profil

Król Artur

Ostatnia aktualizacja: 2022-01-09
poleca 85% 1794 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

„Nie wiedzieć o tym, co wydarzyło się przed twoim urodzeniem, znaczy pozostać dzieckiem na zawsze”.
- Cyceron -

Kogóż to nie oczarował bajkowy świat wokół Króla Artura i Rycerzy Okrągłego Stołu, którzy mieli całe mnóstwo najbardziej osobliwych przygód? Właściwym twórcą legend arturiańskich był angielski historyk Geoffrey z Monmouth, którego historia regum Britanniae (Historia królów Brytanii) z roku 1136 pobudziła wyobraźnię wielu autorów. W swoim dziele, będącym mieszaniną pseudohistorii oraz legendarnych i wymyślonych opowieści, zajmuje się on szczegółowo okresem panowania władcy o imieniu Artur. Czy Król Artur istniał naprawdę? A może to postać czysto literacka mająca za pierwowzór jakiegoś lokalnego celtyckiego bohatera? A może Król Artur to poświadczony historycznie brytański król Riothamus?

Grecki epos, na którym opierał się także Homer tworząc swoją Iliadę, opisuje przebiegły fotlet, którym w zamierzchłych czasach posłużono się przy zdobyciu Troi. Epejos zbudował dla oblegających Troję greków drewnianego konia, który przeszedł potem do historii jako „koń trojański”. W jego pustym brzuchu ukryci byli greccy wojownicy, którzy nocą wyszli z niego i otworzyli bramy miasta. Ten właśnie podstęp spowodował upadek troi. Większość słynnych bohaterów trojańskich zginęło. Tylko Eneaszowi udało się uciec z kilkoma towarzyszami. Od niego miał według legendy wywodzić się Romulus, założyciel Rzymu.

Historycy nadal się spierają, czy wojna trojańska kiedykolwiek miała miejsce. Żadnych dowodów w każdym razie nie ma. Relacje na jej temat zaliczają się do kręgu mitów.

Właśnie Eneasza czyni praprzodkiem Brytów inna słynna na cały świat legenda – legenda o Królu Arturze. To, co ma w niej być rzekomo prawdziwe, wydaje się wręcz nieprawdopodobne. Już wcześniejsze legendy powiadały o Eneaszu, że po długiej wędrówce z Troi przez Kartaginę dotarł w końcu do Lacji w środkowej Italii. Pierwowzorem tej raczej tylko literackiej podróży był zapewne podany przez Homera opis przygód Odyseusza. Legenda o Królu Arturze twierdzi, że po świecie błąkał się także prawnuk Eneasza, Brutus, z grupą wiernych trojan. Miał w końcu dotrzeć do Morza Północnego i na wyspę Albion, zamieszkaną w owym czasie przez plemię olbrzymów. Odważni trojanie wycieli gigantów do nogi i założyli Miasto Nowa Troja, późniejszy Londyn. Brutus został koronowany na pierwszego króla wyspiarskiego Albionu, który na jego cześć nazwano później Brytanią. Po nim panowało jeszcze 75 królów, między innymi Bladud i – w VIII wieku przed Chrystusem, - jego syn Leir albo Lear, którego losy zainspirowały Szekspira do napisania słynnej tragedii.

W przeciwieństwie do wielu innych legend, których twórców nie znamy, pierwszy autor legendy o Królu Arturze jest jak najbardziej konkretny. Nazywał się Geoffrey z Monmouth i żył i żył w XII wieku. Jego rodzina pochodziła z Walii, a może nawet częściowo z Bretanii. W latach 1129 – 1151 był duchownym i najprawdopodobniej wykładał w Oksfordzie. Potem przeniósł się do Londynu, wreszcie został mianowany biskupem St. Asach w Walii. Z powodu niepokojów politycznych nie dane mu jednak było objąć tego urzędu. Geoffrey z Monmouth zmarł około roku 1155. G łównym jego dziełem jest spisana po łacinie w Oksfordzie Historia królów Brytanii, wydana około roku 1136. Dzieło aspiruje wprawdzie do rzetelnego zestawienia faktów historycznych, w rzeczywistości jednak jest jednym z najdziwaczniejszych zbiorów legendarnych i fantastycznych opowieści całej literatury Zachodu, posklejanych długimi pasażami rodem z wybujałej wyobraźni, uskrzydlonej niefrasobliwym patriotycznym chciejstwem. Obok całego mnóstwa innych tematów zajmuje się głównie sprawą życia i czynów wielkiego króla Artura lub Artura, który od chwili opublikowania tego dzieła pobudza wyobraźnię niezliczonych autorów i po dziś dzień nieprzerwanie bywa bohaterem powieści i filmów. Na pierwszy rzut oka może się to wydawać dziwne. Cóż może być aż tak fascynującego średniowiecznym eposie rycerskim, który Anie nie jest historycznie rzetelny, ani też nie jest prawdziwa powieścią ? Co wynosi go ponad inne, dawno już zapomniane opowieści rycerskie z tamtych czasów? Historycy zadają sobie ponadto pytanie, co w nim jest prawdziwe, a co wymyślone? W Przeciwieństwie bowiem do innych legend, w Goeffrey’owskiej Historii królów Brytanii mamy zarówno postacie legendarne, jak i poświadczone historyczne, przy czym – jeśli idzie o te ostatnie – autor często nie do poznania zaciera ich czyny i rysy.

Na początek krótkie streszczenie tej niewiarygodnej pseudohistorii Brytanii:
W którymś momencie panowania 75 królów, jacy przyszli po Brutusie, długo po królu Learze, na wyspę przybyli Rzymianie i – wbrew temu, jak było naprawdę – nie uczynili z Brytanii czysto rzymskiego terytorium, lecz pozostawili jej status samodzielnego, zobowiązanego płacić daniny królestwa. Pod koniec IV wieku po Chrystusie, brytańscy żołnierze służący w armii rzymskiego cesarza Maksimusa, który sam był Brytem, zakładają na północy Galii królestwo Bretanii. W V wieku, barbarzyńcy wraz z żyjącymi na terenach dzisiejszej Szkocji Piktami dokonują najazdu na Brytów. Ponieważ Rzymianie nie są w stanie dać należytego odporu, arcybiskup Londynu zwraca się o pomoc do bretońskiego króla Aldraenusa, który do walki z najeźdźcami wysyła swego syna Konstantyna. W podzięce Brytowie obwołują go swoim królem. Konstantyn miał trzech synów: późniejszego mnicha Konstanta, oraz znacznie od niego młodszych: Aureliusza Ambrozjusza oraz Utera. Konstantyn rządził przez lat dziesięć, potem został zamordowany przez nasłanego przez Piktów zamachowca. Spór o następstwo tronu zażegnał ambitny szlachcic Fortigernm który sprowadził z klasztoru Konstanta i pomógł mu objąć tron. Potem zamach stanu, kazał zamordować Konstanta i sam przejął władzę.

W czasie jego rządów dwaj sascy wodzowie, Hengist i Horsa, ze swoimi orszakami wylądowali w Kent. Podawali się za wypędzonych ze swojej germańskiej ojczyzny. Fortigern udzielił im azylu i miał nadzieję, że uda się ich wykorzystać w walce z Piktami, których po udanym przejęciu władzy nie potrzebował już jako sojuszników. W drugi związek małżeński wstąpił z atrakcyjną córką Hengista Renwieną, co mu Brytowie mieli za złe, jako niepożądane skoligacenie się z Sasami, i zdetronizowali go. Następcą został jego syn z pierwszego małżeństwa Vortimer. Jego z kolei kazał otruć Renweina, wskutek czego na tron królewski ponownie wrócił Fortigern. Wtedy jednak Hengist wystąpił ze swymi saskimi oddziałami przeciwko Fortigernowi i przepędził go. Jemu samemu nie udało się jednak zdobyć władzy królewskiej. Naród wybrał Aureliusza Ambrosiusa, dorosłego już teraz drugiego syna Konstantyna. Został on jednak wkrótce zgładzony w zamachu zainscenizowanym przez syna Fortigerna. Na tron wstąpił ostatecznie najmłodszy syn Konstantyna, Uter, znany też jako Uter Pendragon, czyli „smocza głowa”.

W tym miejscu swojej historii Geoffrey podzielił akcję na dwa nurty. Fortigernowi kazał szukać schronienia w legendarnej warowni Snowdonii, która fatalnym zrządzeniem losu stopniowo zapadał się pod ziemię. Znający się na przepowiedniach doradcy ratunek widzieli tylko w złożeniu ludzkiej ofiary. Ofiarą miało być jakieś nie mające ojca pacholę. W Carmarthen, w Południowej Walii żył Merlin, którego matka twierdziła, że wcale nie trzeba składać Merlina w ofierze, ponieważ zna on dostatecznie dużo czarodziejskich sztuczek, by odkryć przyczynę zapadania się zamku. Otóż pod murami znajdował się staw, w którym mieszkały dwa smoki – jeden czerwony a drugi biały. Kiedy wypuszczono wodę ze stawu, potwory zaczęły ze sobą walczyć. Najpierw zdawał się przegrywać czerwony, ale ostatecznie to on zwyciężył. Merlin tak interpretował ten omen: biały smok symbolizował Sasów, czerwony Brytów. Jednocześnie Merlin przepowiedział pojawienie się „odyńca z Kornwalii”, który pobije obcych. Przepowiednia odnosiła się do przyszłego króla Artura.

Sposób, w jaki przyszedł na świat zapowiadany przez Merlina bohater, ma posmak mitologiczny. Otóż król Uter zakochał się w pięknej Ingrainie, wiernej małżonce Gorloisa, księcia Kornalii, mieszkającego na dworze Utera. Przeczuwając niebezpieczeństwo Gorlois wycofał się na swoje rodzinne tereny, odsyłając małżonkę do twierdzy Tintagel. Uter podążył za nim, został jednak początkowo odparty. Wtedy z pomocą przyszedł mu Merlin. Uwarzył mu czarodziejski napój, który pozwolił Uterowi przedzierzgnąć się w Gorloisa. W tej postaci Uter udał się na zamek do Ingrainy, która niczego nie podejrzewając, pozwoliła mu skorzystać z praw małżeńskich. W tym czasie jej prawdziwy małżonek poległ w bitwie. Z tego nieprawego związku narodził się Artur, którego prawowitość Uter potwierdził później w ten sposób, że – już pod swoją właściwą postacią brytańskiego króla – poślubił wdowę po Gorloisie. Panował jeszcze lat piętnaście, dopóki nie otruli go zbuntowani Sasi.

Mimo młodego wieku Artur godnie zastąpił ojca na tronie i wypędził rozpanoszonych Sasów z kraju. Kiedy jednak na otwartym morzu zawrócili okręty, by ponownie zaatakować wyspiarskie królestwo, młody władca sięgnął w rozprawie z nimi po środki magiczne: krzyż chrześcijański i miecz Ekskalibur, wykuty dla niego na mitycznej wyspie Avalon. Po zwycięstwie nad Sasami Artur pokonał takzę ich sprzymierzeńców Piktów, Szkotów i Irlandczyków i ujarzmił ich kraje. Wyruszając z Irlandii zdobył Islandię. Geoffrey z Monmouth wśród ognia i lodu wyspa nie była jeszcze zamieszkała.

Artur poślubił Ginewrę, damę pochodzenia rzymskiego. Kiedy po dwunastu latach spokojnych rządów, w czasie których prowadził wybitnie dworskie życie, znowu ogarnęła go żądza czynu, wyruszył na kontynent, aby podbić Europę. Zaczął od Norwegii i Danii, następnie ruszył na Galię, gdzie pokonał rzymskiego prokuratora Lucjusza i właśnie miał zamiar wkroczyć do Burgundii, kiedy doniesiono mu o zdradzie w jego własnym kraju. Jego kuzyn Modred przywłaszczył sobie zarówno tron jak i wiarołomną żonę Artura Ginewrę. Król Artur natychmiast powrócił do Brytanii, zwyciężył Modreda i sprzysiężonych z nim Sasów pod dowództwem Cheldrika, a na koniec pozbawił Modreda życia. Sam śmiertelnie raniony, udał się na czarodziejską wyspę Avalon, gdzie zaopiekowała się nim czarodziejka Morgan Ie Fay.

Po tym mrocznym zakończeniu historia Brytanii pióra Geoffey’a z Monmouth nie wspomina więcej o królu Arturze. Zwraca się ku innym królom. Piąty z nich wzniecił niezgodę we własnym kraju czyniąc przez to Brytanię ponownie wrażliwą na ataki z zewnątrz. Wykorzystali to po raz kolejny Sasi, tym razem z pomocą Gormunda, króla Afryki, i jego armii. Sprzymierzone wojska zepchnęły Brytów do Walii i Kornwalii, zdobywając większą część wyspiarskiego państwa, które od tej pory nazywane jest Anglią.

Tyle dość swobodna wersja historii pióra Geoffrey’a z Monmouth. Na podstawie studiów historycznych można stwierdzić, że król Fortigern istniał naprawdę, jakkolwiek nie w takiej postaci, jaką opisał Geoffrey. Również imię tego monarchy nie brzmiało Fortigern. Po prostu w dziełach tych określa się go mianem vurtigernus, co znaczy tyle, co „zwierzchni władca”. Lecz do histografii przeszedł już jako Fortigern. Jego panowanie zaczęło się mniej więcej około roku 425 i był on przypuszczalnie pierwszym brytańskim królem w ogóle. Przed nim władzę w kraju sprawowali regionalni książęta plemienni. Aby zażegnać niebezpieczeństwo najazdu Piktów, mógł się rzeczywiście sprzymierzyć z Sasami, którzy pojawili się w Brytanii przypuszczalnie około roku 428. Coraz więcej jego sprzymierzeńców osiedlało się w Brytanii ściągając swoje rodziny. W roku 446 do walk między przybyszami a Brytami. Sporą w nich rolę rzeczywiście odegrał osławiony Sas o imieniu Hengist. Fortigern zmarł tuż po roku 455. Nic nie wiadomo, jaką śmiercią umarł. Na tronie nie zasiadł żaden z jego synów. Władzę wojskową przejął po roku 460 szlachcic i wódz o imieniu Ambrosius Aurelianus, najwidoczniej pierwowzór występującego u Geoffrey’a z Monmouth króla Aureliusza Ambrosiusa, który kilkakrotnie ścierał się orężnie z Hengistem. Tronu nigdy nie objął.

Jak wykazały skomplikowane analizy historyczne, następcą Fortigerna był Riothamus, któremu Ambrosius podlegał jako lokalny książę. Istnienie króla Riothamusa da się jednoznacznie zaświadczyć w ogóle rzecz biorąc słabo udokumentowanej brytańskiej historii tego okresu. Zachował się nawet skierowany do niego list rzymskiego prefekta i późniejszego biskupa Clermont, o imieniu Sydoniusz. List pochodzi z roku 469 lub 470.

Wyraźnie widać, że historią spisana przez Geoffrey’a z Monmouth znacznie odbiega od faktów. Dotyczy to nie tylko osobowości zamierzchłych czasów z opowieścią o Brutusie, lecz także epoki dającej się historycznie zweryfikować. Tak się fatalnie składa, że z tą weryfikacją nie jest najłatwiej, ponieważ poza „historyczną powieścią” Geoffrey’a nie ma prawie żadnych innych źródeł odnoszących się do początków historii Brytanii. Sam Geoffrey powołuje się na trzech innych autorów, którym rzekomo zawdzięcza swoje informacje: na księgi Gildasa i Bedy oraz – jak sam pisze – „na pewną księgę, która jest bardzo stara i została napisana w języku brytańskim. Księga ta, odpowiednio zestawiona i stanowiąca ciągłą i uporządkowaną opowieść, przedstawia czyny owych mężów”. Na życzenie arcydiakona Waltera z Oxfordu sam podobno przetłumaczył tę księgę na łacinę. Miała ona pochodzić z Bretanii.

