profil

Moja utopia

poleca 85% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Czym jest utopia? Od zawsze człowiek szukał odpowiedzi na to pytanie. Próbował znaleźć w ustrojach tj. demokracja, komunizm... Dlatego też, jako dziennikarka, postanowiłam poszukać utopi daleko od cywilizacji.

Wybrałam się w podróż donikąd, przez cały świat. Pod koniec podróży, gdy już się poddałam, dotarłam do wyspy, której nie ma na mapie. Nie pamiętam, niestety, jak się tam dostałam, ani jak stamtąd wyjechałam. Wiem, że znalazłam to, czego szukałam.

Była to wyspa zielona, pełna zwierząt i różnych roślin – ziemski raj. Panował tam wieczny spokój i opanowanie. Nawet moje przybycie nie zakłóciło ichniej codzienności. Przyjęli mnie z otwartymi ramionami, z góry zakładając, iż jestem dobrym, wspaniałomyślnym człowiekiem. Nie wiem czy spełniłam ich oczekiwania. Przebywałam tam około tygodnia. Wśród ludności nie było władcy, poddanych, lekarzy, policji, ochroniarzy, polityków,... Każdy jednak miał swój zawód, np.: rolnik, mleczarz, rzemieślnik, poeta... Nie było władcy, więc każdy rządził sobą. Żyli według praw moralnych, zgodnie z własnym sumieniem. O dziwo nikt nikogo nie zabił, nie okradł... co w porównaniu z naszym światem wydaje się nierealne. Nie było lekarzy, więc też szpitali, co za tym idzie – ludzie nigdy nie chorowali. Młodzi ludzi nie uczęszczali do szkół, gdyż wiedze zdobywali w praktyce, a lektury z chęcią czytali bez zmuszania ich do tego. Kobiety pracowały w domu, wychowywały swoje potomstwo. Co najważniejsze, były one wynoszone na piedestał przez mężczyzn. Oni za to pracowali z wielką radością dla wspólnego dobra i dla wykarmienia rodziny.

Pierwszy dzień spędziłam w śród nastolatek. Rano poszłyśmy do lasu na spacer. Poznałam wiele interesujących zwierząt, z którymi się z resztą zaprzyjaźniłam. Około południa wróciłyśmy do obozu. Zapomniałam wcześniej wspomnieć, iż tutejsza społeczność żyła w szałasach – w zgodzie z naturą. Jak każde dobrze wychowane dziewczęta poszłyśmy pomóc przy przygotowaniu obiadu. Posiłek ten zawsze kobiety z wioski gotują razem. Oczywiste, następnie jedliśmy – wszyscy razem. Każdy miał swoje miejsce przy stole, jednak zawsze mógł je zmienić gdyby chciał. Jedliśmy i śmialiśmy się. Nastał wieczór. Poszłyśmy pospacerować po plaży. W między czasie dziewczęta uczyły aerodynamiki w praktyce. Po spacerze położyłyśmy się spać.

Dzień drugi spędziłam z matkami. Wcześnie wstałyśmy. Przygotowałyśmy śniadanie. Zepsułyśmy kocioł. Wysłałyśmy młode pokolenie na nauki zdrowego myślenia. Wyprałyśmy wszystkim ubrania – pierwszy raz tyle ubrań miałam w ręce. Trochę poplotkowałyśmy. Ugotowałyśmy obiad z pokrzywy, marchewki... Reszta dnia należała do nas, robiłyśmy to, co chciałyśmy. Pokazałam im, że można się opalać. Potem popływałyśmy... Poszłyśmy spać.

Trzeci dzień chodziłam za mężczyznami. Po śniadaniu niektórzy szli w pole, inni do swoich pracowni rzemieślniczych, do krów, koni i etc. Byłam wszędzie. Sama z chęcią pomagałam im w pracy. Mówili, że to nie praca, że to daje im po prostu satysfakcje. To, co my nazywamy „harówą” ich relaksuje i wycisza. Po obiedzie tworzyli sztuki. Jedni pisali wiersze, drudzy malowali obrazy, inni grali i śpiewali w swoich zespołach, tworzyli teatr, a nawet tkali. Często korzystano z rad i pomocy kobiet, gdyż to one miały dusze artystyczne. Późnym wieczorem popisywali się przed kobietami.

Czwarty dzień zszedł mi bardzo szybko. Obserwowałam młodzieńców szalejących w wodzie, w lesie... Budowali statki, samoloty (mini oczywiście), a ich wzorem byli Dedal i Ikar(?). Po obiedzie spędzali czas z ojcami. Wieczorem postanowiłam nauczyć ich gry „w nogę”. Sami zrobiliśmy piłkę, na plaży było boisko, zasady opowiedziałam. Świetnie się bawiliśmy.

W końcu jakieś święto.Piąty dzień pobytu. Wszystko zostało dokładnie przygotowane dzień wcześniej. Gdy ja biegałam z chłopakami za piłką, kobiety i dziewczęta przygotowywały posiłki, mężczyźni atrakcje. Zaś w dzień świąteczny wszyscy wstali później, dziewczęta zajęły się dziećmi, chłopcy nakrywali do stołu, mężczyźni pomagali z podawaniem posiłków. Tylko ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Po obfitym śniadaniu, ojcowie zaprezentowali przygotowane niespodzianki. Była dobra muzyka, jeden spektakl teatralny... pokazy doskonałych modeli łódek... Potem wszyscy poszliśmy nad wodę, gdzie pływaliśmy i nurkowaliśmy. Wielu zabaw wodnych mnie nauczyli. Wieczorem znów posiłek, jednak znacznie różniący się od poprzednich. Na stole leżały kokosy, arbuzy, melony, awokado – raj dla podniebienia. Potem szaleństwo do samego rana.

Rano (dzień szósty) wszyscy kładli się spać. W południe z dziewczętami zajmowałam się najmłodszymi mieszkańcami tamtejszej utopii. Dzieci były spokojne. Trzeba było się z nimi bawić, mówić do nich, karmić je, gdy zgłodniały, przebierać... W tym czasie matki kończyły porządki po wczorajszej zabawie i jednocześnie przygotowywały to, co na dzień dzisiejszy było potrzebne. Chłopcy pomagali ojcom w codziennej pracy. Tak też nadszedł wieczór. Piękne, pomarańczowe słońce znów zaszło za horyzont, malując niebo. Gdy gwiazdy z księżycem wybiegły na nieboskłon czarny wszyscy już spali.

W siódmym dniu trochę się pogubiłam. Był to dzień, w którym kobiety zamieniały się miejscem z osobnikiem płci przeciwnej. One robiły to, co ich mężowie zazwyczaj (praca w polu, dojenie krów, łowienie ryb...), a oni to, co żony w dniach poprzednich. Chłopcy zamieniali się z dziewczętami. Tylko dzieci robiły to, co zawsze. Pod koniec dnia, zrozumiałam, że w ten sposób unikają buntu. Kobiety wiedzą jak mężczyźni pracują na wyżywienie, a oni potrafili zrozumieć rolę kobiety w społeczeństwie.

Tego samego dnia, późnym wieczorem spytano mnie czy chcę zostać z nimi. Wtedy poszłam na plażę i zrozumiałam, że życie w utopii nie jest tak piękne jak moje. Wchodząc do jaskini na wyspie nie bałam się niczego, – bo co może się stać. A człowiek potrzebuje trochę strachu, niepewności, aby móc normalnie żyć. Utopia to mydlenie oczu, nieprawdziwe szczęście. Dlatego postanowiłam wrócić do normalności.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut