profil

Napoleon Bonaparte

poleca 83% 2905 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Napoleon Bonaparte Napoleon Bonaparte

Młodość - Pochodzenie Napoleona nie dawało żadnych przesłanek, które pozwalałyby przewidzieć jego późniejszą wspaniałą karierę. Napoleon Bonaparte urodził się 15 sierpnia 1769 r. w Ajaccio na niedawno opanowanej przez Francję Korsyce. Był drugim synem Carlo i Marii Letizii Buonaparte. Od kwietnia 1779 r. do października 1784 r. uczęszczał do królewskiego kolegium wojskowego w Brienne-le-Chateau. Odtrącony przez szkolnych kolegów jako prawie cudzoziemiec i prowincjusz, poświęcał cały wolny czas lekturze. Kolegium ukończył na jednym z ostatnich miejsc, zajmując na pięćdziesiąt osiem dopiero czterdzieste drugie miejsce. Zrezygnował z kariery w marynarce wojennej, decydując się na służbę w artylerii. Przeszkolenie artyleryjskie przeszedł w Akademii Wojskowej w Paryżu, 1 września 1785 r. został mianowany podporucznikiem i skierowany do służby w wojskach artyleryjskich. W początkowym okresie swojej służby wojskowej znaczący wpływ na poglądy Napoleona wywarły koncepcje teoretyka wojskowości J. P. du Teila. W 1789 r. Napoleon włączył się także w działalność korsykańskiego ruchu narodowego. W lutym 1791 r. otrzymał przeniesienie do Grenoble i awans na stopień porucznika. W okresie tym nawiązał również kontakty z jakobińskim klubem w Grenoble. 1 kwietnia 1792 r. został mianowany podpułkownikiem oddziału ochotników w Ajaccio. Po nieudanej wyprawie na Sardynię w dniach 21-26 lutego 1793 r. Napoleon popadł w konflikt z przywódcą antyfrancuskiego ruchu narodowego na Korsyce Pasquale Paolim i 10 czerwca 1793 r. opuścił wraz z rodziną Korsykę, udając się do Marsylii. Po wybuchu w lipcu 1793 r. walk na południu Francji Napoleon wstąpił do armii republikańskiej, obejmując stanowisko dowódcy artylerii wojsk generała Jean-Babtiste'a Carteaux. 16 września 1793 r. wojska francuskie rozpoczęły oblężenie zajętego przez Anglików Tulonu. Po trzech miesiącach walk, 19 grudnia, Anglicy zostali w końcu zmuszeni do opuszczenia miasta.

Generał Bonaparte - Za swoje zasługi w walkach o Tulon Napoleon otrzymał awans na stanowisko generała brygady, a w lutym 1794 r. nominację na stanowisko dowódcy artylerii francuskiej Armii Włoch. Jednakże po obaleniu w lipcu 1794 r. rządu Maksymiliana Robespierra, związany wcześniej z jakobinami Napoleon został 6 sierpnia aresztowany. Więzienie opuścił dopiero 14 września 1794 r. Po wyjściu na wolność Napoleon zrezygnował z dowództwa artylerii Armii Zachód i otrzymał przydział do biura topograficznego. Mianowany następnie zastępcą dowódcy Armii Wewnętrznej stłumił 5 października 1795 r. powstanie rojalistów w Paryżu, do którego doszło po uchwaleniu przez Konwent nowej konstytucji. W nagrodę mianowany został przez Dyrektoriat dowódcą Armii Włoch. W marcu 1796 r. Napoleon poślubił wdowę po znanym generale, Józefinę de Beauharnais. Po objęciu dowództwa nad Armią Włoch Napoleon podjął energiczne działania przeciw siłom piemonckim (sardyńskim) i austriackim. W kwietniu 1796 r. pokonał wojska piemonckie pod Ceva i Mondovi. Na mocy zawartego wkrótce potem rozejmu Piemont zmuszony został do zrzeczenia się na rzecz Francji Sabaudii i Nicei.
Po zwycięstwie nad Piemontem Napoleon skierował się przeciw Austriakom. 10 maja pokonał wojska austriackie pod Lodi i 15 maja zajął Mediolan. Do końca czerwca wyparł praktycznie wojska austriackie z Lombardii. Ostatnia austriacka twierdza w Lombardii, Mantua, skapitulowała po długim oblężeniu w lutym 1797 r. Po zdobyciu Mantui Napoleon rozpoczął uderzenie w kierunku samego Wiednia, zmuszając Austrię do zawarcia rozejmu. Ostatecznie 17 października 1797 r. w Campo Formio podpisano traktat pokojowy, kończący wojnę pierwszej koalicji przeciw republikańskiej Francji. Na zajętych przez siebie obszarach północnych Włoch Napoleon powołał do życia zależną od Francji Republikę Cisalpińską, bezwzględnie eksploatując na potrzeby polityki francuskiej jej bogactwa. Po powrocie do Francji, wobec trudności z realizacją planu inwazji na Wielką Brytanię, Napoleon wystąpił z projektem wyprawy do Egiptu. Opanowanie Egiptu miało, bowiem Francuzom otworzyć drogę do podboju brytyjskich Indii. 17 maja 1798 r. do Egiptu wyruszyła trzydziestopięciotysięczna armia francuska. Po drodze Napoleon opanował Maltę i unikając brytyjskiej floty dowodzonej przez admirała Horatio Nelsona, dotarł do Aleksandrii i Kairu. W Egipcie Napoleon, podkreślając swój szacunek dla tradycji islamskiej, podjął działania zmierzające do usprawnienia funkcjonowania miejscowych władz. 1 sierpnia 1798 r. w zatoce Abu Kir admirał Nelson zniszczył całkowicie flotę francuską, odcinając w ten sposób Napoleonowi drogę odwrotu. Klęska ta nie powstrzymała jednak Napoleona. Na wiadomość o marszu na Egipt armii tureckiej Napoleon zdecydował się na wkroczenie do Syrii. W walkach toczonych od 15 marca do 15 maja 1799 r. wojskom turecko-brytyjskim udało się powstrzymać pod Akką ofensywę francuską. Wobec szerzącej się w armii zarazy Napoleon zdecydował się w czerwcu na odwrót do Kairu. 25 lipca pod Abu Kir pokonał próbujące dokonać inwazji na Egipt wojska turecko-brytyjskie.

Konsulat - Na wiadomość o niepowodzeniu wojsk francuskich w Europie Napoleon 24 sierpnia 1799 r. opuścił Egipt. Do Francji dotarł 14 października, a 9 listopada (18 Brumaire'a) dokonał zamachu stanu i obalił rządy Dyrektoriatu. Po przejęciu dowództwa nad garnizonem paryskim zapewnił sobie stanowisko jednego z trzech konsulów, którzy sprawowali najwyższą władzę wykonawczą. Uchwalona w grudniu 1799 r. Konstytucja Roku VIII gwarantowała Napoleonowi stanowisko pierwszego konsula i dawała mu faktyczne prawo powoływania członków Rady Stanu, urzędników i sędziów. W lutym 1800 r. nową konstytucję wprowadzono w życie.
Sprawując funkcję pierwszego konsula, Napoleon w krótkim czasie skupił w swoich rękach pełnię władzy. Zmęczone latami rewolucyjnego zamętu społeczeństwo francuskie w większości z zadowoleniem przyjęło przejęcie władzy przez popularnego generała. Napoleon z energią przystąpił do przywracania w kraju porządku. Zreorganizował i skodyfikował system prawny państwa (kodeks Napoleona). W 1801 r. zawarł z papieżem Piusem VII konkordat, przywracający Kościołowi katolickiemu swobodę kultu. Podjął jednocześnie działania, mające na celu poprawę sytuacji ekonomicznej kraju. Wspierał rozwój przemysłu. Usprawnił system szkolnictwa. Rozwinął też wielki program inwestycji budowlanych. Jednocześnie na arenie międzynarodowej Napoleon kontynuował politykę ekspansji, dążąc do zapewnienia Francji dominującej pozycji w Europie. 14 czerwca 1800 r. pokonał wojska austriackie pod Marengo, zmuszając Austrię do podpisania 9 lutego 1801 r. w Luneville nowego układu pokojowego. 27 marca 1802 r. podpisał także układ pokojowy z Wielką Brytanią. 2 sierpnia 1802 r. na mocy przeprowadzonego plebiscytu Napoleon uzyskał godność dożywotniego konsula. Napoleon w dalszym ciągu wytrwale dążył do uzyskania przez Francję hegemonii. Utworzył Republikę Batawską w Holandii i Republikę Helwecką w Szwajcarii. Dokonał też aneksji Piemontu. Jednocześnie na terenie Niemiec podjął w 1803 r. działania mające na celu osłabienie pozycji cesarza. (Postanowił również przywrócić francuską zwierzchność nad Haiti). Zaostrzeniu uległy stosunki handlowe z Wielką Brytanią. W tej sytuacji wojna stała się nieunikniona. Doszło do niej już w maju 1803 r. Napoleon zgromadził potężną armię, liczącą 170 tysięcy żołnierzy i rozpoczął przygotowania do inwazji na Wielką Brytanię.

Cesarstwo - W trakcie przygotowań do inwazji na Wielką Brytanię wykryto przygotowany przez Brytyjczyków spisek na życie Napoleona. Senat zwrócił się wówczas do Napoleona z prośbą o ustanowienie we Francji dziedzicznej monarchii. Pierwszy konsul nie dał się długo prosić i 2 grudnia 1804 r. w obecności papieża Piusa VII koronował się na cesarza Francuzów. Nowy cesarz rozbudował wkrótce wspaniały dwór, a swoim braciom przekazał królewskie trony Neapolu, Holandii, Westfalii i Hiszpanii. W 1809 r. rozwiódł się z Józefiną, w związku, z którą nie mógł doczekać się syna. 2 kwietnia 1810 r. poślubił Marię Luizę, córkę cesarza Austrii. Rok później Napoleonowi urodził się w końcu długo wyczekiwany syn, którego polecił ogłosić królem Rzymu. Przygotowując się do inwazji na Wielką Brytanię, podjął próbę odciągnięcia floty brytyjskiej z kanału La Manche. Plan ten jednak nie powiódł się i Napoleon musiał zrezygnował z przygotowań do inwazji i skierować się przeciw Austrii. 26 maja 1805 r. koronował się na króla Włoch i rozpoczął przerzucanie swoich wojsk na zachód.

Zwycięstwa - 25 września 1805 roku wojska Napoleona otoczyły pod Ulm armię austriacką dowodzoną przez generała Karla von Macka, zmuszając ją 20 października do kapitulacji. Radość z tego zwycięstwa zmąciła jednak wiadomość o klęsce jego floty, rozgromionej przez admirała Nelsona w bitwie pod Trafalgarem. Klęska ta oznaczała ostateczny kres marzeń Napoleona o podboju Anglii. 13 listopada 1805 r. Napoleon zajął Wiedeń, skąd ruszył dalej na Morawy. Pod Austerlitz zastąpiły mu drogę połączone wojska austriacko-rosyjskie pod dowództwem generała Michała Kutuzowa. 2 grudnia 1805 r. Napoleon odniósł jedno ze swoich najwspanialszych zwycięstw, całkowicie rozbijając nieprzyjaciela pod Austerlitz. Pod koniec grudnia Austria musiała przystać na żądania Napoleona i podpisała w Preszburgu (dzisiejsza Bratysława) układ pokojowy, zrzekając się na rzecz napoleońskiego Królestwa Włoch Wenecji i Dalmacji. 12 lipca 1806 r. doprowadził do rozwiązania Rzeszy Niemieckiej i utworzenia w jej miejsce zależnego od Francji Związku Reńskiego. Jednocześnie zmusił władcę Austrii do zrzeczenia się tytułu cesarza rzymskiego. Próbując poprawić stosunki z Anglią, Napoleon zaproponował Brytyjczykom zwrot obiecanego wcześniej Prusom Hanoweru. W odpowiedzi we wrześniu 1806 r. Prusy wypowiedziały Francji wojnę. Jednak już 14 października wojska francuskie rozgromiły armię pruską w bitwach pod Jena i Auerstdt, w krótkim czasie zajmując praktycznie całe Prusy. Następnie 8 lutego 1807 r. Napoleon stoczył nierozstrzygniętą bitwę z wojskami rosyjskimi pod Iławą Pruską. Cztery miesiące później ponownie zmierzył się z Rosjanami, tym razem odnosząc zdecydowane zwycięstwo w bitwie pod Frydlandem 14 czerwca 1807 r. W tej sytuacji car Aleksander I musiał przystać na popisanie w Tylży w lipcu 1807 r. układu pokojowego. Car zgodził się na utworzenie zależnego od Francji Księstwa Warszawskiego oraz utratę przez Prusy wszystkich ziem położonych na zachód od Łaby. Pokój w Tylży oznaczał w praktyce uznanie przez Rosję francuskiej dominacji w Europie. Po pokonaniu czwartej koalicji Napoleon zdobył niezaprzeczalną hegemonię. Zwycięstwo nie zaspokajało jednak jeszcze ambicji cesarza. Nie mogąc dokonać inwazji na Wielką Brytanię, postanowił pokonać ją na drodze wojny gospodarczej, zamykając w 1806 r. europejskie porty przed brytyjskimi towarami. Jako jedyna przystąpienia do blokady odmówiła Portugalia. Napoleon postanowił wobec tego zmusić ją do posłuszeństwa siłą. W drodze do Portugalii wojska francuskie zajęły także Hiszpanię. Pojawienie się Francuzów w Hiszpanii doprowadziło do wybuchu w tym kraju walk. W rezultacie 5-6 maja 1808 r. Napoleon zmusił do ustąpienia z tronu króla Hiszpanii Karola IV i poróżnionego z nim jego syna Ferdynanda VII i ogłosił nowym władcą Hiszpanii swojego brata, Józefa Bonaparte. Wykorzystując zaangażowanie Napoleona w wojnę w Hiszpanii, Austria postanowiła wystąpić przeciw Francji, zawiązując piątą koalicję antyfrancuską. Austriakom udało się odnieść kilka sukcesów, jednak ostatecznie zostali pokonani przez Napoleona w bitwie pod Wagram 5-6 lipca 1809 r. 12 lipca zwyciężona Austria zawarła rozejm, a 14 października 1809 r. podpisała w Schnbrunn układ pokojowy, zrzekając się Istrii oraz ziem polskich zabranych w trzecim rozbiorze. Jednocześnie córka cesarza Austrii, Maria Luiza, poślubiła Napoleona. Mimo tego zwycięstwa wojna w Hiszpanii trwała w dalszym ciągu. Jednocześnie pogorszeniu uległy stosunki Francji z Rosją, która otworzyła swoje porty przed okrętami brytyjskimi. W tej sytuacji Napoleon zdecydował się na wojnę z Rosją. 24 czerwca 1812 r. wojska francuskie przekroczyły granicę rosyjską i szybko zaczęły posuwać się w głąb w kraju. 7 września 1812 r. Napoleon pokonał armię rosyjską pod Borodinem i tydzień później zajął Moskwę.

Klęski - Mimo dotychczasowych niepowodzeń car Aleksander I nie zamierzał kapitulować. Wkrótce sytuacja armii francuskiej, stale atakowanej przez Rosjan, uległa znacznemu pogorszeniu. W obliczu zbliżającej się zimy Napoleon zarządził odwrót, w trakcie którego znaczna część jego armii została zniszczona. Niepowodzenie wyprawy na Rosję zachęciło przeciwników Napoleona do ponownego wystąpienia przeciw niemu. Prusy, Rosja, Wielka Brytania i Szwecja zawarły porozumienie, tworząc szóstą koalicję antyfrancuską. Napoleon zgromadził nową armię i natychmiast podjął działania przeciw koalicjantom. 2 maja 1813 r. pokonał ich wojska pod Ltzen, a 20-21 maja odniósł zwycięstwo w bitwie pod Budziszynem. W sierpniu do koalicji przystąpiła jednak również Austria i 16-19 października w bitwie pod Lipskiem wojska koalicji rozbiły armię napoleońską.
W następnym roku wojska koalicji wkroczyły do Francji. Napoleonowi udało się odnieść jeszcze kilka zwycięstw, ale nie był w stanie powstrzymać ich marszu na Paryż.

Abdykacja - 31 marca wojska sprzymierzonych znalazły się w stolicy Francji. W tej sytuacji Napoleon zdecydował się 4 kwietnia abdykować na rzecz swojego syna, Napoleona II. Sprzymierzeni zażądali jednak abdykacji bezwarunkowej. Dwa dni później Napoleon ustąpił i 6 kwietnia zrzekł się tronu. Pokonany cesarz został zesłany na Elbę. Jednak 1 marca 1815 r. uciekł z Elby i powrócił do Francji. Król Ludwik XVIII opuścił Paryż i 20 marca Napoleon wkroczył do stolicy. Obradujący w Wiedniu koalicjanci natychmiast podjęli działania przeciw cesarzowi. Napoleon, spodziewając się uderzenia sił rosyjskich i austriackich, postanowił skierować się najpierw przeciw wojskom brytyjskim i pruskim stacjonującym w Belgii. 16 czerwca Francuzom udało się pokonać Brytyjczyków pod Quatre-Bras i Prusaków pod Ligny, jednak 18 czerwca 1815 r. pod Waterloo armia Napoleona została rozbita przez wojska brytyjskie dowodzone przez księcia Wellingtona, wsparte przez siły pruskie pod dowództwem Gebharda von Blchera. Napoleon wycofał się do Paryża i 22 czerwca powtórnie abdykował.

Koniec epopei - Tym razem został zesłany na Wyspę św. Heleny, gdzie poświęcił się pisaniu wspomnień. Jego stan zdrowia uległ szybko pogorszeniu. Zmarł 5 maja 1821 r. Zdaniem niektórych badaczy przyczyną śmierci Napoleona miał być rak żołądka. Inni utrzymują, że zmarł on wskutek stopniowego zatrucia arszenikiem, do którego dojść mogło bądź celowo z zamiarem zamordowania byłego cesarza, bądź też w rezultacie przedawkowania stosowanych wówczas lekarstw zawierających arszenik.

Według ostatnich badań, z całą niemal pewnością można już stwierdzić, że cesarz Francuzów został otruty.


„Mój ród zaczyna się ode mnie!” - tak Napoleon odpowiadał wszystkim pochlebcom, którzy szukali mu korzeni wśród cesarzy rzymskich i innych znakomitych rodów Europy. A oto cała jego najbliższa rodzina, która właśnie dzięki niemu przedostała się do historii. Poznacie tu jego ojca i matkę, braci, którzy królowali w Neapolu, Hiszpanii, Holandii i Westfalii, siostry i żony stanowiące ozdobę pałaców całej Europy oraz dzieci, zarówno te przybrane, jak i ukochanego Króla Rzymu, którego uczynił swym następcą.

Rodzice:

Karol Buonaparte
(1746 - 1785)

Ojciec Napoleona. Urodził się w Ajaccio na Korsyce i wywodził z ubogiej szlachty korsykańskiej włoskiego pochodzenia. Odbył studia prawnicze w Rzymie i Florencji, był niezbyt wziętym adwokatem w Ajaccio. W 1764 roku ożenił się z Letycją Ramolino, z którą miał 13 dzieci (5 zmarło w niemowlęctwie). Po zajęciu Korsyki przez Francję należał początkowo do zwolenników Pascala Paolego, ale rychło przyłączył się do stronnictwa profrancuskiego. Dzięki temu uzyskał potwierdzenie szlachectwa i mógł posłać dwóch najstarszych synów, Józefa i Napoleona, na naukę do Francji. Zmarł na raka żołądka w Montpellier.

Letycja Buonaparte
(1750 - 1836)

Maria Letycja Ramolino urodziła się Ajacco na Korsyce. Żona Karola Buonaparte, matka Napoleona I oraz siedmiorga dzieci. Zwana Madame-Mere lub z włoska Signora Letizia. W momencie, gdy wychodziła za mąż była szczupłą, drobną osóbką, wzrostu 155 centymetrów. Miała ciemnobrązowe oczy, kasztanowe włosy, białe zęby i dwie cechy wskazujące na jej szlacheckie pochodzenie: wąski, ładnie uformowany nosek i białe dłonie o długich palcach. Pomimo swej urody była wyjątkowo nieśmiała, niekiedy aż do granic dziwactwa, a przy tym niezwykle, nawet jak na Korsykankę, pobożna. Codziennie chodziła na mszę i ten zwyczaj pozostał jej na całe życie.
A tak o matce Napoleona pisze księżna d'Abrantes: "Pani Letycja była pełna wdzięku, ładna, czarująca [...], ci, którzy poznali ją już jako osobę starszą, uważali, że w jej twarzy jest jakaś surowość, ale tak nie było - przeciwnie, ów nieco twardy wyraz, który zwykle przybierała, wynikał z lękliwości. Letycja Ramolino dała dowody swej wyższości we wszystkich sytuacjach, zarówno niepomyślnych, jak i pomyślnych". Zmarła w Rzymie w 1836 roku.

Rodzeństwo:

Józef Bonaparte
(1768-1844)

Józef Bonaparte został przez swojego brata Napoleona I wyniesiony w roku 1806 na tron Neapolu, a w 1808 roku na tron Hiszpanii.
Urodził się 7 stycznia 1768 roku w Corte na Korsyce. Był najstarszym z braci Napoleona. Józef, podobnie jak Napoleon i pozostali bracia Bonaparte, w okresie rewolucji francuskiej stanął po stronie sił republikańskich i w 1796 roku musiał opuścić Korsykę. Wziął udział w kampanii włoskiej Napoleona, a następnie uczestniczył w ekspedycji, która przywróciła francuską zwierzchność nad Korsyką. W 1797 roku mianowany został przez Dyrektoriat przedstawicielem rządu francuskiego przy dworze w Parmie. Potem został deputowanym z Korsyki do Rady Pięciuset.
Józef Bonaparte prowadził aktywną działalność dyplomatyczną i uczestniczył z ramienia republiki w wielu ważnych rozmowach międzynarodowych. W sierpniu 1802 roku między Józefem a Napoleonem doszło do pewnych nieporozumień. Józef chciał, aby Napoleon, który ogłosił się dożywotnim konsulem, wyznaczył go swoim następcą. Napoleon tymczasem skłonny był widzieć w tej roli swojego bratanka, syna Ludwika Bonaparte. Po cesarskiej koronacji Napoleona w 1804 roku rozdźwięki między braćmi pogłębiły się. Józef odrzucił propozycję Napoleona przyjęcia korony włoskiej w zamian za rezygnację z pretensji do tronu francuskiego.
W 1806 roku Józef wysłany został przez Napoleona do Neapolu z zadaniem wyparcia stamtąd Burbonów, a następnie ogłoszony przez cesarza królem Neapolu. W 1808 roku Napoleon zaoferował Józefowi koronę Hiszpanii. Józef utrzymywał się na tronie hiszpańskim jedynie dzięki stałej obecności silnej armii francuskiej. Jego władza miała iluzoryczny charakter. Zdając sobie sprawę z tej sytuacji, czterokrotnie składał propozycje abdykacji.
Po upadku Napoleona w 1815 roku Józef Bonaparte znalazł schronienie w Stanach Zjednoczonych, skąd bezowocnie starał się wspierać pretensje syna Napoleona, księcia Reichstadt, do tronu francuskiego. Pod koniec życia mieszkał we Włoszech, w Genui i Florencji, gdzie zmarł 28 lipca 1844 roku.

Lucjan Bonaparte
(1775 - 1840)

Książę Canino, brat Napoleona urodzony w Ajaccio, deputowany z Korsyki do Rady Pięciuset, był jej przewodniczącym w chwili powrotu Bonapartego z Egiptu do Paryża. Odegrał istotną rolę w zamachu stanu 18 Brumaire'a. W początkach konsulatu sprawował funkcję ministra spraw wewnętrznych, pokłócony z bratem, gdyż przedwcześnie ujawnił jego ambitne plany, posłany do Madrytu jako ambasador, doprowadził do zbliżenia między Hiszpanią a Francją. W 1802 wrócił do Paryża, pogodził się z Napoleonem, ale znowu popadł w niełaskę, kiedy poślubił Alexandrine de Bleschamps. Wyjechał wtedy do Rzymu, gdzie zamieszkał za zgodą papieża. Po wejściu w 1808 roku wojsk francuskich i w związku z kłopotami finansowymi próbował w 1810 dotrzeć do Ameryki, ale dostał się do angielskiej niewoli. Na rozkaz Napoleona pozbawiono go wszelkich francuskich stanowisk tytularnych, a nawet Legii Honorowej. Internowany na Malcie, potem w Anglii. Wrócił do Francji w 1814, wspierał brata podczas Stu Dni. Potem powrócił do Rzymu, gdzie już wcześniej otrzymał od papieża tytuł ks. Canino. W 1819 roku w związku z kłopotami finansowymi przeniósł się do Viterbo. Zmarł tam na raka żołądka.

