpiewają! Człowiek, który nie śpiewał na ziemi, tam śpiewa; człowiek, który nie umiał śpiewać na ziemi, tam potrafi to robić .Te powszechne śpiewy nie są dorywcze ani przypadkowe, ani nie przerywają ich chwile ciszy ciągną się przez cały dzień, każdego dnia, w ciągu dwunastu godzin. I wszyscy pozostają na miejscach, podczas gdy na ziemi wyszliby po dwóch godzinach. Śpiewa się tylko hymny. Ba, śpiewa się tylko jeden hymn. Słowa są zawsze te same, jest ich około tuzina, nie ma w tym rytmu, nie ma poezji. Wszyscy zdrowi ludzie nienawidzą hałasu; a przecież ze spokojem zaakceptowali ten rodzaj nieba – bez namysłu, bez zastanowienia, bez sprawdzania – i rzeczywiście chcą się do niego dostać! Głęboko nabożni, starzy, siwowłosi mężczyźni poświęcają wiele czasu marzeniom o tym szczęśliwym dniu, kiedy odsuną od siebie troski życia i dostąpią radości tego miejsca. A jednak jak bardzo jest to dla nich nierealne i jak mało ich to interesuje, świadczy fakt, że nie robią żadnych praktycznych przygotowań do tej wielkiej zmiany: nigdy żadnego z nich nie zobaczysz z harfą, nigdy nie usłyszysz, żeby ktoś z nich śpiewał. Jak widzieliście, to osobliwe widowisko jest nabożeństwem pochwalnym; pochwalnym ze względu na hymny i padanie na twarz. Zastępuje ono „kościół”. Otóż na ziemi ci ludzie nie potrafią długo wytrzymać w kościele – godzinę i kwadrans najwyżej, a chodzą do kościoła raz w tygodniu. Jeden dzień na siedem i nawet tego dnia nie oczekują zbyt niecierpliwie. Zastanówcie się więc, co im daje ich niebo: „kościół” trwający wiecznie i dzień świąteczny, który nie ma końca! Tutaj szybko ich męczy to krótkie święto raz na siedem dni, a przecież pragną święta wiecznego; marzą o nim, mówią o nim, wydaje im się, że myślą, iż będą się nim cieszyć – w całej prostocie swych serc, wydaje im się, że myślą, iż będą szczęśliwi.

Zapamiętajcie sobie: w ludzkim niebie nie ma żadnych praktyk umysłowych, niczego, czym można by karmić intelekt. Zgniłby on tam w ciągu roku – zgniłby i cuchnął. A w tym stadium – zostałby świętym. Byłoby to błogosławieństwem: bo tylko święty może wytrzymać rozkosze tego domu wariatów”.

Uważam, iż artyści XIX czy XX wieku interpretują niebo na swój sposób. Jak udało mi się dowieść, Jan Twardowski odnosi się w pewnym stopniu do Trenu XIX, natomiast Ludmiła Marjańska sprowadza zmarłych na ziemię, do naszych serc. Mark Twain zupełnie odbiega od życia po śmierci w niebie. Ironizuje z wyobrażeń ludzkich na ten temat. Moim zdaniem każdy rozumie niebo tak, jak mu wygodnie, albo wcale o nim nie myśli, albo wcale nie przejmuje się co będzie po śmierci.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 7 minut