profil

Wywiad ze Stefanem Żeromskim.

poleca 85% 271 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Stefan Żeromski

Dziś na łamach "Głosu gimnazjalisty" ukaże się wywiad ze wspaniałym polskim powieściopisarzem, nowelistą, dramaturgiem, Stefanem Żeromskim. Niech ta rozmowa uświadomi uczniom, że nie musi się być asem we wszystkich dziedzinach, by móc swoje refleksje, marzenia, pomysły przelewać na papier, tworząc wspaniałe utwory, powieści, opowiadania, dramaty.
-Dzień dobry Panie Żeromski, jestem redaktorką, szkolnego czasopisma "Głos gimnazjalisty". W imieniu uczniów całej szkoły, chciałabym zadać Panu kilka pytań, dotyczących Pana życia i twórczości. Czy nie ma Pan nic przeciwko temu?
-Ależ oczywiście, że nie. Z miłą chęcią poopowiadam trochę o sobie, mimo tego, że nie lubię się chwalić.
-Wielu uczniów żywi szczególną niechęć do szkoły, woli swój wolny czas poświęcić rozrywkom, zamiast nauce j. polskiego czy matematyki. Jak to było w Pana przypadku, czy też w wieku gimnazjalnym wolał Pan zabawiać się z przyjaciółmi, czy wręcz odwrotnie, uczył się Pan do granic możliwości, czego efektem są Pańska sława i stosy powieści i utworów?
-Moja przygoda z edukacją rozpoczęła się w wiejskiej szkole w Psarach. Byłem grzecznym spokojnym dzieckiem. Już w tym wieku kochałem literaturę, tą miłość zaszczepiła we mnie matka-Józefa. Lecz z biegiem czasu wszystko się zmieniło. Gdy zostałem absolwentem kieleckiego gimnazjum, poznałem, co to gorzki smak nauki. Przezimowałem dwa lata z powodu matematyki, a tak ściślej geometrii i algebry. Niedługo potem zmarła moja matka, byłem załamany, czułem, jakby ktoś pozbawił mnie jedynego przyjaciela. Lecz po długich namysłach postanowiłem wziąć się do nauki, czego efektem były zadawalające oceny z j. polskiego. Nie myśl, jednak, że byłem taki wzorowy. Kochałem zabawy i szaleństwa z moim wiernym przyjacielem Edwardem Łuszkiewiczem. Razem chodziliśmy na polowania, niekiedy układaliśmy wiersze. Więc prawie niczym nie różniłem się od dzisiejszej młodzieży. Przeżyłem lepsze i gorsze chwile.
-Miał Pan trudne dzieciństwo, jak to się stało, że jednak postanowił pan rozpocząć swoją karierę pisarską, pisząc swoje „Dzienniki”?
-Była to trudna decyzja, zwłaszcza, że zmarł mi jeszcze ojciec, również na gruźlicę. Byłem zagubionym osiemnastolatkiem, chciałem się w czymś wykazać. Wiedziałem, że z matematyki nie wyciągnę na wyższą ocenę niż dostateczny, geometria i algebra były moją piętą achillesową. Pozostał jeszcze język polski, w którym się rozmiłowałem. Zwłaszcza, że pieczę objął nade mną profesor Antoni Gustaw Bem, to on zachęcał mnie do pisania, był moim autorytetem. „Dzienniki” powstały z potrzeby „wygadania” się, wyrzucenia z siebie nadmiaru uczuć, z którymi nie miałem się z kim podzielić. Z biegiem czasu pisanie stało się moją pasją i rzeczą, dla której warto żyć.
-Posiada Pan niezwykły talent do pisania. Dlaczego wybrał Pan studia weterynaryjne, a nie polonistyczne, przecież kocha Pan język polski i polską literaturę?
-Prawdę mówiąc, studia weterynaryjne były jedynymi, gdzie nie trzeba było mieć zdanej matury i świadectwa ukończenia gimnazjum. Wiem, że uczniowie myślą, że jeśli opublikowałem wiele dzieł, to jestem fenomenem z każdego przedmiotu. Niestety, spełniły się moje najgorsze obawy, że „obleję” maturę i to z powodu matematyki. W końcu jestem tylko człowiekiem, jak każdy inny. Studiów też nie ukończyłem, ale to z innego powodu, nie miałem środków finansowych, by móc się dalej kształcić. Wylądowałem na warszawskim bruku jako guwerner.
-Wiemy też, że po wyjeździe z Polski obejmował Pan wiele stanowisk, był Pan w Szwajcarii, gdzie pełnił Pan funkcję pomocnika bibliotekarza w Muzeum Polski w Raperswilu, a także w Austrii, Włoszech, Francji. Czy dlatego tak gorliwie oddawał się Pan pracy, by zapewnić swoim dzieciom lepsze dzieciństwo, wykształcenie niż miał Pan sam?
-Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa, ale myślę, że tak. Jak każdy ojciec chciałem, aby moje pociechy miały lepsze życie. Z moją pierwszą żoną Oktawią, miałem syna, Adagia. Niestety, był bardzo chorowity, to właśnie dla niego wyjechaliśmy do Francji, by zamieszkać w Paryżu, przy ulicy Ernest Cresson i wysłać go do słynnego w Europie liceum Montaigne’a. Adam był bardzo zdolnym dzieckiem, lecz w wieku szesnastu lat jego kłopoty ze zdrowiem znacznie się pogorszyły i zmarł. To było jedno z moich najcięższych i najboleśniejszych doświadczeń. Znowu poczułem się opuszczony, zwracam tu uwagę na fakt, że niedługo wcześniej rozwiodłem się z Oktawią Rodkiewiczówną a poślubiłem Annę Zawadzką. Tak bardzo chciałem mieć potomka, który by również kochał polską literaturę i przyczyniał się do rozwoju języka polskiego chciałem, aby na świecie pojawił się drugi taki Żeromski/a jak ja. Moje marzenie się spełniło. Moja druga żona Anna, powiła córkę Monikę, która skupiła w sobie talenty obojga rodziców (nie żebym się chwalił!), po matce odziedziczyła talent malarski, a po mnie zamiłowanie do literatury.
-Napisał Pan wiele znakomitych dzieł m.in. „Przedwiośnie”. Była to książka, za którą mógł pan otrzymać Nagrodę Nobla, jednak stało się inaczej, czy jest Pan tym rozczarowany? Dlaczego tak się stało?
-Rzeczywiście, moja porażka związana z nieotrzymaniem Nagrody Nobla miała wyjątkowo gorzki smak. Cóż, mogłem się tego spodziewać, moja trzecia część „Przedwiośnia”-„Wiatr od morza” wydała się niektórym wpływowym członkom Akademii za antyniemiecką. Sami zaś nazwali mnie „zaciekłym germanofobem proniemiecko nastawionym”, ale taka była prawda, jestem pisarzem lewicy. A teraz może parę słów o „Przedwiośniu”, jest to powieść, wyrażająca bolesne rozczarowanie świeżo odzyskaną niepodległością. Nie ma tam postaci, która mogłaby reprezentować niepodważalną rację. Główny bohater jest młodzieńcem poszukującym dla siebie idei i swojego miejsca w odrodzonej Polsce. Obcy w kraju, coraz silniej dostrzega różnice między swoim idealnym (wymarzonym) wyobrażeniem o wolnej ojczyźnie, a realnością. Prowadząc dyskusję z komunistami, przywołuje argumenty Gajowca-urzędnika w Ministerstwie Skarbu, chce przeprowadzić powolne reformy, oparte na stabilizacji pieniądza, zorganizowaniu sprawnej i szybkiej policji, upowszechnieniu oświaty. Natomiast rozmowie z Gajowcem, przytacza poglądy komunistów, tzn. proponuje rewolucję, czyli utopienie kraju we krwi. Bohater miota się między różnymi ideami, nie utożsamiając się z żadną z nich. „Przedwiośnie” ukończyłem we wrześniu 1924r. po ukazaniu się go zaczęto niesłusznie zarzucać mi znieważenie jedności narodowej i zachęcanie do rewolucji. Nikt nie pomyślał, że”(…) nigdy nie byłem zwolennikiem rewolucji, czyli mordowania ludzi przez ludzi z racji rzeczy, dóbr i pieniędzy-we wszystkich swoich pismach, a w „Przedwiośniu” najdobitniej potępiam rzezie i kaźnie bolszewickie. Nikogo nie wzywałem na drogę komunizmu, lecz za pomocą tego utworu literackiego usiłowałem, o ile to możliwe, zabiec drogę komunizmowi, ostrzec, przerazić, odstraszyć”.
-W imieniu całej redakcji „Głosu gimnazjalisty” i wszystkich uczniów gorąco dziękuję za wywiad. Myślę, że Pańska postawa wobec szalejącej fali komunizmu zalewającej nowo odrodzoną Polskę, będzie dla wszystkich Polaków wzorem godnym do naśladowania. Jestem również przekonana, że uczniowie lepiej poznają siebie i uwierzą, że nie tylko sami mają problemy, na przykładzie Pańskiego dzieciństwa. Jest Pan naprawdę wielkim człowiekiem.
-Ja też serdecznie dziękuję, za to, że mogłem się komuś zwierzyć, komuś, kto mnie wysłuchał do końca, mimo tego, że jestem bardzo „rozgadany” i uwielbiam opowiadać. Chciałbym również przekazać młodzieży parę słów zapisanych w moich dziennikach: „(…) nauka to rozkoszna jakaś kraina, w której błądzisz i nie znasz jej rozkoszy, a coraz bardziej postępując, choć kaleczysz nogi i ręce, widzisz w oddali powstające i powiększające światełko, co ci rozwidnia rozkosze kraju tego, ale rozjaśnić zupełnie, w całej pełni południa, nigdy nie może, bobyś-oszalał!”. Mam nadzieję, że dla uczniów nauka również stanie się taką rozkoszną, jak dla mnie, mimo, że sam „kaleczyłem sobie nogi i ręce” na matematyce, łacinie, ale nie poddałem się i doszedłem do tego, kim jestem. Uczniowie, uwierzcie, że nauka to strażnica każdego kroku człowieka, bez niej niczego nie osiągniecie. Zachęcam Was również do głębszego zainteresowania się literaturą, pisaniem. Twórzcie nowe światy, postacie, miejcie satysfakcję z tego, że możecie być twórcami, zatapiajcie się w nowej rzeczywistości, pokażcie światu swoją autentyczność. To są wartości dla których warto żyć!


Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 7 minut