Eliza Bonaparte
(1777 - 1820)

Eliza, bardziej męska niż dwie pozostałe siostry, niezbyt ładna, była świetną administratorką i, podobnie jak Napoleon, interesowała się sztuką. Jej mąż, Feliks Bacciochi, był łagodnym, prostym człowiekiem. Po opuszczeniu armii poświęcił się grze na skrzypcach. W tej sytuacji w coraz większym stopniu najważniejszym mężczyzną w życiu Elizy stawał się Napoleon. Poprosiła go, by wyznaczył jej jakąś rolę w rządzeniu imperium i w 1805 r. otrzymała, wraz z mężem, Lukkę, piękne księstwo w górzystej krainie cyprysów i oliwek, zamieszkane przez 150 tysięcy mieszkańców. Wykorzystując wiadomości zdobyte w czasie siedmioletniego pobytu w Saint-Cyr, Eliza doprowadziła do podwojenia produkcji jedwabiu i sprowadziła z Genui i Lyonu specjalistów, którzy poprawili jego jakość. Dbała o rozwój garbarni, rafinerii i fabryk mydła. Posłuszna zaleceniom brata, by promować francuskie wyroby, sprowadzała stroje od Leroya z Paryża i sama je nosiła - jej ulubionym kolorem był biały. Założyła dwie duże biblioteki, szkołę medyczną i Institut Elisa - szkołę dla dziewcząt z dobrych domów. Lukka stała się muzycznym centrum. Na dworze Elizy grał Paganini, a Spontini, z którym się przyjaźniła, zadedykował jej najlepszą swoją operę Westalka. Największy sukces finansowy Elizy wiąże się ze śnieżnobiałymi karraryjskimi marmurami. Pomiędzy 1790 a 1802 r. 2 tysiące mieszkańców Carrary i 300 rzeźbiarzy wyemigrowało z braku pracy i kiedy w marcu 1806 r. kamieniołomy znalazły się pod zarządem Elizy, były nieczynne. Eliza założyła niewielki bank dla finansowania kamieniołomów i otworzyła Akademię, dla której pomieszczenia znalazła w książęcym pałacu To tutaj do 1810 r. pod kierunkiem 5 profesorów kształciło się 29 studentów w rysunku, 33 studiowało rzeźbę, a 34 architekturę. Eliza poprosiła Napoleona o mianowanie dyrektora Akademii. Jego wybór padł na Bartoliniego Laurenta, syna kowala z Prato, który swego kunsztu dowiódł, rzeźbiąc kolumnę Vendme upamiętniającą bitwę pod Austerlitz. Bartolini pełnił swoją funkcję przez 7 lat i sprowadził do Carrary Niemców, Tiecka i Raucha, Duńczyka Thorwaldsena i Canovę. Zaczęto wówczas na dużą skalę eksportować marmurowe nagrobki, kominki, piedestały, wazy, zegary, a nawet wykonano dla Tunisu cały meczet z setką sześciometrowych kolumn. Ku zadowoleniu Elizy, najwięcej było zamówień na popiersia Napoleona i na replikę posągu Napoleona dłuta Canovy. Zamówienia napływały z całej Europy. Cena popiersia wynosiła w Paryżu 448 franków. We wrześniu 1808 r. skrzynie, do których załadowano co najmniej 500 popiersi, czekały na barkach przy wlocie kanału Briare. W 1808 r. Napoleon mianował Elizę wielką księżną Departamentu Toskanii. Eliza przeprowadziła się do pałacu Pittich we Florencji, przemeblowała go i tam, przy dźwiękach harfy, na której grała Rosę de Blair, czytywała swego ulubionego autora, Bolingbroke'a. Często przyjmowała gości. Zwróciła się do starej madame de Genlis, "matki Kościoła", która pamiętała Wersal z czasów Ludwika XV, z prośbą o porady w zakresie dworskiej etykiety. Kosztem 60 tysięcy franków wydanych z własnych pieniędzy sprowadziła grupę francuskich aktorów, żeby Toskańczycy mogli poprawić znajomość francuskiego. Napoleon ze swej strony dbał o to, by Toskańczycy rozwijali ojczysty język. To on ustanowił nagrodę w wysokości 500 napoleonów za najlepszą pracę napisaną po włosku przez Toskańczyka, to on polecił uczonym z Accademia delia Crusca, którą Eliza ponownie otworzyła, opracowanie nowego słownika języka włoskiego. W ten sposób w jakimś stopniu Napoleon i jego siostra starali się spłacić dług ziemi, która była kolebką Buonapartów. Eliza zaczęła podpisywać się teraz literą "E", tak jak jej brat podpisywał się literą "N". Napoleon natychmiast przypomniał jej, że prawa Cesarstwa są ważniejsze niż związki krwi albo jej niby-królewski podpis

Ludwik Bonaparte
(1778 - 1846)

Ludwik Bonaparte był ulubionym bratem Napoleona, ojcem późniejszego cesarza Napoleona III, a w latach 1806 - 1810 królem Holandii, gdzie sprawował władzę wspólnie ze swą żoną - córką Józefiny - Stefanią de Beauharnais. Ludwik cierpiał na jakąś bliżej nieokreśloną chorobę krwi i miał częściowo sparaliżowane ręce. Gdy chciał coś napisać, pióro przywiązywano mu wstążką do nadgarstka, przy otwieraniu drzwi wkładał palce w otwór w kluczu i używał ich jako dźwigni. Zawsze łagodny i niepewny siebie. Ludwik wahał się, czy przyjąć tron proponowany przez brata: klimat Holandii, argumentował, może źle wpłynąć na moje zdrowie. "Nonsens - odpowiedział Napoleon - lepiej umrzeć na tronie niż prowadzić żywot zwykłego księcia". Potem nakreślił mu jego obowiązki: "Strzeż ich wolności, ich praw, ich religii, ale nigdy nie przestań być Francuzem" Ludwik przybył do Hagi 23 czerwca 1806 r. Jak zwykle skrupulatny we wszystkim, co robił, natychmiast zaczął uczyć się holenderskiego. Wprowadził bardziej humanitarny kodeks karny i osobiście kontrolował każdy wyrok śmierci, często stosując prawo łaski. Organizował coroczne wystawy, by zachęcić Holendrów do rozwijania przemysłu. Kiedy w Lejdzie eksplodowała barka wyładowana 16 tonami prochu, przez całą noc pomagał ratować rannych. Namówił Napoleona do wycofania kosztownych francuskich wojsk i w ten sposób zredukował roczne wydatki z 78 do 55 milionów florenów. Wymusił na Napoleonie zgodę na zwolnienie Holendrów od służby wojskowej, argumentując, że jest to naród zajmujący się od wieków handlem i produkcją towarów. Nic dziwnego, że wkrótce zyskał sobie miano "dobrego króla Ludwika". Napoleon uważał, że brat jest zbyt dobrotliwy. Obawy Napoleona potwierdziły się. Ludwik coraz bardziej ulegał żądaniom Holendrów. Kiedy zechcieli arystokratycznych tytułów, Ludwik je ustanowił - dopiero Napoleon musiał wkroczyć i cofnąć decyzję. Holendrzy protestowali przeciwko wprowadzonemu przez Napoleona embargu, twierdząc, że ich rujnuje. Ludwik przymykał więc oko na import angielskich towarów. Napoleon zarzucał bratu, że nie stosuje się do pierwszego polecenia, jakie otrzymał: "Nigdy nie przestań być Francuzem". Stał się, jak powiedział, "holenderskim dostawcą sera", na co Ludwik stwierdził, że taki właśnie powinien być król Holandii. Ludwik był zbyt skłonny do kompromisów, a wobec pogarszającej się sytuacji militarnej Napoleon nie mógł sobie pozwolić na dalsze ustępstwa. W 1810 r. przyłączył Holandię do Francji. Jednakże Holendrzy do dzisiaj nazywają swojego chorego "dostawcę serów" dobrym królem Ludwikiem.

Paulina Bonaparte
(1780 - 1825)

Pauletta Bonaparte - Borghese, ukochana siostra Napoleona, uznawana za jedną z najpiękniejszych kobiet Empire'u, o której księżna d'Abrantes napisała, że "oglądając jej podobizny trudno sobie nawet wyobrazić, do jakiej niezrównanej perfekcji dochodziła jej uroda". Wydana za mąż za generała Leclerka, towarzyszyła mu podczas ekspedycji na San Domingo, a później... zresztą oddajmy głos Waldemarowi Łysiakowi, który skreślił wspaniały portret Pauliny w swym "Empirowym pasjansie":
"... Pierwszego małżonka Pauliny, generała Leclerca, dosięgła roku 1802 żółta febra na San Domingo. Paulina była przy tym, gdyż Napoleon kazał jej towarzyszyć mężowi w egzotycznej eskapadzie. Zabalsamowała zwłoki swego "ślicznego smarkacza", włożyła mu do trumny pukiel swych włosów, po czym wsiadła na "Swiftsure" i rankiem 1 stycznia 1803 roku dopłynęła wraz z mumią do brzegów Francji.
Zamieszkała początkowo w pałacu Marbeuf, u najstarszego brata, Józefa. Nocowała dniami, a wieczorami znikała nie wiadomo gdzie. Wprawiało to rodzinę w zakłopotanie, a gdy Paryż począł szeptać o "wesołej wdówce" - rodzinę ogarnęło przerażenie. Jako jedyny ratunek widziano nowe zamążpójście płochej wdowy, więc gorączkowo szukano kandydata. Nie mógł to być jednak byle kto. Bonapartowie zdążyli przeistoczyć się z ubogiego korsykańskiego klanu w dynastię, dlatego małżeństwa między siostrami a oficerami "boga wojny" nie były już brane pod uwagę.
Napoleon proponował jednego spośród swych mediolańskich wielbicieli, pięćdziesięcioletniego hrabiego Melzi d'Eril, którego uczynił wiceprezydentem Republiki Włoskiej. Ale Melzi był zatwardziałym kawalerem i nadto posiadał sporą dozę inteligencji oraz niezłą pamięć, gdzie mieszkały wspomnienia o głośnych miłostkach Pauliny w Marsylii i w Paryżu, i o jej nader oryginalnym pojmowaniu lojalności małżeńskiej. Melzi delikatnie acz stanowczo uchylił się od proponowanego mu zaszczytu.
Wkrótce na horyzoncie pojawiła się zwierzyna znacznie cenniejsza, tęgawy dwudziestoośmiolatek o ciemnych lokach i źrenicach koloru antracytu - jeden z najbogatszych arystokratów włoskich tamtej doby, książę Kamil Filip Ludwik Borghese. Rozpoczęły się wielkie łowy, a tymczasem postanowiono przyskrzynić wdówkę na jakiś czas, żeby się jeleń nie spłoszył. [...]
Kończąc swą długą podróż po Europie don Camillo przybył roku 1803 do Paryża i od razu wpadł w oko Bonapartym. Na czele "spisku" mającego za cel wyswatanie księcia z Paulina stanęli: Józef Bonaparte, kardynał Caprara (legat papieski w Paryżu), oraz zręczny intrygant i politykier, kawaler d'Angiolini.
Angiolini zaaranżował pierwsze spotkanie młodej pary w Mortefontaine, natomiast Caprara subtelnie przygotowywał księcia do oświadczyn. Jednakże pełna niuansów i niedomówień subtelność dyplomatyczna była wobec księcia Borghese rodzajem postępowania akurat najmniej wskazanym - don Camillo w ogóle nie zrozumiał czego od niego chcą. Wobec tego spytano go wprost, czy chciałby objąć stanowisko małżonka Pauliny. Oszołomiony nagłym atakiem młodzian wybąkał: "tak", po czym zaczął się zastanawiać nad tym co zaszło.


Do tej pory Kamil B. nie uczynił jeszcze nic, za co mógłby się później obwiniać, prócz owego "tak", które zresztą nie było zbytnio wiążące i z którego mógłby się bez trudu wyplątać. Głupstwa zaczął popełniać od tej chwili, już nie popychany przez drugich, lecz przez wolę własną. Najpierw zainteresował się bliżej kobietą, którą mu pchano do rąk. Przypomniał sobie wówczas, że jest to ta sławna piękność, o której temperamencie szeptano po salonach nader pikantne historyjki, i zaświtało mu w głowie, że winien trzymać się od niej z daleka. Atoli trzymać się z daleka było mu trochę trudno, bo gdy już się na dobre zainteresował wdową po Leclercu - zapłonął miłością szaloną. Paulina umiejętnie podsycała ten ogień, wyznaczając romantyczne schadzki w Mortefontaine lub w Plessis-Chamant, i nosząc ostentacyjnie na sercu miniaturkę don Camilla, którą malował specjalnie przez nią wynajęty portrecista. Efekt był nieuchronny: książę Borghese zaczął błagać o natychmiastowy ślub.
Z terminem ślubu sprawa komplikowała się nieco, gdyż wdowie nie wolno było łamać prawa: artykuł 228 Kodeksu Cywilnego zabraniał jej stawać powtórnie na kobiercu ślubnym wcześniej niż 2 września 1803 roku. Rzecz prosta prawo często służy jego omijaniu, lecz tutaj możliwość ominięcia komplikowała zbytnia, jak na gust wielu ówczesnych prominentów, dbałość Napoleona o prawa respektowanie. Konsul zresztą nie parał się usidlaniem don Camilla. Gdy Józef oznajmił mu jakie są zamiary rodziny, Napoleon wyraził zgodę, a 27 czerwca 1803 roku ośmielił nawet Borghese'a w pałacu w Brienne: "Książę, przeznaczeniem mojej siostry jest poślubić Rzymianina, gdyż ona sama czuje się od stóp do głów Rzymianką" - życzył sobie jednak, by zachowano powściągliwość i umiar, i nie kojarzono małżeństwa w wyścigowym tempie tylko dlatego, że Borghese to wspaniałe nazwisko. Nie imponowały mu nazwiska i herby, przynajmniej nie aż tak, jak to później imputowali niektórzy historycy. Borghese był według niego dobry, bo akceptowała go Paulina i cała familia. O tym, iż nie miał pojęcia jak gorączkowe było to "akceptowanie", świadczy fakt, że już po nieoficjalnych zaręczynach zaprosił Paulinę na obiad bez Borghese'a, co wprawiło cały Paryż w osłupienie.
Jednego z pierwszych dni września 1803 roku wizytującemu prowincje belgijskie Napoleonowi doniesiono, że Pauletta i Camillo wzięli ślub kościelny przed upływem terminu wdowieństwa, 28 sierpnia, w Mortefontaine. Ogarnął go straszliwy gniew; długo nie dał się przebłagać, m.in. nie wziął udziału w ślubie cywilnym (listopad 1803 roku). Nie pozostał wszelako nieczuły - ofiarował siostrze 800 tysięcy franków posagu i kilka rad przysłanych z obozu w Boulogne: "Kochaj męża i daj mu szczęście. Mając 24 lata winnaś już być rozsądną. Pozbądź się lekkomyślności i kaprysów. Kocham cię i z radością usłyszę, że jesteś szczęśliwa".
Na razie spośród wszystkich ludzi biorących udział w tej aferze człowiekiem najszczęśliwszym był don Camillo, żywiący nadzieję, iż małżonka zapomni o szaleństwach młodości i będzie mu wierna po deskę grobową. Niewątpliwie był książę ukochanym dzieckiem matki Nadziei. [...]
30 marca 1806 roku Napoleon ofiarował małżonkom Borghese mikroskopijne księstwo Guastalla, gdzie na powierzchni 10 kilometrów kwadratowych żyło 10 tysięcy mieszkańców. Paulina, której - jak każdemu z rodzeństwa "boga wojny" - marzyła się korona, wpadła we wściekłość. Bez wątpienia zanegowałaby późniejsze słowa austriackiego kanclerza, Metternicha: "Dawał swym siostrom wszystko, co tylko chciały". Jej nie dawał!
Mało, że zmusił Camilla do odstąpienia Francuzom zbioru bezcennych dzieł sztuki - to teraz jeszcze ma czelność rzucać taką jałmużnę! Zaczęła spokojnie: - Cóż to jest ta Guastalla, mój dobry braciszku?
- Miejscowość i zamek w Parmie.
- Aaa! Miejscowość i zamek! Moje siostry mają państwa i ministrów! Co ja tam będę robić?
- Co chcesz.
- Co chcę?! Napolione, wydrapię ci oczy, jeśli nie zaczniesz mnie lepiej traktować! A mój biedny Camillo, czy dla niego też nic nie zrobisz?
- Przecież to kretyn.
- Oczywiście, ale co to ma do rzeczy?!
Napoleon wzruszył ramionami, Paulina rozpłakała się i w rezultacie, choć przyjęła księstwo (lepszy rydz...), tytułu używała rzadko. Dla otarcia łez brat dodał jej 6 milionów franków, za które kupiła m.in. posiadłość Raincy. Kilkanaście lat później, na Św. Helenie, Cesarz powie o Pauletcie:
"Dawałem jej mnóstwo pieniędzy, ale ona z kolei oddawała je każdemu, kto potrzebował, także i mnie, kiedy fortuna stalą się mi niełaskawą".
Różniło Paulinę od jej sióstr kilka drobiazgów: była piękna, wolała się z bratem wykłócać o wszystko niż bez przerwy biegać wokół tronu i żebrać, miała serce otwarte nie tylko dla armii kochanków, lecz również na ludzką niedolę, i wreszcie nie intrygowała przeciw bratu i nie zdradzała go (jak Karolina) obcym mocarstwom. [...]
Cesarz miał zamiar obdarzyć Paulinę tronem Portugalii, lecz nieudana "kampania portugalska" Junota przekreśliła te plany. Otrzymała więc Piemont z przyległościami, dekretem, na mocy którego książę Borghese stał się "gubernatorem generalnym nowych departamentów zaalpejskich". 13 kwietnia 1808 roku Camillo wyruszył wraz z Paulettą do stolicy piemonckiego "królestwa" - Turynu - próbując podczas wojażu raz jeszcze przekonać swą połowicę, iż jest Kimś. Ale już u wrót pierwszej miejscowości przygranicznej, w obliczu notabli czekających z powitaniem, odbył się między małżonkami następujący dyskurs:
- Milcz, ja przemówię!
- Nie, pani, ja... Ja jestem gubernatorem!
- Być może, ale ja jestem siostrą Cesarza!
- Jestem pani mężem!
- To nie daje panu żadnych praw, proszę milczeć!
Słusznie. Jak mówił Pitagoras: "Trzeba milczeć albo mówić rzeczy lepsze od milczenia". Z tym drugim książę Borghese miewał kłopoty.
Trzy dni później (22-IV-1808) Turyn witał gubernatorstwo strzałami dział będących chlubą cytadeli. Don Camillo, by ująć poddanych, zarządził wspaniały bal, rozpoczynając go narodowym tańcem piemonckim "montferrine". Tańczył cudownie, co dowodzi nieśmiertelnej równowagi rządzącej przyrodą i dającej się ująć tak: kto nie ma w głowie, winien przynajmniej w nogach być geniuszem.
Po serii uwalniających od widoku don Camilla wojaży, 15 sierpnia Paulina zawitała nad Sekwanę, detonując kolejny wybuch gniewu brata:
- Wracaj bez zwłoki! Dość już tego skandalu! Kobieta winna być cieniem męża i dzielić jego los!
Na następną wizytę ubrała najlepszą obcisłą suknię i Bonaparte krzyknął zachwycony:
- Księżno Paulino, jesteś rzeczywiście najpiękniejszą kobietą świata!... No więc dobrze, zostań już, będziesz głównym ornamentem mego dworu.
Bonaparte jest, jak wiadomo, autorem znanej maksymy: "Piękna kobieta podoba się oczom, dobra kobieta podoba się sercu; pierwsza jest klejnotem, druga skarbem". Dla niego Pauletta była i jednym, i drugim.

Dla don Camilla nie była ani klejnotem, ani skarbem, tylko ogrodnikiem, który uczynił z jego głowy poletko do sadzenia swego rodzaju rośliny, zupełnie niejadalnej, co - zważywszy, że we Włoszech nie ma bardziej obelżywego wyzwiska niż "cornuto" - pozwala zrozumieć, jakie męki przeżywał książę gubernator dowiadując się o kolejnych romansach małżonki.
Jednym z pierwszych był tajemniczy oficer, który podczas fety wewnątrz Ogrodu Luksemburskiego ujrzał w blasku sztucznych ogni piękną mieszczkę i poderwał ją. Wyznała mu tylko, że ma imię Amelia i naznaczyła schadzkę przy ulicy du Bac nr 188. Tam właśnie spotykali się przez pewien czas. Dwa lata później młodzian wrócił z frontu i ujrzał swą kochankę na przyjęciu dworskim u boku Cesarza. Wyjaśniono mu, że to Paulina Borghese. Paulina również go poznała, dzięki czemu już następnego dnia otrzymał awans i misję, której punktem docelowym był drugi kraniec kontynentu.
Takich oficerów miała mnóstwo - w końcu była to epoka oficerów. Cesarz, gdy tylko dowiadywał się o którymś, z miejsca wysyłał go na odległą placówkę, do Polski, Dalmacji, Hiszpanii, lub jeszcze dalej: do Azji bądź Afryki. Gdyby Cesarstwo przetrwało Waterloo, niewątpliwie po następnych 15 latach na odległych placówkach oficerowie zdominowaliby liczbą szeregowych żołnierzy. A więc hrabia August de Forbin, szambelan dworu Pauliny, zwany w salonach "szambelanem łóżkowym". Ubóstwiali się w Plombieres, Saint-Leu i Greux, gdzie Roland Bachelard zanotował: "Odgłosy przyjemności, jakich Jej Cesarska Wysokość zayżwała z. panem hrabią, byty tak donośne, że umilkły nawet ogłuszone koniki polne".
Donośność tych odgłosów sprawiła, że usłyszał je w Paryżu Napoleon. Tydzień później Forbin wylądował na froncie hiszpańskim.
Juliusz de Canouville de Raffelot, szef szwadronu huzarów, który w jej zamku w Neuilly zachowywał się jak legalny małżonek.
Wezwany pewnego dnia do Pauletty i nie rozumiejący sytuacji dentysta Bousquet, po zbadaniu i naprawieniu jej zębów (przy Canouville'u; Canouville za groził mu biciem w razie spartaczenia zabiegu), wychodząc rzekł do dworek i oficerów straży:
- Jestem wzruszony. To doprawdy rzecz niezwykła widzieć parę z tej sfery tak czułą dla siebie jak Jej Cesarska Wysokość i jej narzeczony Będę się chwalił, że byłem tego świadkiem.
Przyjęto te słowa z całą powagą, drwiono dopiero po wyjściu lekarza, Zaś Canouville popełnił to głupstwo, że na jakąś rewię armijną ozdobił swój mundur przepysznym kołnierzem sobolowym, który Paulina dostała od brata. Cesarz poznał sobole i bez żadnej zwłoki odesłał je za Pireneje wraz z właścicielem.
Alexis Tourteau de Septeuil, kapitan dragonów. "Skończył się" w momencie, gdy zaczął dzielić swój czas między księżnę Borghese a jedną z jej dworek, piękną panią de Barral. Tym razem o odesłanie go postarała się sama Paulina. Adres znowu ten sam: Hiszpania.
Porucznik kawalerii duńskiej, Achilles de Cormier; porucznik szwoleżerów armii neapolitańskiej, Conrad Friedrich; hermafrodytyczny porucznik de Brack (nazywany przez kolegów "panna Brack"), pułkownik artylerii August Duchand; hrabia Montrond; itd. itd. Wymienianie wszystkich byłoby absurdalne, jest to bowiem esej historyczny, a nie wypis ze stanu etatowego kadry oficerskiej Wielkiej Armii.

Drugą jej epopeję sercową napisali "komedianci" - aktorzy i dworscy minstrele, których sztuką pasjonowała się, i to nie tylko w roli biernej obserwatorki, chociaż nie miała za grosz talentu. Księżna d'Abrantes tak opisuje wodewil amatorski, w którym zagrały siostry Bonaparte, Paulina i Karolina:
"Wodewil wypadł nader smutnie; obie panie błądziły po scenie, nie mając pojęcia co należy czynić. Paulina mówiła fatalnym akcentem i śpiewała głosem krzykliwym, fałszując i nie zwracając uwagi na takt i akompaniament. Jej partner, pan d'Abrantes, śpiewał czystym, lecz zupełnie niewyrobionym basem. Można więc sobie wyobrazić jak wypadły duety miłosne! Doprawdy - chciałoby się uciekać, gdyby nie to, że całość była niewypowiedzianie śmieszna. Tylko uroda Pauliny jeszcze raz odniosła zwycięstwo; ona była zbyt piękna, by być śmieszną. Cokolwiek robiła czy mówiła, urok jej byt nieodparty".
A na Paulettę nieodparty urok wywierali ludzie sceny. Leclerca zdradzała z Lafonem, miernym aktorzyną, wyżywającym się w rolach Don Juanów i Cydów. Don Camilla - najpierw z kompozytorem arietek i romansów, Feliksem Blanginim, którego pewnej nocy wyrzuciła za drzwi sypialni nie bez przekleństw, gdy natura odmówiła mu posłuszeństwa, a później z największym aktorem epoki, Talmą, który znudził ją szybko zwyczajem wygłaszania w łóżku tyrad Racine'a i Corneille'a, i nad którym znęcała się, rozkazując mu deklamować "Burzę" Szekspira w potokach ulewy (towarzystwo słuchało w namiocie), dzięki czemu nieszczęśnik przeziębił się.
Miała Paulina szczególną słabość do ludzi wielkich, toteż na liście jej kochanków znalazły się gwiazdy ówczesnego świata sztuki i polityki. Byli wśród nich: pierwszy rzeźbiarz Empire'u - Canova, wirtuoz dyplomacji austriackiej - Metternich, "Polski Bayard" - książę Józef Poniatowski, oraz dwóch Rosjan - szef rosyjskiej siatki wywiadowczej na terenie Francji, sławny pułkownik Czernyszew, i kolos o wielkich jasnych oczach, pułkownik Kabłukow. Biorąc to wszystko pod uwagę, nie będzie zbytniej przesady w stwierdzeniu, iż przez łóżko Pauliny przewinęła się cała wielka Europa. Z wyjątkiem największego śpiewaka Empire'u, Crescentiniego. Biedak był kastratem. [...]
Roku 1814 Pauletta, jako jedyna spośród rodzeństwa, podążyła za Napoleonem na Elbę i zamieszkała w Porto-Ferrajo, w apartamentach przeznaczonych uprzednio dla cesarzowej Marii Ludwiki (ta ostatnia, miast towarzyszyć mężowi, wolała spoglądać na dworze wiedeńskim na i na parkietach innych sypialni w jedno oko austriackiego pułkownika Neippberga). [...]
Ostatnie lata życia spędziła w Rzymie - w pałacach Borghese i Salviati, w willach Sciarra i Mandragone (Frascati). Nosiła wyłącznie kolory biały, szaroperłowy i różowy. W swym pełnym arcydzieł salonie przyjmowała śmietankę towarzyską, niechętnie jednak pokazywała główne arcydzieło, "Wenerę Zwycięską", do której niegdyś pozowała nago Canovie. Gdy po przewlekłym procesie, a raczej po całej serii procesów, Camillo odebrał jej znaczną część majątku (min. pałac Borghese) - prosiła go w liście, by nie demonstrował nikomu statuy, gdyż wstydzi się swej marmurowej nagości. Przeprowadzili już oficjalną separację, lecz utrzymywali kontakty, i ona w każdym liście zapewniała o swej sympatii dla niego.
Długo i zaciekle walczyła, by poprawiono warunki niewoli jej brata na Św. Helenie. Śmierć "boga wojny" przeżyła bardzo ciężko.
Ostatnią jej miłością był młody Sycylijczyk - śpiewak, pianista i kompozytor - Giovanni Pacini, którego poznała w teatrze podczas "Matrimonio secreto" Cimarosy. Zimą 1822/1823 wyjechali do Lukki. Gdy wrócili, Nino zaczął zwodzić kochankę - krusząca się uroda Pauliny nie miała już dawnej mocy. Wówczas wyjechała do Florencji i wyciągnęła dłonie w kierunku męża. A on na to czekał - czekał tyle lat. Wiosną 1825 roku widywano tych dwoje spacerujących wzdłuż i wszerz Corso, zmęczonych życiem i czułych dla siebie.
Te spacery były już kresem jej wędrówki. Trzeba ich było zaprzestać, gdy nękająca Paulinę od dawna "gorączka gastryczna" okazała się rakiem. W maju wiedziała już, że musi umrzeć. Chciała umierać wśród kwiatów. Don Camillo przeniósł ją do mającej śliczny park willi Strozzi, w Mantughi pod Florencją, i otoczył sześcioma znakomitymi medykami, którzy mieli sprawić cud. Nie sprawili. Konała powoli 9 czerwca 1825, a on siedział przy niej i gładził jej dłoń. Okłamywała go całe 20 lat i teraz skłamała po raz ostatni, wzruszająco:
- Camillo, kochałam tylko ciebie.
Chwilę później zamknął jej oczy.
11 czerwca 1825 roku wewnątrz krypty Santa Maria Maggiore spoczęła jedna z najwspanialszych kochanek w dziejach, którą u schyłku XIX wieku pewien Borghese przezwał "plamą na honorze rodziny". Borghesowie nigdy nie wybaczyli tej arcykobiecie, która posiała na głowie don Camilla więcej rogów niż miał na niej włosów. Że jego głupota jest bardziej karygodna - nie przyszło im do głowy. Rację miał Oscar Wilde pisząc:
"Wrzeszczy się przeciw grzesznikom, a przecież nie grzesznik, lecz głupiec sprowadza na nas hańbę. Nie masz grzechu nad głupotę".



