profil

Świat po drugiej stronie lustra.

poleca 85% 477 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Dzień rozpoczął się jak każdy. Wstałem około 7.30, pomaszerowałem do łazienki się umyć i ubrać. Po wyjściu chwyciłem kanapkę, która leżała na kuchennym stole i pobiegłem do szkoły. Nic w tym nadzwyczajnego, prawda? Tez tak myślałem, ale ów dzień okazał się naprawdę wyjątkowy.
Na lekcji wychowawczej, nauczycielka usiłowała przybliżyć nam historię szkoły. Nie udawało się jej jednak ani na moment przekłuć naszej uwagi. Jako że, ja wraz z kolegą byliśmy „najbardziej aktywni” na tejże lekcji, poprosiła nas o przyniesienie z maleńkiego stryszku najstarszych kronik szkoły. Wyszliśmy z klasy i zmierzaliśmy ku górze. Kuba musiał jeszcze udać się do toalety z typowo fizjologicznych powodów, których nie chcę tutaj przybliżać... Umówiliśmy się, że spotkamy się na miejscu.

Na poddaszu było pełno pajęczyn i staroci. Wśród nich udało mi się dostrzec cos, co bardzo mnie zaintrygowało. Przysiadłszy na stercie książek, zauważyłem coś dziwnego. Na podłodze leżał prawdziwy egipski papirus! Nie mogłem się pohamować, podniosłem rozwinąłem i przeczytałem napis, który na nim się znajdował. Pięknymi, w moim mniemaniu gotyckimi literami, zostało tam zapisane „tempora muntantur et nos muntamur in illis”. Zdziwiłem się. Co w szkole robił oryginalny papirus? Co oznaczał napis? Wtedy jeszcze nawet nie przeczuwałem, co może się ze mną stać.
Niedługo szukałem właściwej kroniki. Przeglądając ja natknąłem się na kolejne udziwnienie. Otóż dokładnie w środku znajdowała się bardzo gruba strona. Nie była to zwyczajna stronica, bowiem mogłem się w niej przejrzeć, zupełnie jak w lustrze. Moja ciekawość nie zna granic, dlatego zdecydowałem się dotknąć ją. Właśnie wtedy poczułem, jak nieznana mi wcześniej siła, wciąga mnie do wnętrza książki. Serce rozrywało mi pierś, nogi miałem jak z galarety, a mimo to, ze szczegółami pamiętam to zdarzenie. Z jednej strony wiedziałem, że nie dzieje się ze mną nic dobrego, ale jak zwykle wygrała diabelska cecha...

Mrugnąłem oczami i znalazłem się... po drugiej stronie lustra. Wiem, że to niewiarygodne, ale to prawda! To co tam ujrzałem zdecydowanie wykraczało poza moje najśmielsze sny. Ludzie wyglądali dość dziwnie, o ile można to tak nazwać. Dla mnie byli wręcz komiczni. Nosili dziwaczne spodnie, fryzury i buty z czubkami (takie, jak są obecnie bardzo modne wśród płci pięknej). Ale cóż miałem począć, postukałem się w czoło i poszedłem do toalety, aby się odświeżyć. Spojrzałem w lustro i zauważyłem, że wyglądam tak jak oni! Nie zdążyłem w żaden sposób zareagować, bo ktoś złapał mnie za ramię. Usłyszałem tylko: „Karolu, dlaczegóż tak dziwnie się zachowujesz. Nie przystoi to człowiekowi o twojej pozycji. Ojciec twój, Tedeusz Królikowski, starosta sieradzki a matka Urszula z Ubychów. Zali nie jesteś z pospólstwa, i nie możesz się zachowywać jak ci prostacy, gdyż, jak markuję, chcesz się wykształcić i wiele osiągnąć.” Zamurowało mnie! Czy mógłby mi to ktoś wyjaśnić? Czy ten facet nie choruje przypadkiem na schizofrenię?

Wszystko stało się jasne na lekcji łaciny. Wszedłszy do klasy, usiadłem na swoim miejscu. Skąd wiem, że było moje? Ma się swój mały, bo mały, ale zawsze rozumek. Wykładowca, który zaczepił mnie w ubikacji, uczył tegoż właśnie przedmiotu. Całe 45 minut chodził po klasie i zadawał pytania. Najdziwniejsze jest to, że wszystko rozumiałem, a nie padło ani jedno słowo polskie! Znałem wszystkie odpowiedzi. Ba! Potrafiłem nawet mówić pełnymi zdaniami, w przeciwieństwie do moich kolegów. Patrzyli na mnie pełni podziwu, a ja czułem się po prostu świetnie. Chciało mi się skakać ze szczęścia, ale (nie mając pojęcia skąd) wiedziałem, iż jest to w szkole zabronione. No cóż, trudno dziwić się mojej euforii – pierwszy raz w życiu zetknąłem się z łaciną. W pewnym momencie doznałem olśnienia. Przypomniały mi się słowa, które odczytałem na papirusie i zapytałem profesora o ich znaczenie. Ich tłumaczenie na nasz język brzmiało „czasy się zmieniają, a my razem z nimi”,
Zadzwonił dzwonek na przerwę. Na holu podszedłem do jakiegoś chłopaka i zapytałem, co tu się dzieje. Popatrzył na mnie, jakbym miał pietruszkę na zębie i odpowiedział: „Karolu, dobrze się czujesz?” „Spoko (odpowiedziałem), ale nie jestem żadnym Karolem; mam na imię Krzysiek. Nie znam łaciny ani nie żyję w tych czasach. Owszem, mieszkam w Sieradzu, ale w XXI w., a dziś jest 28 października 2003 roku!” Kolega znów zrobił kapryśną minę, ale po chwili uśmiechnął się i prosił o wyjaśnienia. Opowiedziałem mu co zaszło i razem udaliśmy się na ten sam stryszek, na którym moje życie uległo tak diametralnej zmianie. Kroniki tam jednak nie było... Postanowiliśmy więc potajemnie wejść do pokoju profesorskiego i stamtąd wykraść książkę. Ku mojemu zdziwieniu leżała ona na pięknym dębowym stole. Była bardzo podobna do tej, którą znalazłem w XXI w., jednakże mniej zniszczona i nieuzupełniona do końca. Otworzyłem ową kronikę na środku. Dotknąłem ręką lustrzanej stronicy i znów znalazłem się w swoich czasach. Nie zdążyłem pożegnać się z anonimowym kolegą i nadal nie mam pojęcia kim był...

Zaaferowany całym zdarzeniem spojrzałem na zegarek. Była 13.30. Lekcja dobiegała końca. Wszedłem do klasy i poczułem, jak miękną mi nogi.
Zemdlałem. Obudziłem się dopiero następnego dnia, ale nigdy nie zapomnę tajemniczego profesora, lekcji łaciny, nieznajomego kolegi, który mi pomógł, egipskiego papirusu oraz napisu „tempora mutantur et nos mutamur in illis”.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 5 minut