Karolina Bonaparte
(1782 - 1839)

Najmłodsza siostra Napoleona. Urodzona w Ajaccio, w 1800 roku poślubiła Joachima Murata, w 1806 otrzymała tytuł wielkiej księżnej Bergu i Kliwii, a w 1808 została królową Neapolu. Obdarzona wielkimi ambicjami, dobra administratorka, sprawowała faktyczne rządy podczas nieobecności męża, np. w czasie kampanii 1812. Opiekunka sztuk i nauk, m.in. zleciła prowadzenie wykopalisk w Pompei. W 1813 nakłoniła Murata, aby porozumiał się z Austriakami i w ten sposób utrzymał się u władzy. Kiedy Napoleon powrócił z Elby do Paryża, obawiała się, że brat może z zemsty wygnać ją z Neapolu. Dlatego też jedyną szansę widziała w austriackiej protekcji. Wbrew jej woli Murat podjął jednak w 1815 walkę z Austrią, ale został pobity pod Tolentino. Dowiedziawszy się, że do Neapolu powraca król Ferdynand IV Burbon, schroniła się na okręcie ang. "Tremendous". Zabrawszy po drodze dzieci z Gaety, dotarła do Triestu pod opiekę Austriaków, wówczas gdy jej brat maszerował ku Waterloo. Korzystała teraz z protekcji Metternicha, który był jej kochankiem w czasach, kiedy pełnił w Paryżu funkcję ambasadora. Zamieszkała w zamku Hamburg w pobliżu Wiednia pod nazwiskiem hr. Lipona (anagram Napoli). Po śmierci Napoleona przeniosła się do Triestu, a potem do Florencji, gdzie kupiła pałac Griffoni. Zmarła właśnie w tym pałacu.

Hieronim Bonaparte
(1784 - 1860)

Hieronim Bonaparte - najmłodszy brat Napoleona, który jego edukacją kierował i na nią łożył. Niechętny nauce, leniwy młodzieniec skierowany został przez brata do marynarki. Nieco rozpuszczony, przystojny, tryskający energią młodzieniec, niezbyt błyskotliwy, ale wyjątkowo pewny siebie, Hieronim, służąc jako chorąży w marynarce, porzucił swój okręt w Ameryce, żeby ożenić się z Elizabeth Patterson, dziewczyną irlandzkiego pochodzenia, mieszkającą w Baltimore. Młoda para pożeglowała do Europy, a Elizabeth była przekonana, że "siłą swojej urody" podbije Napoleona. Nigdy jednak nie zyskała szansy, by zademonstrować cesarzowi swój grecki nosek i śliczne loki. Napoleon nie uznał tego małżeństwa, gdyż Hieronim nie uzyskał jeszcze przewidzianego prawem wieku, zwymyślał brata za dezercję, nazwał go "synem marnotrawnym" i zmusił do wyrażenia skruchy. Hieronim, który panicznie bał się brata, podporządkował się w pełni jego woli. Panna Patterson została wywieziona do Camberwell, gdzie urodziła syna, a potem wróciła do Baltimore, bogatsza o 60 tysięcy franków wypłacanych jej corocznie przez Napoleona. Wkrótce Hieronim poślubił Katarzynę, nieśmiałą, pełną słodyczy córkę króla Wirtembergii - małżeństwa zaczęły odgrywać ważną rolę w imperialnej polityce Napoleona - po czym zasiadł na tronie nowo utworzonego Królestwa Westfalii.
"Wprowadzenie w życie Kodeksu Napoleona i publiczne rozprawy sądowe z udziałem ławników powinny być podstawą Twoich rządów - napisał Napoleon w liście do Hieronima z 15 listopada 1807 roku - Prawdę mówiąc, bardziej liczę na skutki takich działań dla umocnienia Twojej władzy niż na najbardziej głośne zwycięstwa. Chcę, żeby Twoi poddani cieszyli się wolnością i dobrobytem nie znanym dotąd niemieckiemu narodowi".
Korzystając z pomocy dwóch francuskich ministrów, poważnego Simeona i tryskającego pomysłami Beugnota, Hieronim przystąpił do dzieła Zaczął od wprowadzenia bezpłatnych szczepień dla 30 tysięcy swych obywateli. Zliberalizował handel, redukując z 1682 do 10 liczbę towarów objętych akcyzą. Zlikwidował specjalne podatki nałożone na Żydów; ci po raz pierwszy zyskali prawa cywilne i polityczne. Popierał sztukę i chociaż sam nie interesował się zbytnio literaturą, zatrudnił jako królewskiego bibliotekarza Jacoba von Grimma, późniejszego autora znanych Baśni. Odnosił się do niego, jak wspomina Grimm, "przyjacielsko i uprzejmie".
Józef traktował swoją władzę filozoficznie. Ludwik sumiennie, natomiast Hieronim szczerze się nią cieszył. Pośród nielicznych niemieckich słów, których się nauczył, najczęściej używał słowa "lustig" oznaczającego wesołość, nic dziwnego więc, że nazywano go "wesołym monarchą". Wesołość dla Hieronima oznaczała rozrzutność. W stajniach trzymał 92 powozy i 200 koni. W pałacu zatrudniał 14 szambelanów ubranych w szkarłat i złoto (to, co w Paryżu jest srebrne, w Kassel staje się złote). Swoim generałom ofiarowywał rasowe konie, kochankom brylanty, a każdemu, kto znalazł się na jego drodze, 25 "hieronimów", monet noszących jego wizerunek. Jak wyjaśnił jednemu ze swych ministrów, w pełnieniu roli króla nie widzi niczego lepszego poza przyjemnością dawania.
Napoleon przyznał Hieronimowi pensję w wysokości 5 milionów franków rocznie. Nie było to mało, jeśli wziąć pod uwagę, że król Prus z kasy państwowej otrzymywał 3 miliony, a cesarz Austrii 2,5. Suma ta okazała się jednak nie wystarczająca na przyjęcia, prywatny teatr, kosztowne prezenty i wysokie pensje - każdy ambasador otrzymywał 80 tysięcy franków rocznie. Po pierwszym roku panowania "wesoły monarcha" miał 2 miliony franków długu. Napoleon napisał do niego ze złością: "Sprzedaj swoje meble, konie, świecidełka. Najważniejszy jest honor". Najważniejsze jest dobrze się bawić, pomyślał Hieronim i nadal wydawał pieniądze. Był to jedyny cień na skądinąd pomyślnym panowaniu. Napoleon ciągle zmuszony był karcić brata. W jednym z listów oskarża go, jak zwykle, o słabość do wystawnego życia i brak umiaru, ale na koniec łagodzi nieco te wyrzuty, dodając własną ręką napisane post scriptum: "Mój drogi chłopcze, kocham Cię, ale ciągle jesteś tak niepoprawnie dziecinny".
Po upadku Napoleona Hieronim udał się na emigrację. W 1847 wrócił do Francji: otrzymał tytuł marszałka (1848) i został przewodniczącym senatu (1852).

Żony:

Józefina de Beauharnais
(1763 - 1814)

Marie Josephe Rose Tascher de la Pagerie, Kreolka urodzona na Martynice. W 1779 roku poślubiła hrabiego A. de Beauharnais, a po jego śmierci generała Napoleona Bonapartego (1796). W 1809 roku Napoleon rozwiódł się z Józefiną ze względów dynastycznych. A tak oto portret cesarzowej kreśli Luis Wairy Constant:
Cesarzowa Józefina była wzrostu średniego i tak pięknej budowy jak rzadko; poruszała się lekko i zwinnie, co jej chodowi nadawało jakąś eteryczność, jednak bez ujmy dla monarszego majestatu. Wyrazista twarz cesarzowej odbijała każde władające nią uczucie, nigdy jednak nie tracąc przy tym owej czarującej słodyczy, która była najgłębszą treścią jej duszy. Cesarzowa była piękna tak w radości, jak w największym smutku; widząc, jak się uśmiecha, ludzie uśmiechali się mimo woli; gdy była smutna, było się także smutnym. Żadna kobieta lepiej od niej nie usprawiedliwiała powiedzenia, że oczy są zwierciadłem duszy. Jej oczy, ciemnoniebieskie, były prawie zawsze do połowy przysłonięte podłużnymi, z lekka wypukłymi powiekami i obrzeżały je najpiękniejsze rzęsy na świecie. A ten, na kogo spojrzała spod tych powiek, czuł, że ciągnie go ku niej nieprzeparta siła. Trudno byłoby cesarzowej owo kuszące spojrzenie uczynić surowym, ale mogła i potrafiła w razie potrzeby nadać mu imponującą powagę. Włosy miała bardzo piękne, długie, jedwabiste, ich kolor jasnoszatynowy cudownie harmonizował z kolorem cery, olśniewającej, delikatnej i świeżej. W pierwszym okresie po koronacji lubiła jeszcze owijać rano głowę czerwonym fularem i wtedy wyglądała na najbardziej podniecającą Kreolkę. Ale największy jej urok polegał na czarującym brzmieniu głosu. Ileż to razy zdarzało się, że ja czy inni zamieraliśmy w miejscu na dźwięk tego głosu, tylko po to, by radować nim nasze uszy! Może trudno byłoby twierdzić, że była urodziwa, ale jej postać, pełna sentymentu i dobroci, anielski wdzięk bijący od całej jej osoby, czynił z niej kobietę najbardziej pociągającą.
W czasie pobytu w Saint-Cloud Jej Cesarska Mość wstawała zwykle o dziewiątej i przystępowała do swojej pierwszej toalety trwającej do dziesiątej. Potem przechodziła do salonu, gdzie czekały już osoby, które ubiegały się o audiencję i którym cesarzowa raczyła jej udzielić. Czasami w tym samym salonie i o tej samej godzinie przyjmowała swoich dostawców. O jedenastej, jeżeli Cesarza nie było, jadła śniadanie ze swoją pierwszą damą dworu i paroma innymi. [...]
Po śniadaniu cesarzowa grała w bilard lub też, gdy pogoda była ładna, spacerowała po ogrodzie czy w zamkniętym parku. Po takiej krótkiej zwykle rekreacji szybko wracała do pałacu i zabierała się do haftowania na krosnach prowadząc rozmowę z damami swego dworu, które również były zajęte jakimiś robótkami. Jeżeli między drugą i trzecią nie przyjmowano wizyt, cesarzowa w otwartej kolasce zażywała przejażdżki, a po powrocie przystępowała do tzw. ,,wielkiej toalety". Czasami asystował przy tym Cesarz.
Od czasu do czasu Cesarz przychodził też do salonu Najjaśniejszej Pani. Wtedy miało się pewność, że będzie wesoły i łaskawy.
O szóstej podawano kolację, ale Cesarz najczęściej o tym zapominał i przeciągał w nieskończoność moment siadania do stołu, nieraz nawet do dziewiątej albo i do dziesiątej. Ich Cesarskie Moście jadały razem, samotnie lub w towarzystwie paru zaproszonych gości, ministrów lub książąt z rodziny Cesarza. O północy, nawet jeżeli był tego wieczoru jakiś koncert, przyjęcie czy przedstawienie, wszyscy się rozchodzili do siebie. Wtedy cesarzowa, która lubiła kłaść się późno, grała w tryktraka z którymś z szambelanów. Zwykle hrabia de Beaumont doznawał tego zaszczytu.
Na polowania cesarzowa i jej damy dworu udawały się w powozie. Wkładała wtedy specjalny strój, rodzaj amazonki, zielonej, i toczek z białymi piórami. Wszystkie panie, które uczestniczyły w polowaniu, jadły z Najjaśniejszym Państwem.
Kiedy cesarzowa spędzała noc w sypialni Cesarza, wchodziłem tam rano jak zwykle między siódmą a ósmą i rzadko kiedy zastawałem dostojnych małżonków jeszcze śpiących. Cesarz zazwyczaj przykazywał mi podawać sobie herbatę lub napar z liści pomarańczowych i zaraz wstawał.
Cesarzowa mówiła mu wtedy z uśmiechem:
- Już wstajesz? Poleż jeszcze trochę.
- Nie śpisz? - pytał Cesarz.
Śmiejąc się i całując ją lekko klepał ją w policzek i po ramionach i otulał swoją kołdrą.
Po paru minutach wstawała z kolei cesarzowa, wkładała peniuar i albo czytała gazety, albo małymi schodkami schodziła do swojego apartamentu. I nigdy nie opuszczała sypialni Cesarza nie powiedziawszy do mnie paru słów, które niezmiennie świadczyły o jej dobroci i najbardziej wzruszającej życzliwości.
Cesarzowa, ubierająca się szykownie i z prostotą, niechętnie wkładała wystawne stroje, gdy wymagała tego dworska pompa; bardzo za to gustowała w kosztownościach; zawsze zresztą je lubiła. Tak więc Cesarz często i w dużej ilości ją nimi obdarzał. Uszczęśliwiało ją noszenie ich, a jeszcze bardziej - pokazywanie.
Dobra aż do przesady, jak ogólnie wiadomo, wrażliwa ponad wyraz, tak wspaniałomyślna, że nawet rozrzutna, uszczęśliwiała całe otoczenie. Kochająca męża z czułością, której nic nie mogło zmienić i która była równie żywa przy ostatnim tchnieniu, jak wtedy, kiedy jeszcze ona jako pani de Beauharnais, a on jako generał Bonaparte wyznali sobie miłość, była przez długi czas jedyną kobietą, jaką Cesarz kochał, i w pełni na to zasługiwała. Jakże wzruszająca była zgoda panująca w tym cesarskim stadle przez lat parę! Cesarz, pełen względów, uwagi i oddania dla cesarzowej, lubił całować ją w szyję lub w twarz, dając jej przy tym lekkiego klapsa i nazywając ,,swoim wielkim głuptasem". Prawda, że to wszystko nie przeszkadzało mu w drobnych zdradach, bez zaniedbywania jednak obowiązków małżeńskich. Cesarzowa zaś uwielbiała Cesarza i nieustannie myślała o tym, czym by mu sprawić przyjemność; starała się odgadnąć jego życzenia i uprzedzić jego każde pragnienie.
Początkowo dawała powody do zazdrości. Nastrojony przeciwko niej w czasie wyprawy egipskiej niedyskretnymi doniesieniami, Cesarz po powrocie przeprowadził z cesarzową niejedną burzliwą rozmowę, która nieraz kończyła się krzykiem i rękoczynami. Ale niebawem powrócił spokój i rzadko kiedy coś go zakłóciło. Cesarz nie mógł się oprzeć wielkiemu powabowi i dobroci cesarzowej.
Cesarzowa miała zdumiewającą pamięć, którą Cesarz bardzo często potrafił wykorzystywać. Była też ogromnie muzykalna, bardzo ładnie grała na harfie i mile śpiewała. Miała duże poczucie taktu, znakomitą świadomość tego, co wypada, a co nie wypada, jak najzdrowszy sąd, tak niezawodny, jak tylko można sobie wyobrazić. Zawsze pogodna, zawsze równa w nastroju, tak samo uprzejma dla wrogów, jak i przyjaciół, zaprowadzała pokój wszędzie, gdzie powstawała kłótnia czy niezgoda. Kiedy Cesarz posprzeczał się z braćmi czy z innymi członkami rodziny, co zdarzało się dosyć często, wystarczyło parę jej słów, by znów zapanowała zgoda. Kiedy prosiła o przebaczenie dla kogoś, Cesarz rzadko kiedy jej odmawiał, nie bacząc na wagę popełnionej winy. Mógłbym przytoczyć tysiąc przykładów na potwierdzenie tak uzyskanych przebaczeń.
Zdarzało się, że cesarzowa, zbyt hojna i niezdolna do kontrolowania wydatków, musiała odprawiać z kwitkiem swoich dostawców w dniu, w którym kazała im się stawić po zapłatę. Pewnego razu doszło to do uszu Cesarza i na tym tle między dostojnymi małżonkami wybuchła gwałtowna kłótnia, która skończyła się decyzją Cesarza, że odtąd żaden dostawca czy kupiec nie mógł się zjawić w pałacu, o ile nie został listownie wezwany przez damę dworu lub sekretarza dworu. Tego trybu, rozsądnie pomyślanego, trzymano się bardzo dokładnie, aż do rozwodu Cesarza. Po tej kłótni cesarzowa bardzo płakała i przyrzekła, że będzie oszczędniejsza. Cesarz jej wybaczył, ucałował i znów zapanowała zgoda. Zdaje mi się, że była to ostatnia kłótnia w tym małżeństwie.
Mówiono mi, że już po rozwodzie, kiedy cesarzowa przekroczyła przyznane jej apanaże, Cesarz robił z te go powodu wyrzuty intendentowi pałacu Malmaison, o czym oczywiście cesarzowa się dowiedziała. W swojej dobroci dla ludzi ciężko odczuła nieprzyjemność, jaka spotkała jej intendenta, i nie wiedząc, co począć, by jak najlepiej uporządkować te sprawy, zwołała radę swego dworu, której chciała prezydować w sukni płóciennej bez ozdób. Suknię tę uszyto w wielkim pośpiechu, a posłużyła tylko na ten jeden raz. Najjaśniejsza Pani, której słowa odmowy nie mogły przejść przez gardło, była stale oblegana przez różnych kupców zapewniających ją, że tę czy tamtą rzecz kazali zrobić specjalnie dla niej, i błagających, ażeby nie odsyłała ich z niczym, bo nie wiedzą, jak lub gdzie sprzedać swoje towary. Zatrzymywała więc wszystko, co przynieśli, ale w końcu trzeba było za to płacić.
Była też zawsze nadzwyczaj uprzejma w stosunku do swego dworu. Nigdy żaden wyrzut nie wyszedł z tych ust, z których padały tylko miłe słowa. Jeżeli któraś z dam dworu zawiniła, to całą karą, jaka ją spotykała, było to, że cesarzowa nie odezwała się do niej przez dwa, trzy dni, a nawet do tygodnia, zależnie od przewiny. A ta kara, na pozór łagodna, dla większości dworu była okrutna. Cesarzowa potrafiła dać się lubić.







Maria Luiza
(1791 - 1847)

Maria Luiza - córka cesarza austriackiego Franciszka I i Marii Teresy córki Ferdynanda II, króla Obojga Sycylii. Druga żona Napoleona. Ślub z Napoleonem, którego per procuram reprezentował arcyksiążę Karol, odbył się w kościele parafialnym w Hofburgu 11 marca 1810 roku. Ślub cywilny odbył się 1 kwietnia w Saint-Cloud. Najstarsza z dzieci Franciszka, miała już 21 lat, ale jak na swój wiek była dziecinna, bardziej nieśmiała niż jej ojciec i jeszcze bardziej hipochondryczna niż Józefina - w czasie podróży potrafiła prosić całkiem obcych ludzi, by zbadali jej puls, i dopytywała się niespokojnie: "Czy nie mam gorączki?". Do jej zalet należała szczerość. "Nie mogę znieść tych bezczelnych pochlebstw - napisała w swoim dzienniczku po przyjęciu w Cherbourgu - zwłaszcza kiedy wiem, że nie są prawdziwe, a szczególnie gdy mówią mi, jaka jestem piękna. Lubię tylko jedną formę pochwał: gdy cesarz albo moje przyjaciółki mówią mi: Miło mi było z tobą".
Maria Luiza była blondynką o niebieskich, skośnych kocich oczach, miała różową cerę oraz drobne stopy i dłonie. Lubiła dobre jedzenie, zwłaszcza kremy, homary i czekoladę. Okazała się znacznie bardziej wrażliwa niż Józefina. W czasie nocy poślubnej, zadowolona z Napoleona, poprosiła go, by "zrobił to jeszcze raz". Różnica pomiędzy obiema żonami wynikała głównie z ich charakteru i wychowania. Józefina była odważna i swobodna, Maria Luiza wyrosła wśród płaszczących się dworaków, pod okiem surowego ojca. Do Francji przybyła pełna lęków. Bała się duchów. W jej sypialni musiało nocą płonąć co najmniej pół tuzina świec. Napoleon lubił spać w ciemności, toteż po wieczornych czułościach udawał się do swojej sypialni.
Nerwowa, niezbyt mądra, ale wrażliwa młoda kobieta, nie zyskiwała łatwo sympatii. Na dworze osądzano ją surowo, Napoleon jednakże starał się dostrzec jej dobre strony, zwłaszcza młodzieńczą świeżość i prawdomówność. Zdając sobie sprawę, że jest zalękniona i czuje się obco w nowym otoczeniu, poświęcał jej wiele swego cennego czasu. To on obudził w niej zainteresowanie malarstwem. Jego, ceniona zawsze przez kobiety, pewność siebie oraz troskliwość już po kilku tygodniach sprawiły, że całkowicie zawojował młodą żonę.
W lipcu Maria Luiza zaszła w ciążę i gdy minęło 9 miesięcy, cała Francja niecierpliwie czekała na salwy armatnie: 21, gdyby urodziła się córka, 101 w przypadku syna. 20 marca 1811 r. zaczął się poród. Ginekolog przewidywał trudności. Napoleon powiedział mu, że jeśli trzeba będzie wybierać pomiędzy życiem matki a dziecka, powinien ratować matkę. O tym poleceniu Maria Luiza zawsze z wdzięcznością pamiętała. Poród był kleszczowy, ale dziecko urodziło się żywe. Łzy radości wypełniły oczy Napoleona, gdy usłyszał 101 salw. Wreszcie miał następcę. Do Józefiny, która przysłała mu list z gratulacjami, napisał: "Mój syn jest pulchniutki i zdrowy. Ma moją klatkę piersiową, moje usta i moje oczy".
Napoleon uważał Marię Luizę za wspaniałą żonę i, co było w jego ustach najwyższą pochwałą, osobę z zasadami. Chociaż nie zapomniał o Józefinie - zaraz po powrocie z Moskwy odwiedził ją w Malmaison - wkrótce po ślubie zakochał się w Marii Luizie i uczucie to było trwałe. Zdawał sobie sprawę z tego, że jest od niej o 22 lata starszy, namawiał ją, żeby chodziła na bale i przyjęcia nawet bez niego. Z drugiej strony, świadomy jej uczuciowości, był w stosunku do niej bardziej surowy, można powiedzieć - w korsykańskim stylu Żaden mężczyzna, poza dwoma zaufanymi sekretarzami, nie mógł wchodzić do pokoju cesarzowej bez specjalnej, podpisanej przez niego zgody.
W 1814 roku po abdykacji Napoleona I powróciła do Austrii i, mimo że Napoleon miał szczerą nadzieję, że dołączy do niego na wygnaniu, nigdy tego nie zrobiła. W 1816 roku osiadła w księstwie Parmy, przyznanym jej przez kongres wiedeński, a po śmierci Napoleona dwukrotnie wychodziła za mąż.

Dzieci:

Eugeniusz de Beauharnais
(1781 - 1824)

Wicekról Italii, książę Leuchtenberga, generał i polityk francuski. Urodził się w Paryżu, był synem Alexandra Beauharnais, późniejszego rewolucyjnego generała, zgilotynowanego w 1794, oraz Józefiny z domu Tascher de la Pagerie, przyszłej pierwszej żony Bonapartego, cesarzowej. Małżeństwo matki z Bonapartem w 1796 zapewniło mu znakomitą karierę. Towarzyszył ojczymowi jako adiutant w kampanii włoskiej i egipskiej. Pierwszy wszedł do Suezu, był ranny w walkach o Akkę Powrócił z Bonapartem do Francji, odznaczył się pod Marengo, służył w strzelcach konnych gwardii, w 1802 roku został ich pułkownikiem, w 1804 generałem brygady, dowódcą strzelców konnych gwardii, a w roku następnym otrzymał tytuł księcia i został wicekrólem Italii. Ożeniony z bawarską księżniczką Augustą. Przez blisko 10 lat zajmował się administrowaniem tym królestwem. Był jednym z najwierniejszych współpracowników Napoleona, który 16 II 1806 roku adoptował go. W 1805 roku dowodził Armią Italii, podobnie 1809. Wykazał niewątpliwe talenty strategiczne, pokonał Austriaków nad rzeką Piave i Rabą, połączył się z głównymi siłami francuskimi, bił się pod Wagram. W kampanii 1812 dowodził korpusem Wielkiej Armii, walczył pod Ostrownem, Witebskiem, Smoleńskiem, Możajskiem, Krasnem i nad Berezyną. 14 stycznia 1813 roku objął po Muracie dowództwo nad szczątkami Wielkiej Armii i kierował dalszym odwrotem znad Wisły do Saksonii. W kampanii 1813 starał się powstrzymać marsz sprzymierzonych we Włoszech, ale opuścili go poddani. 16 kwietnia 1814podpisał rozejm z austriackim feldmarszałkiem Bellegarde. Wiosną 1814 roku przekazał gen. Grenierowi dowództwo nad oddziałami francuskimi, a gen. Pino sprawy królestwa Italii. Schronił się wówczas u teścia, króla Bawarii, Maksymiliana Józefa. Zmarł w Monachium na apopleksję.

Hortensja de Beauharnais
(1783 - 1837)

Córka generała Alexandra Beauharnais i Józefiny, siostra ks. Eugeniusza Beauharnais, pasierbica Napoleona. W 1802 roku poślubiła Ludwika Bonapartego, w 1806 została królową Holandii. Małżeństwo nie było udane i zakończyło się już w 1807 separacją. Po abdykacji Ludwika w 1810 zachowała - dzięki życzliwości Napoleona - tytuł królowej i prawo do posiadania dworu. Zamieszkała w zamku Saint-Leu na płn. od Paryża, często bywała w Tuileries. W 1814, otoczona opieką cara Aleksandra I, uzyskała od Ludwika XVIII tytuł hr. de Saint-Leu i uniknęła prześladowań. Podczas Stu Dni stanęła u boku Napoleona, co po Waterloo musiała odpokutować wygnaniem. W 1817 roku uzyskała azyl w szwajcarskim kantonie Turgowii, gdzie zamieszkała w pałacyku Arenenberg. Była matką Ludwika Napoleona, późniejszego Napoleona III. Owocem romansu z gen. Flahaut de la Billarderie był ks. de Morny.

Napoleon II zw. Orlątkiem
(1811 - 1832)

Francois Charles Joseph Bonaparte, zwany Orlątko, tytularny król Rzymu, syn Napoleona i Marii Ludwiki; nie dopuszczony do tronu Francji mimo abdykacji cesarza na jego rzecz. Od roku 1814 przebywał na dworze austriackim, głównie w zamku Schnbrunn pod ścisłym nadzorem. W 1818 roku otrzymał tytuł księcia Reichstadtu; bonapartyści bezskutecznie zabiegali o wprowadzenie go na któryś z tronów europejskich. A tak oto dzieciństwo Napoleona II opisał Luis Wairy Constant:
Król Rzymu był bardzo ładnym dzieckiem, ale mniej podobnym do Cesarza niż syn królowej Hortensji. Jego rysy przedstawiały bardzo miłe połączenie rysów ojca i matki. Znałem go jedynie w okresie wczesnego dzieciństwa. Tym, co wówczas najbardziej w nim zwracało uwagę, była jego wielka dobroć i wielkie przywiązanie do otoczenia. Bardzo lubił córkę damy dworu, pannę Panny Souffioi:, młodą i ładną osóbkę, która prawie go nie odstępowała. Chciał ją zawsze widzieć wystrojoną; prosił matkę, cesarzową Marię Ludwikę, albo swoją guwernantkę, hrabinę de Montesquiou, o jakieś świecidełka, które mu się podobały i które chciał ofiarować swojej młodej przyjaciółce. Kazał sobie obiecać, że będzie mu towarzyszyła na wojnach, gdy on dorośnie, i mówił jej moc miłych słów świadczących o dobrym sercu.
Małemu Królowi (jak sam się nazywał) dano za towarzysza chłopczyka, także syna damy dworu; zdaje się, że był to Albert Froment. Pewnego ranka, kiedy obaj chłopcy bawili się w ogrodzie, na który wychodził apartament Króla w Saint-Cloud, panna Fanny, niepostrzeżenie przyglądająca się ich zabawie, zobaczyła, że Albert, chcąc odebrać Królowi taczki, których ten mu nie chciał oddać, uderzył go. Król zaraz rzekł mu na to: ,,Gdyby to ktoś zobaczył... ale ja nikomu nie powiem!". Sądzę, że to bardzo charakterystyczny rys.
Pewnego dnia Król był przy oknie w pałacu i zabawiając się patrzeniem na przechodniów wskazywał paluszkiem guwernantce to, co najbardziej zwracało jego uwagę. Spojrzawszy w dół ujrzał pod oknem kobietę w żałobie, która trzymała za rękę małego chłopca, również w żałobie. Chłopczyk ten miał w ręku petycję i z daleka pokazywał ją Królowi, jakby prosił, by ją przyjął. Jego czarny strój zaintrygował młodziutkiego Króla; zapytał więc guwernantkę, "dlaczego ten chłopczyk jest ubrany na czarno?".
- Z pewnością dlatego, że jego tatuś umarł - odpowiedziała.
Król wyraził gorące życzenie pomówienia z małym petentem. Pani de Montesquiou, której ogromnie szło o to, ażeby pobudzić w wychowanku dobre odruchy, kazała przywołać ową matkę z synkiem. Była to wdowa po żołnierzu poległym w ostatniej kampanii. Teraz, znalazłszy się w nędzy, prosiła o wyznaczenie jej renty. Mały Król przyjął petycję i obiecał przedłożyć ją ojcu. Nazajutrz jak zawsze poszedł przywitać się z nim i oddać mu wczorajsze petycje, co należało do niego; jedną z nich odłożył jednak na bok: tę swego młodego protegowanego.
- Tatusiu - rzeki - oto prośba małego chłopczyka, którego ojciec zginął przez ciebie: daj mu rentę.
Wzruszony Cesarz ucałował syna. Tego dnia jeszcze wystawiono dokument nadania renty. Niewątpliwie w tym czynie Małego Króla jest rys wskazujący na dobre serce już w zaraniu życia.
Pierwsze kroki Małego Króla na polu edukacji nie nastręczały trudności. Pani de Montesquiou wywierała doskonały wpływ na swego wychowanka; kierowała nim łagodnie, ale jednocześnie strofowała z całą powagą za każdy zły uczynek. Chłopiec na ogół był posłuszny; czasami miewał jednak napady gwałtownego gniewu. Jego wychowawczyni obrała znakomitą metodę, żeby go od tego oduczyć: zachowywała się w takich razach obojętnie, pozwalając mu się uspokoić samemu. Kiedy już ochłonął z gniewu, jakaś uwaga rzucona z całą surowością i namaszczeniem robiła z małego gwatłownika Katona na resztę dnia. Pewnego razu, kiedy z krzykiem tarzał się po ziemi i nie słuchał perswazji swojej wychowawczyni, ta zamknęła okna i okiennice. Mały Król, zdziwiony taką zmianą dekoracji, zapomniał o powodzie swojej złości i zapytał panią de Montesquiou, dlaczego zamknęła okna.
- Z obawy, aby ktoś nie usłyszał tych krzyków - odparła - czyż Francuzi chcieliby 'mieć władcę, który się tak złości?
- A mogli słyszeć? - wykrzyknął Król Rzymu. - Bardzo mi przykro. Przepraszam, mamo Quiou (bo tak nazywał swoją guwernantkę), już nie będę.
Cesarz ogromnie kochał syna; gdy go zobaczył, brał go na ręce, podrzucę ł, stawiał na podłodze i znów podrzucał, ciesząc się jego radością. Przekomarzał się z nim; zanosił przed lustro i stroił pocieszne miny, z których malec zaśmiewał się do łez; przy obiedzie brał go na kolana, maczał palec w sosie, dawał mu go possać i usmarowywał mu twarzyczkę. Pani de Montesquiou nie ukrywała niezadowolenia, Cesarz śmiał się jeszcze głośniej, a dziecko, któremu ta zabawa się podobała, domagało się, żeby ją powtórzyć. Takie momenty sprzyjały składaniu próśb. Zawsze, dzięki wszechmocnemu małemu protektorowi, przychylnie je załatwiano.
Cesarz w swojej czułości zachowywał się czasem bardziej dziecinnie, niż syn. Mały Król miał dopiero cztery miesiące, gdy włożył mu na główkę swój stosowany kapelusz. Dziecko oczywiście się rozpłakało; Cesarz ucałował je wtedy mocno i z widoczną przyjemnością, jak czuły i wrażliwy ojciec, i rzekł: "Jak to, Najjaśniejszy Pan płacze! Król, król płacze! Pfe! Jak to brzydko!"
Pewnego dnia, kiedy Król Rzymu miał roczek, ujrzałem, jak na trawniku przed pałacem w Trianon Cesarz założył mu na ramie pas od swojej szabli, a na głowę własny kapelusz. Odszedł potem parę kroków i wyciągnął ramiona do dziecka, które szło ku niemu chwiejnym kroczkiem. Parę razy zawadziło przy tym nóżkami o szablę. Trzeba było widzieć, z jakim pośpiechem wyciągał wtedy Cesarz ramiona, by uchronić syna od upadku.
Kiedy indziej znów położył się na dywanie w swoim gabinecie, Król Rzymu okrakiem siadł mu na nogach i podskakując przesunął się aż do jego twarzy. Wtedy Cesarz go ucałował. Zdarzyło się też, że malec wszedł do salonu, gdzie właśnie zakończyła się narada. Doradcy cesarscy i ministrowie jeszcze się nie rozeszli. Król Rzymu podbiegł do ojca nie zwracając uwagi na obecnych. Cesarz rzekł mu wtedy:
- Sire, nie przywitałeś się z panami.
Mały odwrócił się i ukłonił z wdziękiem, a Cesarz wziął go na ręce.
Kiedy Król Rzymu miał odwiedzić ojca, biegł do jego apartamentu tak szybko, żeby uciec pani de Montesquiou. Stanąwszy przed kamerlokajem dyżurującym u drzwi, mówił:
- Proszę otworzyć, chcę się zobaczyć z tatusiem. Kamerlokaj odpowiadał:
- Sire, nie mogę otworzyć.
- Ale ja jestem Mały Król.
- Nie, Sire, nie otworzę.
Tymczasem nadchodziła guwernantka i chłopiec, pewny już jej poparcia, mówił:
- Proszę otworzyć, Mały Król tego żąda. Do modlitwy, którą odmawiał rano i wieczór, pani de Montesquiou dodała słowa: "Boże, natchnij tatusia do ustanowienia pokoju dla dobra Francji". Pewnego razu, kiedy Cesarz był przy układaniu syna do snu, ten zmówił tę samą modlitwę. Cesarz go ucałował, nic nie rzekł, ale z uśmiechem pełnym dobroci spojrzał na panią de Montesquiou.
Kiedy Cesarz był zaniepokojony grymasami i krzykami Króla Rzymu, mówił:
- Jak to! Jak to! Król nie powinien się bać. Przypominam sobie jeszcze jedną zabawną historię, związaną z Królem Rzymu, którą sam Najjaśniejszy Pan opowiedział mi, gdy jak zawsze rozbierałem go wieczorem. Śmiał się z niej z całego serca.
- Nawet się nie domyślasz, Constant, jakiej to szczególnej rekompensaty zażądał mój syn od swojej wychowawczyni za to, że był grzeczny... żeby mu pozwoliła pójść brodzić w błocie!
To zdarzenie jest prawdziwe i, jak sądzę, dowodzi, że wielkość, którą otacza się kołyskę władców, nie wystarcza do zniszczenia tego, co jest takie zabawne w dziecięcych kaprysach.



Marszałkowie Napoleona

Pierre Francois Charles Augereau
(1757 - 1816)
Augereau był synem murarza, a w młodości podejmował się wielu zawodów. Najpierw był lokajem u markiza Bassampierre, lecz wyrzucono go za uwiedzienie pokojówki. Później był kelnerem w Palais - Royal, skąd również go wyrzucono za uwiedzienie kelnerki. Wtedy wstąpił do burgundzkiej armii, skąd po raz kolejny został wyrzucony tym razem za niesubordynację. W swej dalszej karierze wojskowej zabił oficera. Gdy ten uderzył go trzciną, Augereau wyrwał mu ją i połamał na kawałki. Doszło do walki, w której bez problemu zwyciężył młody Augereau. Z tego powodu musiał uciekać do Szwajcarii. Później dezertował jeszcze z innych armii: rosyjskiej (służył pod Suworowem) i pruskiej (w tej ucieczce zabrał ze sobą 60 innych żołnierzy (!). W wojsku przewędrował całą Europę: w Atenach ożenił się, w Lizbonie dostał się do więzienia, w Dreźnie uczył tańca (!), a wszędzie rozkochiwał w sobie kobiety i pojedynkował się ze swymi konkurentami. W końcu w armii francuskiej udało mu się zostać generałem, później marszałkiem (Napoleon mianował go po kampanii hiszpańskiej). Dowodził centrum w bitwie pod Iławą, gdzie został ciężko ranny, lecz przeżył. Umarł w 1816 r. na gruźlicę.

Jean Baptiste Bernadotte
(1763 - 1844)
Gaskończyk ten rozpoczął karierę wojskową, mając 17 lat, jako prosty żołnierz. Po dziewięciu latach służby został starszym sierżantem. Przez cały ten czas nie darzył Napoleona sympatią, wręcz przeciwnie nienawidził go. Nie przeszkodziło mu to jednak dostać Legię Honorową, zostać księciem Ponte-Corvo i marszałkiem Francji. Za żonę pojął Dezyderię Clary. W 1809 roku został wyrzucony z Wielkiej Armii za bezczelne zachowanie i intrygi. W 1810 Szwedzi obrali go swoim następcą tronu, więc w 1813 roku opowiedział się za koalicją. Zapoczątkował on dynastię do dziś panującą w Szwecji.

Charles Alexandre Berthier
(1753 - 1815)
Urodzony w rodzinie inżyniera królewskiego. W latach 1800-1807 był ministrem wojny, zaś w 1805 roku Bonaparte mianował go szefem sztabu, której to funkcji Charles świetnie się sprawdził. Berthier został także księciem Neuchtel w 1806 roku. W 1814 namawiał Napoleona do abdykacji, a w czasie Stu Dni umożliwił Ludwikowi XVIII ucieczkę z Francji.

Jean Baptiste Bessieres
(1768 - 1813)
Gdyby nie Rewolucja Bessieres zostałby najprawdopodobniej lekarzem tak jak jego ojciec. Jednak po jej wybuchu wstąpił on do Gwardii narodowej później zaś przeniósł się do Gwardii konstytucyjnej króla. Znacznie później jego pułk (22-gi szaserów) został przyłączony do armii włoskiej. Awansowany na dowódcę pułku przez Bonapartego, odznaczył się w bitwie pod Rivoli (14.I.1797). 14-ego czerwca 1800 r. zabłysnął dowodząc podczas szarży kawalerii i zyskał stopień generała brygady. 13-ego września 1802 r. zostaje mianowany generałem dywizji. Po powstaniu Cesarstwa zostaje wpisany na listę marszałków (jako ostatni). W kampanii austriackiej 1805 r. dowodził Gwardią cesarską. Pod Iławą wraz z Muratem szarżował na pozycje rosyjskie. W 1808 r. w Hiszpanii oblegał Salamankę i zwyciężył w bitwie pod Medina del Rio Seco (14000 żołnierzy- Francja, 40000 żołnierzy- Hiszpania). W 1809 r. Bessieres zostaje mianowany księciem Istrii i dowodzi kawalerią Gwardii pod Wagram. W kampanii rosyjskiej dowodząc całą Gwardią wygrał kilka potyczek z kozakami. Zginął 1-ego maja 1813 r. trafiony kulą armatnią w pierś w Rippach (Saksonia).

Guillaume Marie Anne Brune
(1763 - 1815)
Ten syn adwokata na początku trudni się drukarstwem, później zaś wstępuje do gwardii narodowej Paryża (1791 r.). Zostaje jednak przeniesiony do batalionu ochotników Sekwany i Oisy. 13-ego vendmiaire'a bierze udział w tłumieniu powstania rojalistów obok Barrasa i młodego generała Bonaparte. W 1797 r. walczy w kampanii włoskiej i otrzymuje stopień generała dywizji. Po misji dyplomatycznej w Holandii Dyrektoriat daje mu dowództwo Armii Holandii. Po zwycięstwie pod Bergen Brune dostaje dowództwo Armii Zachodu w misji przywracania spokoju w Wandei. W lutym 1800 r. zastępuje Massnę w dowództwie Armii Włoch. W 1802 r. Napoleon wysyła go jako ambasadora do Turcji, a w 1804 r. mianuje go marszałkiem. W 1806 r. Brune zostaje gubernatorem miast hanzeatyckich. W 1807 r opanowuje Straslund, który według wcześniejszej ugody miał przejść w ręce szwedzkie, za co rozgniewany Bonaparte ostatecznie odsuwa go od siebie. "Wygnaniec" przyłącza się wtedy do Burbonów, którzy przyjmują go jednak niechętnie. Zwraca się wtedy do Napoleona w czasie Stu Dni. Po drugiej restauracji zostaje zamordowany przez rojalistów na ulicy Awinionu, kiedy właśnie jedzie złożyć nowy akt lojalności wobec Burbonów. Jego ciało zostaje wrzucone do rzeki bez wszelkich formalności.

Louis Nicolas Davout
(1770 - 1823)
Pochodził ze znanej szlacheckiej rodziny burgundzkiej o silnych tradycjach żołnierskich. Tak więc już w młodości wstąpił do armii. Wspinał się po kolei po szczeblach kariery, aż został mianowany przez Napoleona marszałkiem 19-ego maja 1804 r. Dowodził w zwycięskich bitwach pod Auerstaedt i Eckmhl, za co cesarz obdarował go tytułem księcia tych miejscowości. Po Stu Dniach jako jedyny pozostał wierny Napoleonowi i nie uznał Burbonów. W 1819 Ludwik XVIII mianował go parem Francji. Davout umarł w 1823 r w Paryżu.

Laurent, marquis de Gouvion-Saint-Cyr
(1764 - 1830)
Gouvion, syn grabarza, na początku jest kreślarzem, a dopiero w 1792 r. decyduje zaciągnąć się do armii republikańskiej. Wtedy to do swego nazwiska dodaje Saint-Cyr, by odróżniać się od swoich kuzynów. Jest bystry i inteligentny, więc szybko wspina się po stopniach wojskowych. 16-ego czerwca 1794 r. zostaje generałem dywizji w rekordowo krótkim czasie. W 1798 r. otrzymuje dowództwo Armii Rzymu, która najeżdża państwo papieskie i ustanawia je republiką. W 1799 r. walczy pod Novi (15.VIII.1799). W 1800 r. bierze udział w kampanii austriackiej. W 1804 r. nie ma go na liście marszałków, lecz zostaje dowódcą naczelnym kirasjerów. Bierze udział w kampanii polskiej 1807 r. i hiszpańskiej 1808 r. W Hiszpanii zalicza zwycięstwo za zwycięstwem i pomimo braku prowiantu i amunicji zdobywa fort Rosas (04.XII.1808) i Barcelonę. W 1811 r. Napoleon powołuje go do rady stanu i powierza dowództwo oddziałów Vllme Wielkiej Armii. Po pokonaniu Wittgensteina pod Półtuskiem 7-ego sierpnia 1812 r. otrzymuje buławę marszałkowską. W czasie kampanii saksońskiej broni Drezna, lecz kapituluje i zostaje jeńcem aż do czerwca 1814 r. Po powrocie do Francji Gouvion-Saint-Cyr zostaje parem. Umiera w 1830 r.

Emmanuel, marquis de Grouchy
(1766 - 1847)
Grouchy, pochodzący ze starej normandzkiej rodziny szlacheckiej, wstępuje do wojska, gdy nadchodzi Rewolucja. W 1792 r. jest mianowany marszałkiem obozu i dowodzi kawalerią Armii Alp. W 1793 r. zgodnie z dekretem wykluczającym szlachciców z armii opuszcza jej szeregi. Zaciąga się jednak ponownie jako prosty żołnierz do gwardii narodowej. 11-ego lipca 1795 r. zostaje utwierdzony jako generał dywizji. Zostaje szefem sztabu Armii Zachodu. W 1798 r. służy w Armii Włoch, gdzie zostaje wielokrotnie ranny w bitwie pod Novi i zabrany jako jeniec. Po powrocie do Francji walczy pod Hohenlinden. W 1806 r. bierze udział w kampanii pruskiej, a w 1807 w kampanii polskiej. W 1808 r. jest gubernatorem Madrytu. Rok później pod Wagrm szarża jego dragonów ma decydujące znaczenie. W 1812 r. osłania odwrót Wielkiej Armii. Nie bierze udziału w kampanii saksońskiej. Dopiero we Francji jako dowódca generalny kawalerii (zastąpił Murata) odznacza się pod Vauchamps. W czasie Stu Dni Napoleon mianuje go marszałkiem i daje rozkaz powstrzymywania Blchera od połączenia z Wellingtonem. Grouchy zostaje jednak wyprowadzony w pole i Blcher dociera pod Waterloo. Po II restauracji Grouchy chroni się w Ameryce. Powraca dopiero, gdy Ludwik XVIII przywraca mu wszystkie tytuły oprócz marszałkowskiego (1821). Ludwik-Filip zwraca mu jednak buławę marszałka i mianuje parem Francji. Grouchy umiera w 1847 r.

Jean Baptiste, comte Jourdan
(1762 - 1833)
Jourdan, syn chirurga, zaciąga się do armii króla w 1778 r. i bije się w Ameryce. Po powrocie do Francji, na czas choroby zwolniony ze służby, zostaje kramarzem. W 1792 r. w armii republikańskiej walczy w Belgii. 30-ego lipca 1793 r. zostaje generałem dywizji i otrzymuje dowództwo Armii Północy. Rok później dowodzi Armią Mozeli. Powołany do Rady Pięciuset w 1797 r. uchwala prawo poboru nazwane jego imieniem. W 1798 r. pokonuje Austriaków pod Stockach, lecz opuszcza armię 3-ego kwietnia 1799 r. 5 miesięcy później po zamachu 18-ego brumaire'a przyłącza się do Napoleona. 21-ego lipca 1800 r. Bonaparte mianuje go ambasadorem w Piemoncie, zaś w 1802 r. radcą stanu i senatorem, a w 1804 r. marszałkiem. Potem walczy w kampanii austriackiej 1805 r. i dowodzi Armią Hiszpanii w latach 1808-1809 r. W 1813 r. dowodzi pod Vitoria. W czasie I restauracji pozostaje w częściowej niełasce, lecz po powrocie Napoleona z Elby zostaje parem. Po II restauracji Ludwik XVIII czyni go hrabią (01.I.1815). Ludwik-Filip mianuje go gubernatorem Inwalidów. Jourdan umiera w Paryżu w 1833 r.


Franois Christophe Kellermann
(1735 - 1820)
Kellermann zostaje żołnierzem już w wieku 15 lat, a gdy przychodzi Rewolucja jest marszałkiem obozu armii królewskiej. W 1792 r., mianowany generałem, dowodzi Armią Centrum, którą prowadzi do zwycięstwa w bitwie po Valmy (20.IX.1792). Rok później tłumi powstanie w Lionie. Komitet Ocalenia Publicznego uznaje go za niebezpiecznego i wtrąca do więzienia. Uwolniony po 9-tym termidora, Kellermann, bierze dowództwo nad Armią Włoch i Armią Alp w maju 1795 r. W październiku 1797 r. przekazuje swoje siły Bonapartemu i zostaje przydzielony jako generalny inspektor kawalerii do Armii Anglii, później do Armii Holandii. Po 18-tym brumaire'a Napoleon mianuje go senatorem w styczniu 1800 r., prezydentem 2-ego sierpnia 1801 r., członkiem wielkiej rady administracji Legii Honorowej 2-ego lipca 1802 r. i marszałkiem 19-ego maja 1804 r. W 1807 r. Kellermann dostaje tytuł książęcy miasta Valmy. W czasie desantu Walcheren w 1809 r. dowodzi oddziałem odpierającym Anglików. W czasie restauracji Ludwik XVIII czyni go parem Francji (07.IV.1814) i kawalerem Wielkiego Krzyża orderu Św. Ludwika (23.VIII.1814). Kellermann umiera w Paryżu 13-ego września 1820 r.

Jean Lannes
(1769 - 1809)
Jean Lannes, syn wieśniaka, zaczynał jako czeladnik w farbiarni i dopiero w 1792 wstąpił do armii republikańskiej. W przeciągu zaledwie kilku lat został generałem, zaś po 18 brumaire'a komendantem Gwardii Konsularnej. Później Bonaparte mianował go marszałkiem (19.V.1804) i księciem Montebello. Jako jedyny z marszałków pozwalał sobie kłócić się z cesarzem, który wszystko mu wybaczał. Pod Essling kula armatnia oderwała mu nogę i zmarł wskutek gangreny. Na kilka godzin przed śmiercią powiedział do obecnego przy nim Napoleona: "Za kilka godzin, Sire, utracisz człowieka, który bardzo Cię kochał".

Franois Joseph Lefebvre
(1755 - 1820)
Ten syn kawalerzysty mając 18 lat zaciąga się do Gwardii francuskiej, a tuż przed wybuchem Rewolucji awansuje na sierżanta. W czasie rządów rewolucyjnych wspina się po kolei po szczeblach kariery, aż w 1793 r. zostaje generałem brygady. Rok później jest już generałem dywizji. W 1799 r. jedzie do Paryża, gdzie spodziewa się miejsca w Dyrektoriacie. Nie zostaje jednak przyjęty przez Radę Starszych. 19-ego brumaire'a Lefebvre przebija się przez salę Rady Pięciuset i rzuca swoich grenadierów w pogoń za deputowanymi. 1-ego kwietnia 1800 r. zostaje senatorem, 19-ego maja 1804 r. marszałkiem i kawalerem wielkiego orła Legii Honorowej. W kampanii pruskiej 1806 r. dowodzi piechotą Gwardii cesarskiej. W dniach 27.III-19.V.1807 r. Lefebvre skutecznie oblega Gdańsk, za co zostaje obdarowany tytułem księcia tego miasta. Uczestniczy także w kampanii hiszpańskiej (zwycięstwa pod Durango i Espinosa), austriackiej 1809 r. (dowodzi armią bawarską i próbuje bezskutecznie tłumić powstanie w Tyrolu), rosyjskiej (dowodzi Starą Gwardią) i francuskiej 1814 r. W senacie głosuje za abdykacją Cesarza. Ludwik XVIII mianuje go parem Francji (04.VI.1814). W czasie Stu Dni przyłącza się do Napoleona. Po drugiej Restauracji zostaje wykluczony z Izby Parów, do której powraca 5-ego marca 1819 r. Umiera w 1820 r. i zostaje pochowany na cmentarzu Pr-Lachaise obok Massny.

Etienne Jacques Joseph Alexandre Macdonald
(1765 - 1840)
Ten urodzony w Sedan potomek szlacheckiej rodziny szkockiej wygnanej w XVII wieku zaciągnął się w 1784 r. do pułku piechoty irlandzkiej. Za walkę w bitwie pod Jemmapes (06.XI.1792) zostaje mianowany pułkownikiem W 1793 r.- generałem brygady, a w 1795 r. generałem dywizji. W 1798 r po zdobyciu Rzymu zostaje gubernatorem tego miasta. 11-ego stycznia 1799 r. podaje się do dymisji i zostaje zatrudniony w Armii Neapolu. Z powrotem we Francji popiera Bonapartego w zamachu 18-ego brumaire'a, zostając później inspektorem generalnym piechoty. W 1801 r. jest ambasadorem w Danii. W 1807 r. zostaje powołany do Armii Neapolu. W 1809 r. skutecznie oblega Laybach, walczy w bitwie pod Raab (14.VI.1809), zaś pod Wagram dowodzi oddziałem rezerwy w czasie decydującej szarży. Właśnie w trakcie tej bitwy Napoleon mianuje go marszałkiem. Później Macdonald jest gubernatorem Grazu i zastępuje Augereau w Hiszpanii. W czasie kampanii rosyjskiej stacjonuje w Rydze. W 1813 r. walczy we wszystkich ważniejszych bitwach (pod Lipskiem wraz z Poniatowskim dowodzi tylnymi strażami). W czasie Stu Dni broni Paryża przed Napoleonem i towarzyszy Ludwikowi XVIII aż do Menin. Od Napoleona nie przyjmuje żadnej posady. Po drugiej Restauracji zostaje ministrem stanu, członkiem Rady tajnej i wielkim kanclerzem Legii Honorowej. W 1840 r. umiera w zamku Beaulieu.



Auguste Frdric Louis Viesse de Marmont
(1774 - 1852)
Marmont- drobny szlachcic urodzony w Chtillon-sur-Seine- po ukończeniu szkoły w Chlons w 1792 r. stał się oficerem artylerii. Bonaparte spostrzegł go w czasie oblężenia Tulonu i mianował go swoim adjutantem na kampanię włoską. W 1798 r. po zdobyciu Malty staje się generałem brygady i towarzyszy Napoleonowi w Egipcie. W Paryżu przyłącza się do swego dowódcy w zamachu stanu 18-ego brumaire'a. Mając 26 lat zostaje mianowany generałem dywizji. W 1806 r. staje się gubernatorem generalnym Dalmacji, przyłączając do niej Raguzę. W 1809 r. odznacza się w bitwach we Włoszech i Chorwacji, za co 12-ego czerwca otrzymuje buławę marszałkowską i staje się księciem Raguzy. W 1811 r. zostaje na krótki okres gubernatorem prowincji iliryjskich. Później zaś obejmuje po Massnie dowództwo Armii Portugalii, doprowadzając do porażki pod Arapilami 22-ego lipca 1812 r. W 1813 r. bierze udział w kampanii saksońskiej, a w 1814 r. w kampanii francuskiej (broni Paryża, lecz kapituluje 30-ego marca). W nocy z 3-ego na 4-ego kwietnia zdradza Cesarza, podpisując kapitulację swoich oddziałów. W 1815 r. zostaje parem Francji. Wygnany w 1830 r. staje się opiekunem księcia Reichstadtu. Pod koniec swego życia spisuje "Wspomnienia", w których próbuje się usprawiedliwiać. Umiera w 1852 r. w Wenecji jako ostatni z marszałków Napoleona.

Andr Massna
(1756 - 1817)
Ten urodzony w Nicei syn handlarza win zaczynał jako marynarz na sardyńskich statkach handlowych. Karierę wojskową zaczął we francuskim pułku, składającym się z Włochów ("Royal Italien") i błyskawicznie wspiął się do stopnia generała dywizji, który osiągnął w roku 1793. W kampanii włoskiej Massna odznaczał się w każdej bitwie, tak że nazwano go "ukochanym dzieckiem zwycięstwa". Dowodził obroną Genui w dniach 6 kwietnia do 5 czerwca 1800 roku. Buławę marszałkowską otrzymał w 1804 roku razem z tytułem książęcym miasta Rivoli. W 1809 odznaczył się pod Aspern-Essling, za co został księciem Essling. W 1814 roku poparł Burbonów.

Bon-Adrien Jannot de Moncey
(1754 - 1842)
Moncey zaciąga się do armii w wieku 15 lat (1769 r.), w 1785 r. staje się porucznikiem, w 1791 r.- kapitanem. W 1795 r. jest już generałem dywizji. W 1797 r. po 18-tym fructidora, uznany za rojalistę, zostaje zdestytuowany. 18-ego brumaire'a popiera Bonapartego. W 1800 r. służy w Armii Włoch. Napoleon czyni go inspektorem generalnym żandarmerii, a w 1804 r. marszałkiem. W 1808 r. Moncey bierze udział w oblężeniach Walencji i Saragossy i zostaje mianowany księciem Conegliano. później nie służy już na żadnych ważniejszych stanowiskach dowódczych. Dopiero 30-ego marca 1814 r. zaciekle broni Paryża przed najeźdźcami. Po I restauracji Ludwik XVIII czyni go parem, co Napoleona potwierdza w czasie Stu Dni. Jednak po II restauracji ten tytuł zostaje mu odebrany. Zobowiązany przewodniczyć sądowi Ney'a- odmawia. Wyedy król pozbawia go tytułów i funkcji i każe uwięzić. Jednak pruski dowódca fortu Ham odmawia przyjęcia Moncey'a. Wówczas on unosi się honorem i uwięzia się sam najpierw w gospodzie, potem we własnym zamku. Ludwik XVIII przywraca mu stopień marszałka 3-ego lipca 1816 r., zaś parostwo w 1819 r. W 1840 r. Moncey asystuje przy powrocie prochów Cesarza do Francji. Umiera 20-ego kwietnia 1842 r.

Edouard Mortier
(1768 - 1835)
Mortier zdobywa podstawowe wykształcenie w Douai. Na początku służy w gwardii narodowej Dunkierki i Cateau, później zostaje wybrany kapitanem ochotników północy (wrzesień 1791). Uczestniczy we wszystkich ważniejszych bitwach północy. Po bitwie pod Zurychem Massna mianuje go generałem dywizji 25-ego września 1799 r. W maju 1803 r. zajmuje Hanower. Napoleon czyni go generalnym dowódcą artylerii i marynarki gwardii konsularnej. W 1804 r. Mortier zostaje marszałkiem. W 1805 r. dowodzi piechotą Gwardii cesarskiej. W 1807 r. walczy w kampanii polskiej. W 1808 r. zostaje księciem Treviso. Później przez 3 lata bojuje w Hiszpanii . Podczas kampanii rosyjskiej dowodzi młodą Gwardią. W 1813 r. bierze udział we wszystkich bitwach kampanii saksońskej. Rok później dowodzi starą Gwardią, która wydaje ostatnią bitwę i broni Paryża. W czasie Stu Dni powraca do Napoleona, lecz chory nie bierze udziału w bitwie pod Waterloo. W 1819 r. otrzymuje parostwo, w 1830 jest ambasadorem w Rosji, w 1835 r. zostaje zaś ministrem wojny i prezydentem "Rady 18-ego listopada 1834 r.". W tym samym roku zostaje zabity przez machinę piekielną Fieschiego.






Joachim Murat
(1767 - 1815)
Był to syn oberżysty, przeznaczony przez ojca do stanu duchownego, który wstąpił do armii w czasie Rewolucji. W młodości wyćwiczył się w jeździe konnej. Murat wyruszył na kampanię włoską jako adiutant Napoleona w stopniu pułkownika. Bonaparte docenił jego kawaleryjską brawurę mianując go po koloei na generała, marszałka (1804), Wielkiego Admirała Francji, księcia Bergu i Kliwii i w końcu króla Neapolu (1808). Do tego objął on stanowisko naczelnego dowódcy kawalerii i ożenił się z Karoliną Bonaparte (1806). W 1813 zdradził cesarza w obawie o władzę w Neapolu, lecz i tak ją utracił. W czasie Stu Dni znowu opowiedział się za Napoleonem. Po jego klęsce w 1815 roku uciekł na Korsykę. Został jednak schwytany i rozstrzelany.

Michel Ney
(1769 - 1815)
Syn bednarza z Sarrelouis urodzony 10.I.1769. Wstąpił do wojska już w wieku kilkunastu lat. Jego kariera rozwijała się pomyślnie, a w 1804 r. Napoleon mianował go marszałkiem. W 1805 roku za brawurowo poprowadzony atak przez most pod Elchingen Ney został obdarowany Legią Honorową i tytułem księcia tego miasta. Cesarz nadał także Ney'owi tytuł księcia Moskwy za wspaniałą walkę w czasie odwrotu z Rosji. Po abdykacji Napoleona poparł on jednak Burbonów i został parem. W czasie Stu Dni ponownie opowiedział się za cesarzem i pod Waterloo dowodził I i II korpusem armii. W 1815 Izba Parów przegłosowała rozstrzelanie dla Ney'a za zdradę stanu (!). Wyrok wykonano koło pałacu Luxembourg w Paryżu. Na kilka sekund przed komendą strzału Ney wykrzyknął: "Niech żyje Francja! Towarzysze, prosto w serce!".

Nicolas Charles Oudinot
(1767 - 1847)
Oudinot, syn piwowara, po raz pierwszy styka się z armią w wieku 17-stu lat, kiedy to zaciąga się do jednego z regimentów piechoty. Po namowach ojca wraca jednak do rodzinnej wsi i żeni się. W czasie Rewolucji ten "stary" żołnierz powraca do armii i zostaje wybrany podpułkownikiem w oddziale ochotników Mozy. W 1794 r. w nowej armii zostaje generałem brygady. Później służy kolejno w Armii Renu i Mozeli oraz w Armii Helweckiej, gdzie jest szefem sztabu. Massna za zdobycie Zurychu i Konstanz mianuje go generałem dywizji. Oudinot towarzyszy mu potem w obronie Genui i w czasie przeprawy przez Mincio. W 1805 r. stoi na czele 10000 grenadierów, z którymi odnosi sukcesy w bitwach pod Austerlitz, Ostrołęką (luty 1807) i Frydlandem. Otrzymuje za to tytuł hrabiego. W bitwie pod Wagram w 1809 r. zostaje mianowany marszałkiem i księciem Reggio. W 1810 r. okupuje Holandię. Później jest gubernatorem Berlina. W 1812 r. odznacza się w czasie przeprawy przez Berezynę. Bierze udział w kampaniach saksońskiej i francuskiej. Po abdykacji Napoleona Ludwik XVIII przydziela mu dowództwo starej gwardii. W czasie Stu Dni Oudinot pozostaje przy królu, który po drugiej restauracji daje mu także dowództwo gwardii królewskiej i gwardii narodowej Paryża. W 1823 r. Oudinot dowodzi 1-ym korpusem ekspedycji do Hiszpanii. W 1839 r. staje się wielkim kanclerzem Legii Honorowej i gubernatorem Inwalidów w 1842 r.

Dominique Catherine Prignon
(1754 - 1818)
Pochodzący z bogatej rodziny Prignon podejmuje karierę wojskową, którą szybko zarzuca. Jednak powołany w 1791 r. zaciąga się ponownie i w 1792 r. walczy przeciwko inwazji koalicji. W 1793 r. zostaje dowódcą naczelnym całej armii i pokonuje Hiszpanów pod Rosas. Dyrektoriat wysyła go jako ambasadora do Hiszpanii z misją zawarcia sojuszu, czego Prignon dokonuje w sierpniu 1796 r. w San Ildefonse. W 1798 r. walczy we Włoszech, gdzie jest ranny i pojmany. Z powrotem we Francji dowodzi dywizją militarną w Tuluzie w 1801 r. Zostaje również senatorem i w 1804 r. marszałkiem. Otrzymuje później gubernatorstwo Parmy, ale zostaje przeniesiony do Neapolu, gdzie zostaje zaufanym przyjacielem pary królewskiej- Murata i Karoliny Bonaparte. W 1814 r. przyłącza się do Ludwika XVIII, który mianuje go markizem Grenady.

Józef Antoni Poniatowski
(1763 - 1813)
Urodzony 7-ego maja 1763 r. rozpoczyna karierę wojskową w 1780 r. w armii austriackiej, gdzie dosługuje się stopnia pułkownika. W 1789 r. wstępuje do wojska polskiego, gdzie otrzymuje stopień generała majora i stanowisko dowódcy gwardii pieszej koronnej. Bierze udział w wojnie polsko-rosyjskiej 1792 r., dowodząc wojskami koronnymi na Ukrainie, gdzie stacza bitwę pod Zieleńcami (18.VI.1792). W 1794 r. w powstaniu kościuszkowskim dowodzi dywizją broniącą Warszawy, zaś po upadku powstania przebywa na emigracji. W 1798 r. powraca do Polski. Nie przyjmuje propozycji służenia w wojsku rosyjskim. W 1806 r. zostaje naczelnym dowódcą wojska polskiego w Księstwie Warszawskim. W 1809 r. dowodzi 16-sto tysięcznym wojskiem Księstwa w wojnie austriacko-polskiej, odnosząc taktyczne zwycięstwo nad 32-oma tysiącami Austriaków pod Raszynem. Dzięki tej zakończonej sukcesem polskim wojnie przyłączono do Księstwa Warszawskiego ziemie austriackie zabrane w czasie III-ego rozbioru. Dowodząc 5-tym korpusem, Poniatowski, bierze udział w kampanii rosyjskiej 1812 r. Kontuzjowany w czasie walk o Moskwę powraca do Warszawy. Po przegranej "bitwie narodów", w czasie której otrzymuje od Napoleona buławę marszałkowską, osłania odwrót wojsk francuskich. Jednak wielokrotnie ranny tonie w rzece Elsterze.

Jean Matthieu Philibert, comte Srurier
(1742 - 1819)
Srurier, najpierw porucznik w batalionie milicji, zaznajamia się z piechotą walcząc w wojnie siedmioletniej. W 1789 r. jest majorem piechoty Mdoc. Trzy lata później zostaje pułkownikiem, a usunięty z armii zaciąga się ponownie jako prosty żołnierz. W 1795 r. jest już generałem dywizji. W lutym 1797 r. skutecznie oblega Mantuę, a po podpisaniu pokoju w Loben zanosi sztandary wroga Dyrektoriatowi. W 1798 r. Bonaparte mianuje go gubernatorem Wenecji, 2 lata później senatorem, a w 1804 r. Srurier jest jednym z czterech senatorów mianowanych marszałkami. W 1808 r. zostaje hrabią, a w 1809 r. dowódcą Gwardii narodowej. W 1814 r. przyłącz się do Burbonów, lecz w czasie Stu Dni powraca do Napoleona. Po drugiej restauracji, pozbawiony tytułów, umiera w 1819 r., gdy właśnie otrzymuje z powrotem tytuł marszałka Francji.

Nicolas Jean de Dieu Soult
(1769 - 1851)
Młody Nicolas niechętnie wstępował do wojska, raz nawet uciekł, ale z woli ojca- ubogiego notariusza- wrócił. Za Napoleona walczył w kampanii hiszpańskiej (min. zdobył twierdzę Badajoz), a pod Austerlitz dowodził centrum. Został mianowany księciem Dalmacji, lecz w 1826 r. Austria odebrała mu tę godność, w zamian darując tytuł księcia Austerlitz (życiowa ambicja Soulta), którego on jednak nie przyjął. W latach 1830-1832 był francuskim ministrem wojny, a w latach 1832-1834, 1839-1840, 1840-1847 premierem.

Louis Gabriel Suchet
(1770 - 1826)
Suchet zaciąga się do kawalerii Gwardii narodowej dopiero w wieku 23 lat. Bierze udział w oblężeniu Tulonu, kampanii włoskiej 1796 r. i kampanii helweckiej (zanosi sztandary wroga Dyrektoriatowi). W lipcu 1799 r. zostaje generałem dywizji. W 1802 r. Suchet zostaje inspektorem generalnym piechoty, później dowódcą jednej z dywizji, która odznaczyła się w kampaniach austriackiej (1805) i pruskiej (1806). W marcu 1808 r. zostaje hrabią. W 1809 r. przejmuje dowództwo Armii Aragonii i opanowuje ten region. Napoleon nadaje mu stopień marszałka 8-ego lipca 1811 r. W styczniu 1812 r. zostaje księciem Albufery i gubernatorem Walencji. W 1813 r. zastępuje Bessieresa jako generalny dowódca Gwardii. Po pierwszej restauracji Suchet zostaje parem Francji (07.VI.1814). W czasie Stu Dni służy jednak Napoleonowi. Gdy Ludwik XVIII powraca na tron, on, oszańcowany w Lionie kapituluje honorowo i usuwa się z życia politycznego. 5-ego marca 1819 r. zwrócono mu tytuł para. Umiera chory w styczniu 1826 r.

Claude Victor Perrin, dit Victor
(1764 - 1841)
Victor w wieku 17 lat zostaje doboszem w pułku artylerii z Grenoble. Później na pewien czas rezygnuje z tego zajęcia (osiedla się w Walencji, gdzie żeni się i zajmuje się handlem). Jednak w 1792 r. służy ponownie w trzecim batalionie Drme. W czasie oblężenia Tulonu zdobywa szańce góry Faron i utrzymuje swą pozycję z zaledwie ośmiuset ludźmi, za co zostaje generałem brygady. Potem bierze udział w kampanii włoskiej 1796 r., gdzie również dokonuje cudów, i austriackiej 1800 r. W 1805 r. jest ambasadorem w Danii, w 1806 r. szefem sztabu 5-ego korpusu, w 1807 r. dowódcą 10-ego korpusu. Po bitwie pod Frydlandem otrzymuje buławę marszałkowską i gubernatorstwo Prus. W 1808 r. zostaje księciem Bellune i walczy w Hiszpanii (dowodzi pod Madellin). W kampanii rosyjskiej 1812 r. dowodzi 9-tym korpusem, z którym organizuje heroiczną obronę w czasie przeprawy przez Berezynę. W 1813 r. zwycięża pod Dreznem. W 1814 r. odznacza się w kampanii francuskiej. Po abdykacji Napoleona Victor przechodzi na stronę Ludwika XVIII, który daje mu parostwo. Umiera w 1841 r.



"Stara Francja opluła się i zhańbiła, przypatrując się z podłą bezczynnością zagładzie takiego królestwa, jak Polska. Polacy byli zawsze przyjaciółmi Francji i ja wziąłem na siebie obowiązek ich pomszczenia" - oto co cesarz sądził o naszym narodzie. Przez kilkanaście lat Polacy walczyli u jego boku a on zawsze twierdził, że nie ma dla nich nic niemożliwego. Udowodnili to pod Somosierra i na wielu innych polach bitew. To on przywrócił nam niepodległość tworząc Księstwo Warszawskie, rozpoczął również wojnę z Rosją, której jednym z celów była odbudowa Królestwa Polskiego. Polacy w zamian przelewali swą krew, a w czasie, gdy wszyscy zdradzili Napoleona, oni do końca pozostali mu wierni.


Legiony - legia naddunajska - Wydarzenia 1799 roku groziły Francji ostateczną klęską, a Bonaparte utkwił w Egipcie. Nadzieje ratunku przyniosło zwycięstwo Massny pod Zurychem. Przygotowując się do dalszej walki dyrektoriat podchwycił myśl utworzenia nowych polskich oddziałów na teatrze niemieckim działań, niezależnych od szczątkowych legionów włoskich. Dowódcą nowej legii został gen. Kniaziewicz, a żołnierzy szukano wśród licznych jeńców rosyjskich i austriackich. Powołana rozkazem 8 września 1799 roku legia, ze względu na Prusy nie mogła nosić nazwy Nadreńskiej. Przyjęto więc nazwę Legia Naddunajska. Przydzielono ją do armii Massny z zakładami w lotaryńskim Phalsburgu. Początkowo znajdowała się w opłakanym stanie. Brak pomocy materialnej groził rozpadem legii.
Sytuację odmienił powrót Napoleona i przejęcie przez niego władzy. Kniaziewicz osobiście udał się do Pierwszego Konsula i wyjednał pieniądze, obietnicę żołdu i zatwierdzenie przydziałów oficerskich. Znalazło się tu wielu świetnych oficerów z Fiszerem, Gawrońskim, Sokolnickim, Godebskim na czele. Był tu też polski żyd, kapitan Berek Jaselewicz i kilku jego pobratymców, żołnierzy i lekarzy. Początkowo jej zwierzchnikiem został gen. Moreau. Warto dodać, że jednocześnie legie włoskie reorganizował Dąbrowski. Obu generałom pomocy udzielał przebywający w Paryżu powszechnie poważany Kościuszko. Legia Naddunajska nie tylko rozbudowywała się, ale od listopada otwarto nawet Szkołę Obywatela i Żołnierza. Miała składać się z 4 batalionów piechoty po10 kompanii, w tym grenadierska i strzelecka. 13 marca 1800 roku powiększono ją o artylerię i jazdę legii włoskiej. Legia znajdowała się już wtedy w Metzu. Jej stan wynosił 3200 piechoty, 700 jazdy i 70 artylerzystów. Z końcem kwietnia przeniesiono ich do Strazburga, ale jednocześnie pogorszył się stan finansów i warunki bytowe. Wielu żołnierzy nie miało mundurów i broni, co powodowało problem dezercji. Przykładem jest tu sytuacja pod Kehl, gdzie dopiero interwencja osobista Kniaziewicza, zlikwidowała próbę zbiorowej dezercji. Smutne były też nieporozumienia wśród oficerów i karygodne knowania przeciw dowódcy, potępione na szczęście przez Moreau. Początkowo armia Renu nie prowadziła żywszych działań. Prowadzono służbę patrolową na wschodnim brzegu Renu. W czasie akcji 3 czerwca w rejonie Offenburga do niewoli dostał się Fiszer. Smutne, że zagarnęli go polscy ułani. Sytuacja zdecydowanie poprawiła się, gdy nadeszły wiadomości o zwycięstwach Napoleona we Włoszech. Generał Moreau wreszcie podjął zdecydowane działania. Na początku lipca doszło do starć z armią Kraya. Polacy bili się pod Hattersheim, Hchst, a pod Bergen 12 lipca Kniaziewicz prowadząc dwa bataliony zdobył austriacką baterię. Sokolnicki z powodzeniem forsował rzekę pod Offenbach, a kompania Godebskiego odparła szarżę jazdy wroga. Manewr ten pośrednio przyczynił się do zajęcia Frankfurtu. Zaraz potem, 15 lipca Austriacy podpisują rozejm. Pełen obaw Kniaziewicz zaproponował w memoriale Bonapartemu desant polsko-francuski w Kurlandii, dla wywołania powstania. Dąbrowski chciał przez Czechy iść do kraju. Obie propozycje odrzucono, a Legia Naddunajska miała być przeformowana w Dijon. Na szczęście Moreau poprosił o zostawienie jej w armii. W tym czasie arcyksiążę Jan przygotowywał się do nowych działań na froncie niemieckim. Rozejm wygasł w listopadzie i na nowo podjęto działania.
Moreau ruszył na wroga, by zaskoczyć go w Bawarii. Manewr zaczepny powiódł się, 3 grudnia 1800 roku doszło do bitwy pod Hohenlinden, która przypieczętowała klęskę Austrii. Dla Polaków była kolejnym krokiem ku sławie. Legia liczyła wtedy około3500 ludzi, została umieszczona na prawym skrzydle, wraz z dywizją gen. Decaene. To właśnie skrzydło ruszyło do manewru oskrzydlającego, a decydującym momentem bitwy stał się atak flankowy piechoty legii na nacierających Austriaków z kolumny Riescha. Po ich rozbiciu jazda legii ruszyła na tyły kolumny Kollowratha zagarniając park artyleryjski i część taborów. Oddziały przeciwnika rozprzęgły się. Polacy okryli się sławą, por. Kostanecki zdobył 6 dział, strzelec Pawlikowski wraz z francuskim szaserem zagarnęli dwóch oficerów i 57 żołnierzy, ale ofiarowanej mu rangi nie przyjął. 13-letni Rodziewicz, zgubiony sam w bitwie, biciem w bęben wystraszył austriacki batalion, który się wycofał. Zaraz po bitwie ruszono w pościg i w Lambach Legia zagarnęła magazyny. I znowu Polak popisał się bezprecedensową odwagą. Strzelec konny Trandowski "...w skutku zakładu z kolegą o halbe wina ruszył galopem w kierunku sztabu nieprzyjacielskiego, stojącego na czele swej brygady księcia (Lichtensteina) wziął w niewolę i pomimo strzałów nieprzyjacielskich zmęczonego i zduszonego swemu kapitanowi przyprowadził".
Po tak pięknych czynach szokiem dla legionistów była informacja o rozejmie, a potem rozmowach pokojowych. Mimo że liczebność legii wzrosła, jej los był niepewny. Rozgoryczony Kniaziewicz pojechał do Paryża, gdzie niczego nie zdziaławszy podał się do dymisji. Legia Naddunajska pod dowództwem Władysława Jabłonowskiego została skierowana do Toskanii, ale opuściło ją wielu oficerów. Znalazła się tu na służbie Królestwa Etrurii.
Pod koniec 1801 roku Legiony przemianowano na półbrygady. Rok następny przyniósł zbiedzonym żołnierzom wyprawę na San Domingo, ale to już zupełnie inny temat.

Napoleon i Polacy, Somosierra

Dziesiątki bitew stoczonych w Hiszpanii z polskim udziałem (i polskimi ofiarami) poszły w zapomnienie lub przetrwały jedynie w książkach i pamięci historyków wojskowości. Poza jedną - Somosierrą, która powraca zawsze, ilekroć dyskutujemy o polskich stereotypach, o "ułańskości" Polaków i narodowej ponoć brawurze.
30 listopada 1808 r. 3. szwadron pułku polskich szwoleżerów gwardii pod zastępczym dowództwem Jana Hipolita Kozietulskiego pełnił służbę przy osobie Napoleona. Ten, zniecierpliwiony skuteczną obroną przez Hiszpanów przełęczy Somosierra i drogi wiodącej do Madrytu, wydał prawdopodobnie Polakom rozkaz zdobycia pierwszej z czterech baterii hiszpańskich przecinających tę wznoszącą się dość stromo drogę. Mimo zamieszania spowodowanego salwą pierwszej baterii szwoleżerowie zdobyli ją, a zagrożeni ogniem dział następnej i zdezorientowani we mgle, spontanicznie podjęli atak. Kozietulski padł kontuzjowany, ale prowadzenie przejął porucznik Jan Dziewanowski, a kiedy został śmiertelnie ranny przed trzecią baterią, dowództwo przejął porucznik Piotr Krasiński. Czwartą, największą baterię przebyło już tylko kilkunastu szwoleżerów z jedynym oficerem - porucznikiem Niegolewskim, który został ciężko ranny. Gdy obrońcy dobijali ocalałą garstkę, na szczyt dotarły wysłane przez Napoleona posiłki kawalerii gwardii, w tym inni szwoleżerowie, którzy ruszyli w pościg za Hiszpanami. Ku zdumieniu obrońców, atak nieco ponad 210 (w końcowej fazie 450) śmiałków doprowadził do zdobycia trudnej pozycji obsadzonej przez 3000 andaluzyjskich milicjantów, a powodując panikę całego 9-tysięcznego korpusu don Benito San Juana otworzył Napoleonowi drogę do Madrytu. Najmłodszy, polski oddział gwardii zyskał pod Somosierrą natychmiastową sławę, a późniejsze powierzenie szwoleżerom eskorty umykającego z Rosji Napoleona i wybranie ich na towarzyszy wygnania na Elbie dało im stałe miejsce w legendzie. Na dziesiątkach obrazów i rycin przy Cesarzu widnieje czworograniasta polska czapka. Najwierniejsi z wiernych.
Robert Bielecki zaliczył Somosierrę do "bitew, wokół których powstają natychmiast długotrwałe spory i dyskusje". Rozgorzały one już nazajutrz, gdy zafascynowany niezwykłym wydarzeniem Napoleon postanowił nie "oddawać" zwycięstwa całkowicie cudzoziemcom i w biuletynie Wielkiej Armii dopisał jako dowodzącego... francuskiego generała. Do tego doszły spory między uczestnikami o udział w zwycięstwie. Atakujący w drugiej fali Tomasz Łubieński do śmierci uważał się za zdobywcę Somosierry, a obecny tam Philippe de Sgur w pamiętnikach przypisał sobie udział w szarży. Dowódca szwoleżerów, Wincenty Krasiński, oddał po bitwie cześć prawdziwym bohaterom, nie zawahał się jednak zamówić u Horace'a Verneta stawnego malowidła, czyniącego zeń centralną postać, w otoczeniu osób, które nie mogły znaleźć się w uchwyconej sytuacji. Podobnie nieprawdziwe były z reguły inne przedstawienia bitwy, niesłychanie popularnej wśród batalistów. Somosierra i jej epizody obrosły zmyśleniami i konfabulacjami (jak scena dekoracji rannego Niegolewskiego przez Napoleona) lub świadomymi przeinaczeniami (na przykład w wielkiej historii wojen napoleońskich Thiersa). Spory o Somosierrę przetrwały w dyskusjach historyków pytających przez prawie dwa wieki o fakty oraz polemizujących z malarzami. Spierano się, czy Polacy mieli lance (nie mieli), czy atakowali górskim wąwozem (wznosząca się droga była równa, tyle że wąska, a skaliste wąwozy to wymysł batalistów), ilu było szwoleżerów, a ilu Hiszpanów (już wiemy), ile było armat (trzy razy po dwie i dziesięć - a więc mniej, niż przypuszczano) i wreszcie, jaki rozkaz wydał Napoleon (przychylamy się do zdania Bieleckiego o ograniczonym początkowo celu szarży). Tak czy inaczej, Somosierra weszła do polskiej legendy, wymieniana była jednym tchem z największymi zwycięstwami polskiego oręża, a do tego służyła - na zewnątrz i w polemikach krajowych - za dowód, iż "Polak wszędzie przejdzie i wszystko potrafi".







JAN KOZIETULSKI
(1781-1821)
Pułkownik wojsk polskich, uczestnik kampanii napoleońskich; był dowódcą szwadronu pułku szwoleżerów gwardii cesarskiej; odznaczył się przy zdobyciu Somosierry, lecz niesłusznie zyskał sławę jako dowódca szarży. Kozietulski spadł z konia przy pierwszej baterii hiszpańskiej i nie mógł do końca dowodzić swymi szwoleżerami. Dzielnie zastąpili go Dziewanowski i Niegolewski. Utrwalone w legendzie nazwisko Kozietulskiego stało się dzięki książce Mariana Brandysa symbolem całego pokolenia.

Powrót Orła

Informacje o wzrastającym niezadowoleniu we Francji dotarły do Napoleona w pierwszych tygodniach 1815 roku powodując przyspieszenie przygotowań. Cesarz nie czuł się już związany żadnymi zobowiązaniami. Ludwik XVIII nie wypłacił mu obiecanych 2 milionów franków, a cesarz Franciszek I pozbawił go żony, nie bez jej udziału, i ukochanego syna. W połowie lutego na wyspę dotarł Fleury de Chaboulon, wysłannik Huguesa Bernarda Mareta, księcia Bassano, który dokładnie i rzeczowo przedstawił sytuację we Francji.

Od tej chwili zaczęły się tajne przygotowania, mające na celu przerzucenie na kontynent Napoleona i jego żołnierzy. Cesarz mógł się tam przedostać bez większego ryzyka na jednym z małych stateczków, zawijających dość często do portów na Elbie, ale postanowił zabrać z sobą żołnierzy.
Batalion grenadierów gwardii i szwadron lansjerów miały być przerzucone do Francji na brygu i kilku małych statkach handlowych. Ryzyko było duże, gdyż na Morzu Liguryjskim i Cieśninie Korsykańskiej można było natknąć się na okręty angielskie i francuskie.
Cesarz postanowił jednak zaryzykować i 26 lutego 1815 r. jego mała flota wyszła w morze i wzięła kurs na północny zachód. l marca po południu statki weszły do zatoki Jouan, kilka kilometrów od przylądka Antibes.
Po opuszczeniu statków część żołnierzy udała się do pobliskiego Cannes po żywność i w celu nabycia koni dla kawalerii.
W Grasse Napoleon wydał natychmiast odezwę do armii i narodu francuskiego, a sam poprowadził swoich gwardzistów przez Alpy Prowansalskie na północ. Oddział żołnierzy maszerował ciężką górską drogą mijając Digne i Gap, aby po paru dniach znaleźć się pod murami Grenoble. Dowódca tamtejszego garnizonu miał do dyspozycji kilka batalionów piechoty i jazdę, ale siły te wysłał do La Mure, aby wysadziły most i zagrodziły drogę cesarzowi.
Napoleon na widok stojących w szyku batalionów poszedł pieszo w kierunku ich stanowisk. Tutaj popatrzył na pobladłe twarze żołnierzy batalionu 5 pułku piechoty i podszedł jeszcze bliżej. "Żołnierze piątego pułku, czy mnie poznajecie? To ja, wasz cesarz. Jeśli chcecie strzelać do swego cesarza, to strzelajcie!".
W tej samej chwili ciżba żołnierska ze szlochem rzuciła się ku swojemu wodzowi. Całowano jego ręce i płaszcz, a uniesienie doszło do zenitu, gdy jeden z żołnierzy wyrzuciwszy u stóp cesarza zawartość tornistra podał mu ukrywanego od jesieni złotego orła.

Grenoble i Lyon

Bramy Grenoble były zamknięte. W mieście panowało wielkie podniecenie. Po wyruszeniu siódmego pułku generał Marchand dokonał przeglądu, przemówił do żołnierzy, padł okrzyk: "Niech żyje król!" Żołnierze pozostali jednak ponurzy, zasępieni, nie podnieśli nawet oczu na dowódców. Generał Marchand kazał zwołać radę wojenną. Nic na niej nie postanowiono i niepokój jeszcze się wzmógł, kiedy przed wieczorem dowiedziano się, że cesarz nie zatrzymał się w Vizille, lecz idzie na Grenoble. W tym samym czasie ktoś przyniósł wiadomość, że żołnierze i oficerowie piątego pułku, zamknięci w koszarach, chcą połączyć się z cesarzem, że przez okna przy pomocy prześcieradeł opuszczają się na ziemię i w ten sam sposób zsuwają się z wałów obronnych.
Napoleon wchodził wtedy na Przedmieście Świętego Józefa i zbliżał się do Beaune. Tę bramę oddziela od drogi fosa głęboka na dwadzieścia pięć stóp. Zdjęto właśnie batalion pełniący straż, ale ponieważ na drewniany most wyległa ludność, nie można go było zniszczyć. Doktor Emery, który do tej pory pozostawał ukryty w Grenoble czyniąc przygotowania do wkroczenia Napoleona, wyszedł z miasta i pojawił się przed cesarzem, a cesarz pociągnął go za ucho, by na swój sposób okazać mu radość, że go znów widzi.
- Sire, mieszkańcy Grenoble niecierpliwie czekają na Waszą Cesarską Mość! - powiedział pan Emery.
- W takim razie - rzekł ktoś z otoczenia cesarza - trzeba wyłamać bramę!
Cesarz na to się nie zgodził.
Nie okazując najmniejszego zaniepokojenia z powodu tej zwłoki, skrzyżował ramiona i spokojnie przechadzał się wśród wielbiących go tłumów, które szły za nim oddalając się wiele mil od swoich domostw.
Zapadła noc. Aby oświetlić teren, żołnierze cesarza, a także inni ludzie kupili w fabrykach, mieszczących się na Przedmieściu Świętego Józefa, pochodnie i świece, a te, zapalone, stwarzały bardzo malowniczy widok.
Powinno się namalować obraz, który by tę scenę przypominał. Oby nieśmiertelny pędzel Horacego Vernet, co uwiecznił już wiele interesujących wydarzeń, także i to dla przyszłych pokoleń utrwalił.
Nagle od strony wałów obronnych rozległ się czyjś głos:
- Będą strzelać!
Istotnie, młody adiutant generała Marchand, ten sam, który w La Mure dał rozkaz strzelania, był na wałach i zagrzewał żołnierzy. Na koniec, oburzony ich bezczynnością, chwycił lont i chciał go zapalić, kiedy podbiegła jakaś kobieta i wydarła mu lont krzycząc:
- Nieszczęsny, co chcesz zrobić?! Czyż nie wiesz, że z cesarzem są nasi mężowie i nasi synowie? Zresztą, my chcemy cesarza! Niech żyje cesarz!
Imię cesarza, powtarzane przez tysiące głosów, wzbiło się pod niebo. Cesarz stał jednak tak blisko baterii! Pan Emery prosił go, by się cofnął.
- Dlaczego - powiedział Napoleon - cóż może mi się stać? Zresztą kula zabija, ale nie czyni zła!
- Są to własne słowa cesarza, które ogół z pietyzmem przechowuje w pamięci.
Wreszcie dowiedziano się, że generał Marchand opuścił Grenoble zabierając klucze miasta. Maleńka zemsta w porównaniu z tak wielkim wydarzeniem. Mieszkańcy Grenoble natychmiast chwycili drąg i wyłamali bramę miejską... Oczom obecnych ukazał się niezwykły widok. Trzydzieści tysięcy ludzi wyległo na ulice i na rynek tworząc jakby szpaler i orszak honorowy. Wszystkie domy były iluminowane i nigdy cesarza tak nie przyjmowano, nawet w dniach, kiedy był u szczytu władzy. Wszyscy żołnierze i oficerowie, którzy szli za nim, zostali porwani przez mieszkańców, i ci nie chcieli dopuścić, aby jeden z nich gościł u siebie dwóch żołnierzy. Wszyscy pragnęli mieć udział w tym, co nazywali świętem swego miasta. Tak więc cesarz przybył do hotelu "Pod Trzema Delfinami". Ledwie się tam znalazł, wprowadzono delegację ludu.
- Sire - powiedział jeden z mieszkańców miasta - usłuchaliśmy, kiedy Wasza Cesarska Mość zabronił nam wyważać bramy naszego Grenoble; gdyby jednak Wasza Cesarska Mość zechciał wyjrzeć przez okno, zobaczyłby bramy miasta, które przynieśliśmy do jego stóp, by mu pokazać, że nie było nas wśród tych, co stawiali niecny opór Waszej Cesarskiej Mości.
Otworzył okno i rzeczywiście pokazał cesarzowi obie bramy leżące przed domem. Cesarz uśmiechnął się na widomą oznakę tak głębokiego uczucia. W tej chwili z piersi, jak się zdawało, dwudziestu tysięcy ludzi, głośniejszy niż kiedykolwiek wydarł się okrzyk: "Niech żyje cesarz!" Był to batalion piątego pułku, który podpułkownik chciał wyprowadzić z miasta i który pod wodzą kapitana Pelaprat na siłę powracał krzycząc:
"Niech żyje, cesarz, precz z Burbonami!"
Emery i Dumoulin, którzy od przybycia do miasta nie zaznali ani chwili wypoczynku, dopiero co rzucili się na łóżka, kiedy po Dumoulina przyszedł jego przyjaciel przysłany przez cesarza. Dumoulin wstał i udał się do hotelu "Pod Trzema Delfinami"; został wprowadzony przez wielkiego marszałka.
- Panie Dumoulin - powiedział do niego cesarz - chciałem ci wyrazić moje wielkie zadowolenie z powodu twego pięknego zachowania. Jesteś kawalerem Legii Honorowej! Pojedziesz ze mną do Paryża!
- Sire, jakże się odwdzięczę za tyle dobroci? I w jakim charakterze mam jechać?
- Oficera ordynansowego. Jedź ze mną, mój los stanie się twoim. Będziesz pełnił służbę przy mnie.
A kiedy Dumoulin chciał odejść, cesarz poklepał go po ramieniu.
- Zaczekaj - powiedział, otworzył neseser podróżny i wyjął z niego krzyż. - Weź tymczasem ten, a jutro z samego rana staw się u mnie na służbę, panie oficerze ordynansowy. Panie wielki marszałku, oto nowy oficer mego domu wojskowego - powiedział Napoleon pociągając za ucho nowego oficera ordynansowego.
Oto jak cesarz zdobywał sobie fanatycznie oddanych ludzi i sprawiał, że go uwielbiali!
Wychodząc od cesarza Dumoulin spotkał pana Champollion-Figeac, który był drugim spośród przyjaciół wtajemniczonych w sprawę powrotu z Elby. Przyszedł, by pełnić przy cesarzu funkcje sekretarza, jakie sprawował podczas czterdziestoośmiogodzinnego pobytu Napoleona w Grenoble. Cesarz go nie znał, ale prosił pana Dumoulin, by mu przysłał jakiegoś człowieka pewnego, i ten polecił pana Champolliona, który był mu bardzo oddany. Wspominam o tym jedynie po to, by ukazać Napoleona znów w nowym świetle. Cesarz przede wszystkim podziękował panu Champollion za przybycie, a potem, zapominając o Grenoble, Elbie, a nawet Paryżu, zaczął mówić o ukochanym Egipcie, o jego zabytkach, o czternastu królach z dynastii Lagidów zamkniętych w Piramidach, o przebudzeniu się ludu arabskiego, o międzymorzu sueskim.
- Co mówią o wielkich pracach, które kazałem podjąć w związku z tłumaczeniem na język francuski słownika chińskiego i nowym przekładem Strabona? Kiedy będę w Paryżu, muszę zażądać sprawozdania z przebiegu tych prac literackich.
Rozmowa trwała do pierwszej w nocy.
- Niech pan idzie spać - powiedział cesarz do pana Champollion - i wróci jutro najwcześniej, jak pan będzie mógł.
Nazajutrz, 8 marca, pan Champollion o szóstej rano zjawił się w sypialni cesarza, który wstał już przed godziną i czekał na niego.
- Do roboty! - powiedział.
O wpół do dziewiątej stawił się dowódca szwadronu, który w imieniu generała Brayera przybył z Lyonu. Był to oficer jego sztabu nazwiskiem Mollien de Saint-Yon. Cesarz długo z nim rozmawiał i dał mu mnóstwo instrukcji.
- Przede wszystkim - powiedział do niego wyruszając w drogę - niech pan powie Brayerowi, że chcę znaleźć się w Paryżu bez jednego choćby wystrzału...
W tymże Grenoble, 8 marca, Napoleon podyktował panu Champollion list do cesarza austriackiego.
Kiedy już można było zobaczyć się z cesarzem, natychmiast zjawił się u niego biskup Simon na czele kapituły i czterech proboszczów parafii Grenoble. Towarzyszył mu cały kler, prócz generalnego wikariusza, księdza Bouchard, który opuścił miasto.
W czasie tej audiencji zaszedł zabawny incydent.
Biskup przedstawiał cesarzowi proboszczów, wymieniając ich nazwiska, a gdy powiedział:
- Mam zaszczyt przedstawić Waszej Cesarskiej Mości księdza de La Grez.. - cesarz przerwał mu i podchodząc do tegoż de La Grez rzekł:
- Ach, więc to ksiądz proboszcz tak mi wymyśla co niedziela wygłaszając kazania dla kucharek?
- Mój Boże, Sire - zmieszał się proboszcz - zapewniam Waszą Cesarską Mość...
- Nie mam o to pretensji. Wiem, że ksiądz proboszcz jest dobrym księdzem. Proszę nadal wymyślać, jeśli to księdza bawi. Zezwoliłem na swobodę w sprawach religii.
Biedny ksiądz był zdumiony. Napoleon, widząc, jak bardzo jest nieszczęśliwy, zbliżył się do niego i powiedział:
- Proszę już o tym nie myśleć! Ale proszę być dobrym i miłosiernym dla wszystkich. Takie jest prawdziwe prawo Chrystusowe.
Później przybyli przedstawiciele sądownictwa.
Co jednak było najbardziej wzruszające, to widok podchodzących do Napoleona generałów, pułkowników i oficerów.
Zdawało się, że odnaleźli brata.
Rozmawiając z nim płakali z radości i drżeli.
- Burboni wzgardzili wami i waszą sławą - powiedział do nich cesarz - Popełnili błąd i nie tylko błąd, gdyż obrazili Francję.
Po tych wszystkich audiencjach cesarz zszedł, by dokonać przeglądu garnizonu i gwardii narodowej. Garnizon składał się z piątego i siódmego pułku liniowego, z części czwartego pułku huzarów, z dwóch kompanii saperów i czwartego pułku artylerii. Wszystkie stały w rozwiniętym szyku, podobnie jak tysiąc pięciuset ludzi gwardii narodowej, pięknego i dzielnego oddziału składającego się niemal wyłącznie ze starych żołnierzy.
W dniu 8 marca entuzjazm był jeszcze większy niż poprzedniego wieczora. Lud nosił cesarza na rękach. Jakaś młoda dziewczyna trzymając w dłoni gałązkę wawrzynu podeszła do Napoleona i wyrecytowała mu wiersz.
- Co mogę dla pani uczynić, moje śliczne dziecko? - spytał cesarz, którego zmyliło jej zachowanie.
Panienka zarumieniła się i podnosząc oczy na Napoleona powiedziała:
- O nic Waszej Cesarskiej Mości nie proszę, ale byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby Wasza Cesarska Mość zechciał mnie pocałować.
Cesarz ucałował ją w oba policzki.
- W pani osobie całuję wszystkie kobiety Grenoble - powiedział głośno i z czarującym uśmiechem.
Kiedy tak szedł na miejsce, gdzie miała się odbyć rewia, spostrzeżono, że nie ma trójkolorowego sztandaru. Dumoulin czym prędzej pobiegł do sklepu, kazał wziąć trzy pasy materiału - biały, czerwony i niebieski - natychmiast je zeszyć i po kilku minutach sztandar był gotów. Kiedy sztandar załopotał na wietrze, kiedy zamigotały jego żywe barwy, najpierw stało się cicho, a potem zerwała się burza oklasków. Nic nie jest jednak w stanie opisać wzruszenia, szalonej radości, które ogarnęły kobiety, starców i mężczyzn w wieku dojrzałym, kiedy orkiestra wojskowa zagrała Marsyliankę. [...]
Napoleon od chwili wylądowania w zatoce Juan aż do Grenoble podróżował konno lub pieszo; dopiero w Grenoble polecił kupić kolasę.
Rankiem 9 marca, kiedy zbliżano się do Lyonu, cesarz kazał pułkownikowi Jerzmanowskiemu wziąć sześciu ludzi i przeprowadzić rekonesans aż do przedmieścia La Guillotiere. Ledwie ludność dostrzegła polskich szwoleżerów, wyruszyła z domostw, by powitać cesarza. Od dwóch dni nikt nie spał. Ludzie szaleli z radości bardziej jeszcze niż w Grenoble.
Już w Saint-Denis de Brou, w odległości dwóch stacji pocztowych od Lyonu, Napoleon spotkał ludność tego miasta, która niemal cała wyległa, by go powitać. Oto czego nie przewidział marszałek Soult, kiedy 5 marca mówił do króla: - Bonaparte w tym roku pozostanie w Delfinacie, a na przyszły rok spróbuje wziąć Burgundię.
Napoleon wylądował l marca i miał wtedy ze sobą dziewięciuset ludzi. Dnia 9 marca wchodził do Lyonu mając osiem tysięcy ludzi i trzydzieści armat! Wzdłuż drogi z Grenoble do Lyonu ciągną się wsie, a raczej bogate miasteczka, których cała ludność otaczała otwartą kolasę Napoleona, tworząc jego orszak i śpiewając hosanna w pełnym werwy narzeczu ludów Południa.
Dopiero w Bourgoin dowiedział się cesarz o pierwszej poważnej próbie oporu, to jest o przybyciu do Lyonu hrabiego d'Artois. Lyon był drugim pod względem znaczenia miastem Francji. Macdonald, który tam dowodził wojskiem, nie lubił cesarza, toteż nie można było od niego oczekiwać pomocy. Należał do tych generałów Republiki, którzy zdobyli sławę dzięki jakiemuś świetnemu czynowi, ale później niejeden kapitan armii byłby bardziej od nich na nią zasługiwał. Macdonald w swojej bezmiernej nicości był przekonany, że żaden z generałów Napoleona nie jest godzien być jego towarzyszem broni. Dumny i pełen pogardy, krył w sercu gorycz i urazę do cesarza, że dopiero w 1809 mianował go marszałkiem.
Ktoś mi opowiadał, że kiedy marszałek Macdonald był na audiencji pożegnalnej u Ludwika XVIII, miał wyrazić królowi żal, że musi walczyć przeciw cesarzowi! Chciałabym w to wierzyć, ale nie wierzę.
Wpływ Macdonalda na wojsko był prawie żaden. Jego nazwisko cieszyło się pewnym rozgłosem, ale jakże bladło obok imienia Napoleona! Mógł to stwierdzić w czasie rewii, którą chciał odbyć hrabia d'Artois.
Trzynasty pułk dragonów, złożony ze starych wiarusów, niedawno powrócił z Hiszpanii. Pułkownik, zapytany najpierw przez marszałka, a później przez hrabiego, odpowiedział:
- Wasza Dostojność, oddam krew za sprawę Waszej Królewskiej Wysokości.
- I wznosząc szablę zawołał: - Niech żyje król!
Odpowiedziała mu cisza. Pułk stał posępny, a nawet gniewny. Wtedy hrabia pokusił się o ostatni wysiłek, podszedł do jakiegoś podoficera, który trzymał sztandar, a na rękawie miał liczne naszywki.
- Podaj mi dłoń, zuchu - powiedział hrabia - i zawołaj ze mną: "Niech żyje król!"
- Nie, Wasza Dostojność - odpowiedział stary weteran z szacunkiem, ale stanowczo. - Szanuję Waszą Królewską Wysokość, ale nie mogę zawołać tak jak on! Moim zawołaniem jest: "Niech żyje cesarz!"
W tej samej chwili pułk powtórzył okrzyk i ukochane imię. Hrabia oddalił się i w pośpiechu siadając do karety powiedział:
- Wszystko przepadło!
I jak wiadomo, kareta brata królewskiego nie otrzymała eskorty choćby do bram miasta!
Kiedy nieszczęsny hrabia uciekał przed cesarzem, marszałek Macdonald wyszedł z dwoma batalionami piechoty na most wiodący na przedmieście La Guillotiere i tam, po zabarykad

Żelazna klatka

Wczesną wiosną 1815 roku Bonaparte uciekł z Elby, wylądował niespodziewanie we Francji i wiodąc garstkę żołnierzy parł ku stolicy z impetem porywającego wszystko huraganu. Król wysłał przeciw niemu małe wojsko i czekał na rychłe wieści o rozgromieniu "buntowników". Po kilku dniach mdlejący ze zmęczenia kurier królewski dotarł do Paryża.
- Czy nasze wojska odrzuciły ich? - padło pytanie.
- Nie, piją z nimi - padła odpowiedź.
Wówczas Burbon poczuł się nieswojo na złotym fotelu w Tuileries, mimo że dworacy przysięgali mu ręcząc honorem, iż nie dopuszczą "korsykańskiego wilkołaka" do granic miasta. Ludwik XVIII był głupi, lecz nie aż tak głupi, żeby nie wiedzieć, iż człowieka, który umiał zawojować pół Europy, nie powstrzyma nawet milion dworaków. Tu trzeba było żołnierza. Na szczęście miał obok żołnierza, i to "najwaleczniejszego z walecznych".
Gdy książę Elchingen i Moskwy usłyszał, że "Francja oczekuje odeń spełnienia obowiązku" - z typowym dla siebie bezmyślnym zapałem oznajmił, iż "przywiezie potwora w żelaznej klatce", po czym wziął 3 tysiące żołnierzy i ruszył przeciw Napoleonowi.
13 marca 1815 roku Ney dotarł do oberży "Pod Złotym Jabłkiem" w Lons-le-Saulnier. Ci, którzy go tam widzieli, twierdzili później, że był ponury jak nigdy. Zrozumiałe - zewsząd nadchodziły wieści o masowym przechodzeniu wojsk na stronę Cesarza, a żołnierze Neya coraz posępniej wykonywali jego rozkazy. Rudzielec zaczął sobie wolno uświadamiać, że naród pójdzie za Cesarzem, i że walczyć przeciw Cesarzowi, oznacza walczyć z narodem i rozpętać wojnę domową. Gdyby kazano mu stoczyć w pojedynkę samobójczą walkę z batalionem wrogów, wiedziałby co zrobić, i urządziłby taki popis bohaterstwa, jakiego nie znały dzieje - w tej materii był wirtuozem. Ale postawiono go naprzeciw czarownika, któremu niegdyś dał się zaczarować razem z całą Francją - i on, Michał Ney, obiecał przywieźć tego półboga w żelaznej klatce!
Późną nocą do pokoju Neya w oberży "Pod Złotym Jabłkiem" zapukali dwaj cywile owinięci szczelnie szerokimi płaszczami. Byli to dwaj oficerowie Gwardii Napoleona, którzy doręczyli marszałkowi kartkę papieru. Kartka zawierała tylko dwa pośpiesznie kreślone zdania: "Spotkamy się w Chlons. Przyjmę cię tak, jak po Moskwie". Zamiast podpisu widniała u spodu jedna czarna litera, wielkie N.
Gdy dwaj oficerowie wyszli, został sam. W ciągu tej jednej nocy musiał podjąć decyzję.
Z decyzjami nigdy nie było u Neya dobrze. Na ogół podejmował decyzje przerażająco głupie, tak w czasie pokoju, jak i w czasie wojny. [...]
13 marca 1815 roku musiał podjąć decyzję ważniejszą od wszystkich dotychczasowych. Gdyby miał w głowie trochę oleju, rozwiązałby dylemat bardzo prosto - złożyłby dowództwo. Było to w jego sytuacji jedyne honorowe wyjście, gwarantujące mu - bez względu na dalszy rozwój wydarzeń - zachowanie twarzy i głowy. Ale jako się rzekło - wewnątrz tej głowy nie było oleju. Ney pominął najprostsze z rozwiązań, chociaż miał na zastanawianie się całą noc. [..]
Rankiem 14 marca marszałek Ney wstał, zapiął mundur, wyszedł przed ganek karczmy i odczytał zebranym żołnierzom odezwę. Świadkowie wspominają, że wyglądał jak upiór, był blady i wymizerowany, miał sińce pod oczami. Zdążył przeczytać jedynie pięć pierwszych słów: "Sprawa Burbonów przepadła na zawsze...". Resztę zagłuszył entuzjazm żołnierzy, którzy całowali się ze łzami w oczach i krzyczeli:
- Niech żyje Cesarz!
Tylko kilku rojalistowskich oficerów zachowało milczenie, wycofując się chyłkiem do koni. Jeden z nich zaczął czynić Neyowi wyrzuty. Marszałek spojrzał nań półprzytomnym wzrokiem i szepnął:
- Nie powstrzymam fal morza dwiema rękami!
Oczywiście, że nie mógł tego uczynić. Przez wiele lat Francuzi bili się dzielnie pod sztandarami Napoleońskimi - bił się więc i on W roku 1814 wszyscy wokół niego zdradzili Cesarza i pobiegli płaszczyć się przed Burbonem - zrobił więc to samo. Później rozległ się krzyk, że trzeba zatrzymać powracającego "uzurpatora" - krzyknął więc najgłośniej. Teraz zaś wszyscy dookoła padali w objęcia zmartwychwstałego "boga wojny" - poddał się więc temu żywiołowi.

Paryż

Nocą 19 marca, nie powiadamiając nawet o tym swoich ministrów. Ludwik XVIII wyruszył do Belgii. W czasie podróży ktoś ukradł mu walizę. "Najbardziej mi żal - zwierzał się król Macdonaldowi - domowych pantofli, były świetnie dopasowane do moich stóp".
Napoleon pośpiesznie zdążał z Burgundii do Paryża. Zapowiedział przecież, że wkroczy do stolicy w dniu urodzin króla Rzymu. Od rana 20 marca liczni handlarze robili znakomite interesy, sprzedając cynowe medale z wizerunkiem Napoleona i tą datą. Żołnierze ukrywali białe kokardy pod nakładanymi na czaka nieprzemakalnymi kapturami, chociaż wcale nie padał deszcz. W opuszczonym przez dworaków Ludwika XVIII pałacu Tuileries dawni służący Napoleona przygotowali mu łoże, a w sali tronowej grupa kobiet przez pół godziny, klęcząc na kolanach, wypruwała z dywanu lilie, które wyhaftowano tam na miejsce pszczół.
Do Paryża Napoleon wjechał 20 marca o dziewiątej wieczór. Nie wszyscy mieszkańcy byli do niego przychylnie nastawieni, szczególnie niechętnie witali go właściciele luksusowych sklepów zaopatrująch dwór Burbonów. Wokół pałacu zgromadziło się jednak 20 tysięcy wiwatujących paryżan. Tłoczyli się wokół powozu, każdy chciał dotknąć cesarza. "Moje dzieci - powiedział wysiadając - udusicie mnie". Oficerowie zrobili mu drogę i Napoleon, idąc krok w krok za Lavalette'em odsuwającym napierający tłum, powoli wspiął się na schody. "Oczy miał przymknięte, rękę wyciągniętą przed siebie jak ślepiec, tylko uśmiech wskazywał na to, jaki jest szczęśliwy" Wewnątrz pałacu, jak po balu maskowym, zobaczył znajome twarze: lokajów w zielonych liberiach, odźwiernych, szambelanów. W salonie spotkał osobę, która bardziej niż inni wiązała go z przeszłością: Hortensję. Miała na sobie czarną suknię w związku ze śmiercią Józefiny, ale Napoleon, nie bacząc na to, czule wziął ją w ramiona.
Podróż, która normalnie powinna trwać 40 dni, Napoleon odbył w 20 Prędkość była tylko jednym z czynników sukcesu. Drugim, nie mniej ważnym, były nastroje ludu i te Napoleon poprawnie odgadł. To właśnie lud, który entuzjastycznie wyrażał swoją wolę i przekazywał z ust do ust wiadomość o jego przybyciu, prowadził go do Paryża. W pewnym sensie, po górskim marszu do Digne, Napoleon przyjął postawę bierną, co wyraziło się w słowach, które skierował do swoich żołnierzy: "To, co do tej pory osiągnęliśmy, jest zasługą ludu i waszą: ja tylko potrafiłem was zrozumieć i docenić". Teraz był wreszcie u siebie i znów był cesarzem Francji.





Drugie Cesarstwo

Napoleon usunął ze swego gabinetu mszały i modlitewniki Ludwika XVIII, a na biurku znów pojawiły się mapy i raporty. Najważniejszą sprawą były pieniądze. Udało mu się je zdobyć w dość nieoczekiwany sposób. Amsterdamskie banki, niektóre związane nawet z Anglikami, oddały mu do dyspozycji 100 milionów franków, oprocentowanych na 7 do 8%. Następną ważną sprawą było zorganizowanie nowego systemu rządów. W kraju od 1814 r. wiele się zmieniło. Pod wpływem nowych angielskich teorii społecznych zaczęto kwestionować starą, obowiązującą w czasach Cesarstwa, konstytucję. Ważną polityczną siłą stali się liberałowie, którzy domagali się od monarchii zabezpieczenia swoich interesów. Tymczasem 11 miesięcy władzy Ludwika XVIII cofnęło Francję do roku 1792 i Napoleon znów postawiony został w roli rozjemcy, tym razem pomiędzy liberałami a popierającymi go ugrupowaniami. Ponieważ Francuzi nie chcieli ani starej konstytucji, ani konstytucji Burbonów, znacznie ograniczającej przywileje elektoratu, Napoleon musiał dać Francji nową ustawę zasadniczą. Powinna ona zachować to wszystko, co było dobre w konstytucji z czasów Cesarstwa, ale dawać zabezpieczenia, których żądali liberałowie.
Najdobitniej postulaty liberałów wyrażał Benjamin Constant. Czterdziestosiedmioletni teraz Constant był wysokim, przygarbionym mężczyzną w okularach, kawalerem cierpiącym na nerwowy tik. Nosił wytarte żółte ubrania uwydatniające jego jaskrawo rude włosy. Chwiejny z natury, zakochał się, platonicznie, w pięknej madame Recamier, a że miłość była dla Constanta formą niewolnictwa, całkowicie poddał się jej wpływom. Ataki Constanta na Napoleona były niewątpliwie inspirowane przez ową damę, która była zagorzałą rojalistką. W "Journal des Debats", w dniu, w którym Ludwik XVIII pakował już swoje bagaże, Constant napisał: "Znów pojawił się ten człowiek splamiony naszą krwią. Jest on drugim Atyllą, drugim Czyngis-chanem, ale jeszcze straszniejszym i bardziej znienawidzonym, gdyż ma do swojej dyspozycji osiągnięcia współczesnej cywilizacji". Potem Constant uciekł do Nantes. W tym samym artykule wyjaśnił: "Nie jestem zdrajcą. Nie będę popierał raz tego rządu, raz innego, maskował wstydu sofistyką ani wypowiadał świętokradczych słów po to, by ratować splamione hańbą życie".
Napoleon, który lubił ludzi szczerze wyrażających swoje poglądy, zaprosił Benjamina Constanta do pałacu Tuileries. Constant przyszedł łagodny jak jagnię. Napoleon wyjaśnił mu swoje zamiary. Chciał, by Francja stanęła solidarnie za nim, a w zamian kraj otrzyma pewne swobody, jakich się domaga, zwłaszcza wolność prasy, która co prawda została ustanowiona, ale potem szybko przez Burbonów cofnięta. "Francja dostanie wolność prasy" - stwierdził Napoleon. Potem poprosił Constanta o napisanie projektu konstytucji. Przyjemnie zaskoczony Constant zgodził się. Napisał projekt konstytucji, w której został przewidziany dwuizbowy parlament, a kolegia elektorskie ograniczone przez Burbonów do 15 tysięcy miały być powiększone do 100 tysięcy jak za Cesarstwa. Zgromadzenia obradowałyby publicznie i miały prawo wnoszenia poprawek do ustaw proponowanych przez rząd. Konstytucja miała gwarantować prawa sądów przysięgłych i pełną swobodę wypowiedzi. Napoleon nie był zachwycony konstytucją, która mogła utrudnić mu rządzenie krajem, ale zaakceptował ją. Przyjęła ją również Rada Stanu. Konstytucja ogłoszona została 22 kwietnia i w plebiscycie zyskała poparcie obywateli: l 305 206 głosów za, 4206 przeciw.
Nową konstytucję nazwano "Aktem dodatkowym", gdyż Napoleon chciał, by była ona traktowana jedynie jako modyfikacja praw obowiązujących w wielkich dniach Cesarstwa. Była ona wyrazem szczerych pragnień Napoleona, by przystosować prawo do nowego politycznego klimatu. W pamflecie, w którym Constant usprawiedliwiał swoją kolaborację z Napoleonem, znalazły się zdania: "Gdyby cesarz chciał sięgnąć po władzę dyktatorską lub zamierzał stać się despotą, próbowałby przeciwdziałać demokratycznym tendencjom, jako że, można by powiedzieć, stoją one w sprzeczności z jego interesem - niewątpliwie tak. Ale czy nie można wobec tego stwierdzić, że jego interes zgodny jest z powszechnym pragnieniem wolności? Czyż nie jest to powód, by obdarzyć go zaufaniem?".
Chociaż znany szwajcarski liberalny historyk, Sismondi, pochwalił "Akt dodatkowy" na łamach gazety "Moniteur", to jednak paryska prasa wyrażała rozczarowanie. Konstytucja była wyrazem polityki kompromisu i nie satysfakcjonowała ani skrajnych bonapartystów, ani skrajnych liberałów. Co więcej, w ciągu ostatnich lat wszystko, co rząd próbował zrobić, podawane było w wątpliwość i podobnie jak w początkowym okresie rewolucji, prasa proponowała dosłownie setki różnych projektów konstytucji. Wszystkie te utopijne bańki mydlane zostały przekłute i teraz mydło piekło ludzi w oczy.
Istniała jeszcze jedna wyraźna różnica między rokiem 1815 a - powiedzmy - 1813. Francja nie była już wyłączną "kochanką" Napoleona, jak ją czasem nazywał. W ostatnim czasie sypiała to z tym, to z owym, toteż nie uważała cesarza za swego jedynego, przeznaczonego jej przez los pana, ale za jednego z wielu. Napoleon zdawał się wyczuwać te nastroje, które ujawniły się, gdy przygasły emocje związane z jego przybyciem. Zauważał nowy, krytyczny, nastrój, który określał jako "chłód". Aby się go pozbyć, musiał dać Francji poczucie bezpieczeństwa i dobrobyt. Do tego potrzebny był pokój.
Tymczasem kongres wiedeński obradował. Szybko zarysował się podział na dwie frakcje. Prusy i Rosja, kraje dynamiczne i zaborcze, żądały więcej, niż Anglia i Austria chciały im przyznać. W tej sytuacji w styczniu 1815 r. Anglia, Austria i Francja podpisały przymierze. Napoleon jako de facto władca Francji miał prawo liczyć na ten alians. 12 marca polecił swemu bratu Józefowi, przebywającemu wówczas w Zurychu, poinformować ambasadorów Rosji i Austrii w Szwajcarii o zamiarze utrzymania granic ustalonych w 1814 r. Jeśli chodzi o Anglików, to z ich strony liczył na przychylność. Istotnie, takie nastroje można było w Anglii obserwować. Na przykład w Portsmouth oficerowie pięćdziesiątego pierwszego pułku piechoty po ucieczce Napoleona wznosili toasty za pomyślność starego Napa. Napoleon witany był we Francji "jak wyzwoliciel", powiedział pewien członek parlamentu. "Burbonowie stracili twarz w wyniku własnych błędów. Wypowiedzenie wojny narodowi po to, by narzucić mu rząd, którego nie chce, byłoby czymś ohydnym".

Do Wiednia wiadomość o wylądowaniu Napoleona dotarła akurat w trakcie balu wydanego przez Metternicha. Pośród gości byli Wellington, car Aleksander I i Talleyrand. Nagle w środku walca orkiestra zamilkła, mężowie stanu pośpieszyli na naradę. Jeszcze raz Talleyrand przejął inicjatywę w organizowaniu wspólnego frontu przeciwko Napoleonowi. To on był inspiratorem ogłoszenia wspólnej deklaracji, w której alianci powrót Napoleona określili jako bezprecedensowy przejaw ambicji i "zbrodniczy zamach na porządek społeczny". Tym czynem Bonaparte postawił się poza prawem "jako wróg i burzyciel światowego pokoju", i dlatego zasłużył na zemstę całej Europy. Anglia, Rosja, Austria i Prusy zobowiązały się wystawić 150-tysięczne armie i trzymać je pod bronią, "dopóki Bonaparte nie znajdzie się w takiej sytuacji, w której nie będzie mógł stwarzać dalszych kłopotów". Tylko czy ci władcy, zapytywał dziennikarz z "Morning Chronicle", działają przeciwko Napoleonowi, czy może przeciwko duchowi demokracji?
Napoleon nie ustawał w wysiłkach, żeby utrzymać pokój. Do Metternicha wysłał specjalnego posła. Własną ręką napisał list do angielskiego księcia regenta - poseł spotkał się z niechętnym przyjęciem, list nie został przeczytany. Napoleon nie miał nawet szansy, by przedstawić swoje intencje. Zaraz po powrocie na tron okazało się, że jest otoczony działami.
Po Ludwiku XVIII przejął 200-tysięczną armię. Bez uciekania się do powszechnego poboru, zwiększył ją do 300 tysięcy. Armia składała się z Francuzów, w większości starych weteranów, a jej morale było wyższe niż kiedykolwiek, przynajmniej od 1809 r. Żołnierze pragnęli zrehabilitować się za odstępstwo, jakiego dopuścili się w ubiegłych latach. Szpiedzy aliantów informowali o gorącym poparciu dla Napoleona. Dla utrzymania głównych miast Francji Napoleon dysponował 200-tysięczną Gwardią Narodową. Tym razem zadbał o ufortyfikowanie Paryża. Sam sporządził plany szańców, obwałowań i lunet i to w ciągu pół godziny.
Napisał do cesarza Franciszka list, w którym prosił, by zezwolił córce i wnukowi powrócić do Paryża. Za pośrednictwem Caulaincourta Napoleon starał się dać Franciszkowi do zrozumienia, że leży to w interesie Austrii, bo w przypadku, gdyby okoliczności zmusiły go do ponownej abdykacji, formalnie rządziłby młody Napoleon, a regentką byłaby arcyksiężna. Kazał przygotować apartamenty na powrót żony, a 4 kwietnia napisał do niej: "Jedyne, czego mi teraz brakuje, moja droga Luizo, to Ciebie i syna. Przyjedź więc jak najszybciej, najlepiej przez Strasburg". Nie otrzymał odpowiedzi: ten i następne listy zostały przechwycone. Cztery tygodnie po powrocie poinformowany został przez Menevala, że Maria Luiza nie zamierza przyjechać do Paryża. Znajdowała się całkowicie pod wpływem Neipperga, a on z kolei działał zgodnie z poleceniami Metternicha, który już wtedy planował zatrzymanie młodego Napoleona na stałe w Wiedniu i oddzielenie go od matki. W pałacu Tuileries Napoleon bez żony i syna czuł się osamotniony, zdecydował się więc przenieść do mniejszego Pałacu Elizejskiego.
Pośród tych kłopotów spotkała Napoleona jedna nieoczekiwana przyjemność. Lucjan, który w 1804 r. opuścił Francję, gdy Napoleon próbował zmusić go do politycznego małżeństwa, przez wiele lat odnosił się krytycznie do cesarza. Teraz jednak, wyczuwając nawrót ducha roku 1799, zaoferował bratu pomocną dłoń. Napoleon przyjął Lucjana ciepło, udekorował go Legią Honorową i zapewnił mu miejsce w Senacie. Józef też powrócił, natomiast Ludwik odmówił przyjazdu, obawiając się, że przeszkodzi to w realizacji jego, niedorzecznego zresztą, planu osadzenia swojego syna na tronie Holandii. Wrócił natomiast Hieronim, gdyż - jak to z właściwą sobie chełpliwością stwierdził - Napoleon w nadchodzącej wojnie będzie potrzebował człowieka, który dowodziłby jego armiami.
Niemal każdego dnia Napoleon zjawiał się w swoim gabinecie o szóstej rano, a wychodził dopiero o zmroku. Lekarze nalegali, by odpoczywał i zażywał ruchu, ale on twierdził, że nie ma na to czasu. Dwukrotnie tylko pozwolił sobie na krótką przerwę. Z Hortensją spędził sentymentalne popołudnie w Malmaison i pewnego wieczoru wybrał się do Comedie Francaise - teatru bardzo brakowało mu na Elbie. Talma grał w sztuce Hektor, którą Napoleon uznał za szczególnie poruszającą. Po przedstawieniu spotkał się z wielkim aktorem i powiedział: "Chateaubriand mówi, że to pan uczył mnie odgrywać rolę cesarza Traktuję ten przytyk jako komplement, gdyż wynika stąd, że musiałem grać ją dobrze".
Szybkimi krokami zbliżał się jednak moment, gdy Napoleon miał odegrać jeszcze jedną rolę: dowódcy w bitwie z Anglikami. Po utracie Belgii granica na Renie, odwieczna droga inwazji na Francję, stała otworem. Tutaj właśnie zaczęły się w początkach czerwca gromadzić wojska angielskie i pruskie; Austriacy i Rosjanie nie byli w pełni gotowi. Swoim zwyczajem Napoleon postanowił uderzyć pierwszy.
Po pożegnalnym obiedzie z matką, braćmi i Hortensją Napoleon wczesnym rankiem 12 czerwca opuścił Paryż w swojej błękitnej złoconej karecie. Czuł się dobrze, był w świetnym nastroju wynikającym z przekonania, że powiedzie się plan pokonania Blchera i Wellingtona w dwóch oddzielnych bitwach. W osobistym bagażu miał opakowaną w skórzany pokrowiec butelkę malagi - wina, które ostatnio polubił. Do armii liczącej 125 tysięcy żołnierzy, stacjonującej pod Avesnes, dotarł już 13 czerwca.
15 czerwca o świcie odbił z rąk zaskoczonych Prusaków Charleroi i przekroczył Sambrę.

Quatre Bras

W czasie rozmowy z Blcherem Wellington usłyszał strzały karabinowe, które dobiegały z południowego zachodu, a po chwili doszły do jego uszu głuche odgłosy armat. Obaj wodzowie pożegnali się natychmiast i rozjechali do swoich oddziałów.
Z daleka już Wellington widział, że na jego odcinku rozwijają się bataliony francuskie, popędził więc konia chcąc jak najszybciej znaleźć się na linii walki. Po kilku minutach książę i jego sztab byli na miejscu. Już na pierwszy rzut oka potrafili ocenić, że sytuacja jest groźna.
W tym samym czasie, gdy kończyło się spotkanie Wellingtona z Blcherem, marszałek Ney rozpoczął atak wzdłuż szosy brukselskiej. Jego celem było Quatre Bras.
Trzy dywizje II korpusu Reille'a w pierwszym uderzeniu wyparły siły dywizji niderlandzkiej z rejonu Frasnes i odrzuciły ją aż do skrzyżowania dróg. Wellington widząc ucieczkę oddziałów Perponchera powoli tracił cierpliwość. Sytuacja była poważna, ale z północy nadciągnął długo oczekiwany Picton ze swoją bitną 5 dywizją piechoty i z marszu wszedł do walki.
"Około godz. 12 - wspomina żołnierz 95 regimentu Kincayd - dostaliśmy rozkaz, aby zostawić tabory i ruszyć naprzód. Poczuliśmy się wtedy bardzo wojowniczo, mimo że nie spodziewaliśmy się nawiązać kontaktu z nieprzyjacielem tego samego dnia. Ale gdy tylko ruszyliśmy, natychmiast odczuliśmy zbliżanie się wroga. Najpierw spotkaliśmy wozy napełnione rannymi Belgami, a po przejściu Genappe do naszych uszu doszły salwy armat. Wszystkie nasze wątpliwości rozwiały się, gdy osiągnęliśmy wyżynę, na której znajdowało się Quatre Bras, i zobaczyliśmy dużą równinę przed nami, otoczoną z dwóch stron lasem, i dalej następną wyżynę, na której -dostrzegliśmy siły nieprzyjaciela, schodzącego w naszym kierunku. W Quatre Bras nie było więcej niż 3 - 4 domy, a nazwa pochodzi zapewne, jak sądzę, od połączenia czterech dróg... Wieś była zajęta przez Belgów księcia Orańskiego, którzy obsadzili dużą farmę przy drodze i skraj lasu".
Perponcher tracił teren i około godz. 15 Francuzi podeszli prawie pod samo Quatre Bras, co groziło utratą tego ważnego punktu. Wtedy właśnie rozwinęła się do ataku 5 dywizja gen. Pictona. Jako awangarda do akcji wszedł 1 batalion 95 regimentu tzw. zielonych strzelców, którzy otworzyli ogień ze swoich sztucerów. Pod osłoną kanonady rozpoczęto kontratak siłami całej dywizji. [...]
Działanie lekkich kompanii angielskich nie doprowadziło jednak do odzyskania Gmioncourt i Piraumont, ponieważ Francuzi zaraz po zajęciu tych punktów podciągnęli armaty. Ogień dział skierowany był w pierwszym rzędzie na Quatre Bras, ale wiele kartaczy pękało nad głowami rozrzuconej w tyralierę lekkiej piechoty. Za drogą, tuż za Quatre Bras Picton powstrzymywał ruch swojej dywizji, gdyż atak pod gwałtownym ogniem dział francuskich mógł skończyć się masakrą. Francuzi, gdy tylko dostrzegli nowe oddziały angielskie, momentalnie zdwoili ogień i obsypali przeciwników prawdziwym gradem śmiercionośnych pocisków. [...]
Książę Wellington obserwował uważnie zmagania tyralierów i strzelców [...] aż dostrzegł maszerującą wzdłuż szosy silną kolumnę piechoty. [...] Wellington nie wierzył, że lekka piechota powstrzyma ruch tej kolumny i dlatego przywołał do siebie Thomasa Pictona.
Generał Picton na rozkaz księcia przygotował kontratak. [...] Gdy kolumny batalionowe nieprzyjaciela podeszły do pozycji piechoty angielskiej, rozpoczęła się gwałtowna wymiana ognia. Zanim rozwiał się dym, Anglicy uderzyli na bagnety. Kolumny francuskie poniosły ciężkie straty od ognia, a nagły atak powstrzymał ich ruch. Anglicy i Francuzi rozpoczęli ciężką walkę na bagnety i kolby, w której górę poczęła brać luźna linia angielska nad mało ruchliwymi, choć zaciekle broniącymi się kolumnami francuskimi.
W walce tej straty były z obu stron bardzo wysokie. Francuzi musieli w końcu ustąpić. Książę brunszwicki Fryderyk Wilhelm stojąc ze swoimi oddziałami przy drodze postanowił częścią sił rozwinąć powodzenie angielskiej piechoty. Regiment czarnych huzarów brunszwickich i szwadron ułanów ruszyły do szarży. Idące kłusem szwadrony przeszły łagodnie w galop i gwałtownie uderzyły na Francuzów.
Tutaj jednak spotkał ich tragiczny zawód.
Francuzi, choć w odwrocie, nie mieli zamiaru pójść pod szable. Kilka równych salw ostudziło zapędy brunszwickich jeźdźców. Huzarzy i ułani tracąc około sześćdziesięciu ludzi cofnęli się, a widząc nadciągających kirasjerów francuskich poszli w rozsypkę. Nieudany atak jazdy ściągnął gwałtowny ogień artylerii francuskiej na grupę, w której znajdował się książę brunszwicki. Piechurzy rozpoczęli odwrót, a karne dotąd bataliony straciły spoistość i w popłochu rzuciły się do ucieczki.
Nie pomogły nawoływania bohaterskiego księcia, który w chwilę potem otrzymał śmiertelną ranę. Znajdujący się blisko mjr von Wachholtz wraz z kilkoma oficerami odniósł ciężko rannego spod ostrzału, ale nim złożyli go na ziemi, już nie żył. Płk Olfermann chcąc osłonić odwrót resztek piechoty rzucił do szarży pozbieranych ułanów brunszwickich, ale ci na widok lansjerów francuskich rozpierzchli się na wszystkie strony.
Lansjerzy, którzy tak przestraszyli ułanów brunszwickich, należeli do 2 dywizji jazdy generała Pirego. Były to 5 i 6 pulki gen. barona Wathieza. Po rozpędzeniu. ułanów lansjerzy uderzyli na stojące w życie kompanie 42 i 44 regimentu pieszego. Szkoci bronili się w grupach, ostrzeliwując szarżujących przeciwników i walcząc z nimi na bagnety.
Warto zauważyć, że Szkoci, mimo iż zostali zaskoczeni, nie ulękli się i cały czas powstrzymywali dzielnie ataki Francuzów. Najcięższe walki toczyły się wokół małej grupki żołnierzy 44 regimentu, którzy zaciekle bronili swojego sztandaru. Jeden z lansjerów chwycił za drzewce sztandaru, a szablą ranił w głowę chorążego Christie. Christie z twarzą zalaną krwią wyglądał okropnie, ale słabnącymi dłońmi utrzymał sztandar. Jego koledzy zabili w tym czasie zdeterminowego lansjera.
Na pomoc lansjerom marszałek Ney wysłał kirasjerów. Opancerzeni, na ogromnych koniach, z pałaszami w rękach, wyglądali wspaniale budząc podziw i przerażenie. Rozpoczęli gonitwę za upartymi Szkotami, którzy twardo bronili swoich zroszonych krwią pozycji w stratowanym życie.
Część kirasjerów Kellermanna zainteresowała się szczupłym orszakiem księcia Wellingtona, który uratował się dzięki ucieczce do wnętrza czworoboku 92 regimentu płk. Gordona.
Sytuacja była bardzo ciężka. Lada chwila mógł zostać ponowiony atak francuskiej piechoty, która rozbiłaby z łatwością mocno już zmęczonych Anglików.
Gen. Picton chcąc zakończyć niebezpieczne utarczki z jazdą przeciwnika zdecydował się na rzecz niezwykłą. Stanął na czele nie niepokojonego jeszcze przez nieprzyjaciela l batalionu 28 regimentu oraz 3 batalionu l regimentu królewskiego i ruszył do ataku. Oba bataliony uderzyły w pełnym biegu na kawalerię przeciwnika i, o dziwo, wyparły ją aż do Gmioncourt.
Po tym epizodzie około godz. 17 nastąpiła krótka przerwa w zmaganiach. Ney, który montował nowy atak, otrzymał pismo od Soulta z Fleurus informujące o rozpoczęciu bitwy pod Ligny:
"Panie marszałku, napisałem Panu godzinę temu, że Cesarz zamierza zaatakować wroga o 2.30 na pozycji Bry i Sombreffe.
W tym momencie bitwa trwa i nabiera rozmachu. Jego Wysokość obarczył mnie obowiązkiem przekazania Panu Jego woli. Ma Pan wykonać manewr w ten sposób, aby wyjść na prawą flankę wroga i jego tyły. Jeśli zaatakujecie szybko, armia ta będzie zgubiona.
Los Francji jest w Pana rękach. Więc nie wahajcie się ani chwili i wykonujcie manewr nakazany przez Cesarza kierując się na Bry i Saint Amand, aby przyczynić się do decydującego zwycięstwa".
Ney trzymał jeszcze w dłoni pismo szefa sztabu, kiedy dostrzegł nadchodzące nowe siły nieprzyjacielskie, które zatrzymały się na zachodnim krańcu Quatre Bras. W tej sytuacji marszałek chciał jak najszybciej wyprzeć przeciwnika, którego siły wzrastały z godziny na godzinę, co mogło przeszkodzić w realizacji cesarskiego rozkazu.
Mimo pewnych sukcesów oddziały francuskie nie doszły jednak dalej niż do Gmioncourt, a bliskość lasu nie pozwalała na uderzenie szerszym frontem. W tej sytuacji marszałek postanowił przynaglić I korpus gen. d'Erlona, maszerujący właśnie w kierunku pola bitwy, aby użyć go do rozstrzygającego ataku.
Tymczasem jednak Ney zdecydował się na natychmiastowy atak w celu wyrzucenia nieprzyjaciela z lasu Bossu. Dywizja gen. Foya poszła więc prosto w kierunku lasu, a szwadrony kirasjerów Kellermanna uderzyły na centrum szyku angielskiego. Walka rozpoczęła się na nowo.
Z przeciwnej strony do akcji włączyła się także 5 brygada piechoty angielskiej Haiketta. Brygada przechodząc przez pole została jednak zaatakowana przez kirasjerów.
"Pole, na które weszliśmy - wspomina żołnierz 73 regimentu Thomas Morris - zasiane było żytem wysokim na prawie siedem stóp, które utrudniało obserwację, chociaż sami byliśmy niewidoczni. Maszerując dalej zdradziliśmy naszą pozycję błyskami bagnetów, co ściągnęło na nas niespodziewanie spory oddział kirasjerów. Nie mając czasu na sformowanie czworoboku zmuszeni byliśmy wycofać się, a rączej uciec do lasu, przez który wcześniej przeszliśmy. Kiedy zbieraliśmy się, 69 regiment pechowo stracił swój sztandar".

Sytuację uratowała dopiero bateria artylerii konnej mjr. Kuhimanna, która: ogniem na wprost ostrzelała kirasjerów i zmusiła ich do odwrotu. Szef sztabu wojsk angielskich gen. Barnes widząc ucieczkę kirasjerów porwał do ataku l batalion 92 regimentu. Szkoci uderzyli na bagnety i odzyskali teren. Utracili jednak swojego dowódcę, ppłk. Johna Camerona, który padł prowadząc regiment do walki.
Ney widząc porażkę swojej jazdy wpadł we wściekłość, którą podsyciła jeszcze informacja, że korpus d'Erlona zamiast iść wprost na Quatre Bras zboczył nagle na wschód i doszedł do miejscowości Villers Perwin. Marszałek nie rozumiał, co się stało, ponieważ Soult nie powiadomił go, że to właśnie cesarz wezwał d'Erlona. Chcąc jednak mimo wszystko rozstrzygnąć bitwę na swoją korzyść, Ney jeszcze raz zażądał od d'Erlona szybkiego przybycia.
Można sobie wyobrazić, w jakie zakłopotanie wprawiły gen. d'Erlona sprzeczne i ciągle ponawiane rozkazy.
Korpus d'Erlona należał z woli Napoleona do lewego, dowodzonego przez Neya skrzydła armii, ale rozkaz Soulta był rozkazem wodza naczelnego. Dlatego właśnie d'Erlon wraz ze swoim korpusem zmieniał kilkakrotnie kierunek marszu nie wiedząc komu powinien się podporządkować.
Tak więc ani Ney, ani walczący pod Ligny Napoleon nie otrzymali wsparcia od manewrującego zawile w rejonie Villers Perwin korpusu d'Erlona.
Marszałek Ney pod wieczór 16 czerwca zrozumiał, że jego wojska są zbyt słabe, aby uchwycić Quatre Bras w obliczu wzrastających sił przeciwnika. Zdobycie Gmioncourt i Piraumont było dopiero połową sukcesu, ponieważ Wellington trzymał się mocno w lesie Bossu i wcale nie zamierzał wycofać się z Quatre Bras. Korpus Reille'a był już długo w walce i poniósł dotkliwe straty, podobnie zresztą jak kawaleria Kellermanna, szarżująca kilkakrotnie na piechotę przeciwnika, bez większych zresztą sukcesów.
Gdyby chociaż Reille miał wszystkie swoje cztery dywizje - niestety, pod wieczór dysponował tylko dwoma: 5 dywizją gen. barona Bachelu i 9 dywizją gen. hrabiego Foya. Następną, 7 dywizję gen. hrabiego Girarda Napoleon miał pod Ligny, a 6 dywizja księcia Hieronima Bonapartego minęła dopiero Gosselies.
Ney, pozwolił sobie wbrew wyraźnemu zakazowi wezwać siły Kellermanna, ale ten zabrał tylko brygadę Guitona, gdyż obawiał się gniewu cesarza. Oba pułki kirasjerskie z brygady gen. Guitona, 8 i 11, wzięły udział w walkach i utraciły wielu ludzi. Dywizja jazdy gwardii Lefebvre-Desnouettesa długo stała na północ od Villers Perwin, a potem odeszła do Ligny.
Jeśli więc rano 16 czerwca Ney miał wyraźną przewagę nad nieprzyjacielem, to już po południu stosunek sił zmienił się na jego niekorzyść. Tymczasem armia Wellingtona znacznie wzrosła.
Przed wieczorem przybyła l dywizja gwardii gen. Cooke'a, a zaraz po niej dwa bataliony lekkie strzelców brunszwickich i kilka nowych baterii dział.
Około godz. 20 Wellington zdecydował się na atak, którego celem było wyparcie Francuzów aż za Frasnes. Ruszyły więc gęste linie tyraliery angielskiej powoli oczyszczając przedpole Quatre Bras z woltyżerów francuskich.[...]
Zaraz po odparciu ostatniego ataku kirasjerów Guitona książę Wellington wydał rozkaz, aby do akcji włączyła się gwardia i oczyściła z nieprzyjaciela rejon lasu Bossu. Gwardziści wyparli przeciwnika na dość znaczną odległość, co pozwoliło Wellingtonowi wprowadzić szerokim frontem 5 dywizję Pictona i 5 brygadę Haiketta. Siły te były wystarczające, aby odrzucić Francuzów na ich pozycje wyjściowe, czyli do samego Frasnes.
W trakcie walk strzelcy 95 regimentu odzyskali Gmioncourt oraz Piraumont i przepędzili lekką jazdę gen. Pirego.
Oceniając bitwę pod Quatre Bras można dostrzec, że była bitwą straconych szans dla obu stron. Rano Ney miał wszelkie szansę pobicia słabych sił przeciwnika i mógł zająć Quatre Bras bez większego wysiłku. Nie chciał jednak ryzykować i postanowił poczekać na maszerujące w kierunku pola bitwy oddziały.
Po południu układ sił zmienił się diametralnie, kiedy przybyły nowe oddziały angielskie realizując rozkaz o koncentracji. Uzyskanej przewagi dowódca angielski nie wykorzystał prawdopodobnie ze względu na brak informacji spod Ligny, a może nie chciał narażać swoich sił głównych na nową bitwę w zbyt dużej, jak mu się wydawało, odległości od Brukseli. Wellington zadowolił się odrzuceniem słabnącego Neya do Frasnes i na pozycjach zajmowanych dotychczas postanowił czekać na informację od Blchera. Informacji jednak nie otrzymał ani wieczorem, ani nawet w nocy, czekał więc bezskutecznie nadal.






Ligny

Około godziny 14.30 Napoleon dał rozkaz do rozpoczęcia bitwy. Pierwszym jej aktem było potężne przygotowanie artyleryjskie. Setki pocisków z francuskich dział druzgotały zabudowania, podpalały je i uśmiercały ich pruskie załogi. Padały ścinane dwudziestoczterofuntowymi pociskami stare drzewa i pękały z ogłuszającym łomotem granaty, niszcząc i zabijając.
Po pewnym czasie do ataku ruszyły dywizje Vandamme'a. Natychmiast dostały się pod ogień artylerii pruskiej. Widząc to francuscy artylerzyści wydłużyli ogień, przenosząc go na pozycje pruskiej artylerii: za Saint Amand-La Haye. Powoli i nieuchronnie narastała przewaga baterii francuskich, które w końcu otworzyły drogę własnym dywizjom. Wiele armat pruskich zostało zmiażdżonych, a ich załogi poległy przy działach.
Bataliony francuskie, poprzedzone liniami tyralierów, wdarły się do okopów pruskich.
Strzelcy konni Domona zajęli w tym samym czasie Wagnele i z łatwością rozproszyli stojące tu szwadrony pruskich ułanów. Ułani uciekli uprowadzając jednak armaty, których wolno postępujący Francuzi nie zdołali zdobyć.
Dywizje Berthezene'a i Lefola przedarły się wreszcie przez pruską obronę, ale kontratak czterech świeżych batalionów odwodowych odrzucił Francuzów. Prusakom udało się przywrócić ciągłość obrony, chociaż Saint Amand-La Haye pozostało w rękach francuskich.

Blcher, widząc powodzenie Francuzów, postanowił mimo wszystko odzyskać utracony teren przy użyciu odwodów. Gen. Tippelskirchen podprowadził do Saint Amand swoich żołnierzy, ale w ogniu dział francuskich jego 5 brygada stopniała jak śnieg. Podobnie skończyła się próba odzyskania Wagnele siłami brygady Jrgasa. Dzielna pruska jazda dostała ogień wprost w twarz i musiała bezładnie odstąpić, tracąc podczas nieudanego ataku wielu zabitych.
Utrata Wagnele, Saint Amand-La Haye i Saint Amand podziałała na Blchera jak zimny prysznic. Feldmarszałek nie czekając na następny atak począł ściągać oddziały z rejonu Sombreffe, chcąc uzupełnić nadszarpnięte odwody.
Podobnie jak poprzednio w Saint Amand, tak teraz w Ligny szalał ogień. Francuzi w zwartych kolumnach przez krzaki i żywopłoty wdarli się do miasteczka, dochodząc do samego strumienia. Domy płonęły, a ogrody zasłane były trupami w różnych mundurach, szczątkami broni i oporządzenia.
Napoleon dostrzegł przez lunetę, że Prusacy wzmacniają swoje prawe skrzydło, osłabiając centrum. Natychmiast wysłał do akcji kawalerię Pajola i dywizję tzw. młodej gwardii, aby pokrzyżować plany pruskie. Oddziały te przeprowadziły pozorowany atak na Tongrinne; wprowadzeni w błąd Prusacy natychmiast przerwali przerzucanie oddziałów Thielemanna do Ligny.
Walki w Ligny były straszne, gdyż prowadzono je w dymie i ogniu płonących domów. Szczególnie ciężkie zmagania toczono wokół kościoła i cmentarza, którego mur stanowił osłonę raz dla jednej, to znów dla drugiej strony. Wreszcie dwa odwodowe bataliony Henkla przedarły się przez tyralierę francuską i rozpoczęły atak, chcąc wyrzucić przeciwnika z Ligny. Oba bataliony zostały wręcz rozniesione na francuskich bagnetach. Blcher czuł już wyraźnie, że mimo ponawianych kontrataków nacisk Francuzów nie słabnie, a siły Jagowa w Saint Amand i Henkla w Ligny wyczerpują się. W Ligny więcej było trupów niż żywych.
Do kontrataku stary feldmarszałek rzucił więc cztery bataliony z 6 brygady gen. von Kraffta, ale i one po krótkiej morderczej walce poszły w rozsypkę. Blcher wiedział, że jego siły ulegają wyczerpaniu, ale ponawiał kontrataki chcąc za wszelką cenę utrzymać dotychczasową linię obrony. Do ataku poszły znów bataliony Kraffta, formując dwie silne kolumny. Walka o Ligny toczyła się nadal przynosząc każdej ze stron ciężkie straty.
Napoleon przenosił główny nacisk na opanowanie Ligny, gdyż zdobyte wcześniej Saint Amand i Saint Amand-La Haye pozostawało nadal w jego rękach. Prusacy wprowadzili do walki o Ligny 8 brygadę płk. von Langena, a 5 brygada gen. Tippelskirchena ruszyła odebrać Francuzom Saint Amand. Bataliony 5 brygady odebrały wzgórza w rejonie Saint Amand-La Haye, a idący za nimi 10 pułk huzarów magdeburskich rozproszył dwa bataliony francuskiej piechoty.
Huzarzy pruscy sprawnie dowodzeni przez płk. hrabiego Schwerina nie wytrzymali jednak gwałtownego ataku francuskich strzelców konnych i rozpoczęli odwrót. W zaciekłej walce zmuszono też do odwrotu 5 brygadę, która straciła wielu zabitych.
W związku z utratą pozycji w rejonie Wagnele Blcher sięgnął po stojącą pod Mazy brygadę jazdy płk. von Marwitza i skierował ją na swoje prawe skrzydło. Cesarz widział teraz bardzo dokładnie, że Blcher wyczerpał już swoje odwody i że nie może liczyć na pomoc Anglików. Należało natychmiast użyć gwardii i dobić armię pruską. Napoleon czekał ciągle na korpus d'Erlona. Wyznaczył mu rolę kowadła, na którym armia Blcher miała być zmiażdżona potężnym uderzeniem gwardii.
D'Erlon jednak nie nadchodził i cesarz sam przygotowywał ostateczny cios.
W tym samym czasie, gdy formowały się uderzeniowe kolumny gwardii, gen. Vandamme doniósł, że na północnym zachodzie w rejonie Villers Perwin dostrzeżono nie rozpoznaną kolumnę. Cesarz natychmiast wstrzymał atak, gdyż chciał się upewnić, czy nic nie grozi jego lewemu skrzydłu. Dla większej pewności Vandamme wycofał 7 dywizję gen. Girarda do osłony własnych tyłów.
Po pewnym czasie zaczęły napływać pierwsze meldunki z rejonu Villers Perwin. Okazało się, że tajemnicza kolumna to I korpus d'Erlona zdążający w kierunku Fleurus.
Następna wiadomość wprawiła sztab francuski w prawdziwe zakłopotanie. Patrole wysłane w celu nawiązania kontaktu z d'Erlonem przyniosły informację, że korpus zawrócił i poszedł w kierunku Frasnes.
Napoleon jeszcze nie wiedział, że dziwne zachowanie d'Erlona spowodowane było sprzecznymi rozkazami, które otrzymał od swoich, przełożonych. Rozkaz Napoleona wzywał go pod Ligny, a rozkaz Neya pod Quatre Bras. Efektem tego było bezsensowne dreptanie całego korpusu, który w efekcie nie wsparł ani Neya, ani Napoleona.
W tym samym czasie huzarzy z brygady płk. von Marwitza rozpoznali również rejon Villers Perwin i przynieśli niepokojącą wiadomość, że Francuzi chcą obejść szyk pruski od zachodu. Reakcja Blchera była szybka. Część mocno nadszarpniętych batalionów wycofano, zastępując je tymi, które były w lepszym stanie. Brygada płk. von Stpnagla z III korpusu na rozkaz Blchera przeszła do Sombreffe na miejsce 8 brygady Langena, która wykrwawiła się w Ligny.
Około godz. 19.30 Thielemann zmontował atak, którego celem było zniszczenie flankowym uderzeniem walczących w Ligny dywizji gen. Grarda. Drogą w kierunku Fleurus ruszyły bataliony landwery płk. von Lucka wspierane przez 7 pułk dragonów i 7 baterię pieszą. Gdy grupa ta przeszła przez strumień Ligny, obserwujący jej ruchy gen. Exelmans wysłał do szarży dwa pułki dragonów. Dragoni francuscy wręcz wgnietli w ziemię linię dragonów pruskich i zanim von Luck zdążył zareagować, rozpoczęła się rzeź jego piechurów i artylerzystów. Zielona linia dragonów francuskich jak potężny taran parła przed sobą pobitych Prusaków, tratując piechotę i tnąc bezlitośnie obsługę dział. Dzielni pruscy dragoni starali się przez moment powstrzymać przeciwnika, ale na próżno - przewaga była przygniatająca i po krótkiej walce musieli ulec.
Francuzi po rozbiciu batalionów przeciwnika rozpoczęli pościg i prowadzili go do Sombreffe. Tutaj dopiero dzięki śmiałej postawie 9 brygady gen. von Borckego udało się powstrzymać zwycięskich Francuzów kilkoma celnymi salwami.
Wracając dragoni zabrali ze sobą zdobyte w szarży armaty pruskie i porzucone przez artylerzystów jaszcze.
Po godz. 20.30 siły pruskie były już krańcowo wyczerpane, a Napoleon przygotowywał ostateczny atak. Cesarz miał czym zadać cios, gdyż około godz, 20 na plac boju przybył VI korpus gen. Lobau, który rozwinął się i natychmiast poszedł do walki. Na koniec ruszyło 8 batalionów gwardii, aby przypieczętować klęskę znużonego już przeciwnika.
Gwardziści weszli w wolną przestrzeń między Saint Amand i Ligny i rozwinęli się do ataku w kierunku Brye i młyna Bussy. Atakowali zdecydowanie i szybko, jak za swoich najlepszych lat, kiedy sam ich widok wzbudzał grozę w przeciwniku.
Nie pomogły rozpaczliwe kontrataki broniących się jeszcze brygad von Jagowa i von Steinmetza. Pierwsza linia obrony pruskiej pękła i rzuciła się do bezładnego odwrotu. Na karkach uciekającej piechoty wpadli do Brye kirasjerzy gen. hrabiego Milhauda. Roznieśli w strzępy broniących się przeciwników. Ten, kto próbował walczyć, ginął, inni uciekali w krzaki, chronili się za drzewa lub kładli w rowach udając zabitych, aby uratować życie.
Blcher próbował jeszcze rzucić do kontrataku resztki jazdy, ale na próżno. Lekka jazda pruska w zderzeniu z. kirasjerami rozpadła się na drobne grupki i uciekła.
Gwardia zdławiła wszelkie próby oporu, pędząc przed sobą bezładną masę uciekinierów.
Stary Blcher chciał jeszcze walczyć, ale nie miał już w rezerwie ani jednego batalionu. Wreszcie o zmroku dał za wygraną i wraz ze swoim sztabem odjechał w kierunku Sombreffe.
Nie był to jednak koniec bitwy dla starego feldmarszałka, gdyż koło Sombreffe jego sztab został zagarnięty przez grupę uciekinierów. W ciemnościach Blcher pozostał jedynie z adiutantem, mjr. Nostitzem, który wiernie towarzyszył swemu dowódcy. W pewnej chwili pod Blcherem padł koń, a przywalony jego ciężarem feldmarszałek stracił przytomność. Nostitz bez namysłu zeskoczył z konia i własnym płaszczem nakrył leżącego, aby nie zwrócić uwagi galopujących obok kirasjerów. Gdy tylko niebezpieczeństwo minęło, dzielny Nostitz z kilkoma piechurami podniósł potłuczonego Blchera i już całkiem przytomnego odwiózł do sztabu.
Było już zupełnie ciemno, gdy Napoleon wstrzymał pościg. Armia pruska, pobita i rozproszona, pozostawiła na placu boju 12 tysięcy zabitych i rannych i 21 dział, a krążyły też pogłoski, że Blcher został ciężko ranny. Napoleon był zadowolony z wyniku bitwy i chociaż nie wszystko przebiegło po jego myśli, to napływające informacje potwierdzały przypuszczenia, że Prusacy są kompletnie pobici.

Ostatnia bitwa

Nigdy chyba powiedzenie "sic vos non vobis" nie miało tak trafnego zastosowania jak do owej wioski. Waterloo nie odegrało żadnej roli w bitwie i pozostało o pół mili od terenu walk. Mont - Saint - Jean znajdowało się pod ogniem artyleryjskim. Hougomont zostało spalone, Papelote spalone, Plancenoit spalone, Haie - Sainte wzięte szturmem, Belle - Alliance widziało uściski obu zwycięzców, lecz dziś nazwy te są już prawie nieznane, podczas gdy Waterloo, które w ogóle nie brało udziału w bitwie, zbiera wszystkie zaszczyty.
Tam gdzie dzisiaj stoi wielki kopiec w kształcie piramidy, z lwem na szczycie, wznosił się grzbiet wzgórza, które, opadając łagodnie w kierunku drogi do Nivelles, tworzyło strome urwisko od strony gościńca do Genappe. Pojęcie o wysokości tego urwiska dają dziś dwa kurhany stojące po obu stronach drogi z Genappe do Brukseli; kurhan po lewej stronie to grób angielski; po prawej - niemiecki. Grobu francuskiego nie ma wcale.

Dla Francji całe to pole jest grobowcem.


Poezja
Pod prąd wąwozem w twarz ognistym wiatrom
Po końskie brzuchy w nurt płynącej lawy,
Prze szwoleżerów łatwopalny szwadron
Gardła armatnie kolanami dławić.
Mokry mrok topi głowy szwoleżerów
Deszcz gliny, ziemi i rozbitej skały,
Ci co polegną - pójdą w bohatery!
Ci co przeżyją - pójdą w generały!

Potem twarz z ognia jeszcze nie obeschłą
Będą musieli w szczere giąć uśmiechy,
Z oczu wymazać swoją hardą przeszłość
Uszy nastawić na szeptów oddechy.

Zwycięskie piersi obciążą ordery
I wstęgi spłyną z ramion sytych chwały
Ci co polegli - idą w bohatery!
Ci co przeżyli - idą w generały!

Potem zaś czyści w paradnych mundurach
Galopem w wąwóz wielkiej polityki,
Gdzie w deszczu złota i kadzideł chmurach
Pióra miast armat państw krzyżują szyki.
I tylko paru nie minie pokuta
W mrowisku lękiem karmionych koterii,
Nieść będą ciężar wytrząśniętej z buta
Grudki zaschniętej gliny Somosierry.

Ale twarz z ognia jeszcze nie obeschłą ...

Nie ten umiera co właśnie umiera
Lecz ten co w martwej kroczy chwale,
Więc ci co polegli - poszli w bohatery,
Ci co przeżyli - muszą walczyć dalej!


Jacek Kaczmarski

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 152 minuty