Dzieła obydwu wymienionych z imienia autorów są historykom znane. Gildas był brytańskim mnichem i żył w VI wieku po Chrystusie. Napisał pesymistyczny traktat o zdobyciu i zagładzie Brytanii. Dzieło to zawiera jednak głównie kazania umoralniające i zaledwie szczątkowe fakty historyczne. Jak wyjaśniał ten brak sam Gildas, większość Brytów nie jest warta tego, by o nich wspomnieć. Co gorsza, podawane przez niego rzeczowe informacje okazują się w większości sprzeczne ze sobą lub błędne.

Beda, który żył w VIII wieku w północnej Anglii, napisał wprawdzie znacznie bardziej wiarygodną wersję historii, ale i on ograniczał się do informacji o nielicznych tylko osobach historycznych. Przynajmniej jednak wspomniał o kandydacie do tronu Konstantynie i jego synu Konstancie, jak też o Fortigernie i Sasach – Henigście i Horsie.

Geoffrey z Monmouth bez wątpienia przepisywał od Gildasa i Bedy, miejscami bardzo ich zniekształcając, ale u żadnego z nich nie występuje Król Artur. Większość badaczy historii uważa zresztą bohaterskiego króla rycerza za czysty wytwór fantazji Geoffrey’a, za archetypiczną postać, o jakiej marzono zapewne w starożytnej Brytanii z okresu rzymskiej okupacji, wyczekując rycerza zdolnego dokonać odnowy kultury i ładu. Z pewnością tej właśnie funkcji „restytutora”, politycznego mesjasza zawdzięcza król Artur swoją literacką popularność sięgającą naszych czasów. Czy jednak nie mogło być tak, że istniał jakiś jego pierwowzór historyczny, choćby w osobie lokalnego wodza?

Myśl ta nie dawała spokoju wielu historykom. Niestrudzenie szukali w starożytnych źródłach, ale napotykali tylko coraz to nowe sprzeczności. Na początek odnaleziono osobliwą księgę zatytułowaną Historia Brittonum, ujednoliconą i dokończoną w latach 800-820 przez Nenniusza, mnicha z północnej Walii. Tutaj znajdujemy pierwsze wzmianki na temat króla Artura. Dzieło to jednak prawdziwy horror dla każdego badacza historii. Jego konstrukcję określić można tylko mianem totalnego chaosu, w którym tragiczne relacje mieszają się z różnymi wyliczeniami i poezją. W każdym razie znajdziemy tu starożytną legendę o Brutusie, którą Geoffrey zapewne stąd właśnie zapożyczył, oraz całe mnóstwo mocno zafałszowanych szczegółów historycznych z V wieku, którymi Geoffrey wyraźnie także się posłużył. W relacji Nenniusza król Artur w ciągu krótkiego czasu dowiódł swego niesłychanego męstwa w nie mniej niż dwunastu bitwach stoczonych niejednokrotnie w bardzo odległych od siebie miejscach. Podczas ostatniej z nich własnoręcznie pozbawił życia 960 ludzi. Nenniusz jednak nie określa swego bohatera mianem króla, lecz tylko dux bellorum, czyli wodza.

Tak czy inaczej, na podstawie analizy niesłychanie pogmatwanej chronologii Nenniusza udało się przynajmniej umiejscowić czyny tajemniczego Artura w latach 450 – 460 naszego wieku. Dostarczyło to klucza, który pozwolił znacznie zawęzić poszukiwań historycznej postaci Artura.

Następnie odnaleziono kronikę z X wieku, zatytułowaną Annales Cambriae, także niesłychanie zagmatwaną tabelę dat, w której za rok pierwszy przyjmuje się rok 447 po Chrystusie. Jej rok 72 to zatem rok 518 naszej rachuby czasu, na który to rok przypada bitwa stoczona przez Artura pod Badon. Pod datą 93 (czyli 539) znajduje się zapis: „Bitwa pod Camlann, w której polegli Artur i Modred”. Jeśli Artur żył naprawdę, i jeśli już bezpośrednio po okresie panowania Fortigerna, a więc około roku 460, aktywnie uczestniczył w bitwach, to w roku 539 musiał być co najmniej dziewięćdziesięcioletnim starcem, nie przestający być siejącym postrach rycerzom i zazdrosnym małżonkom. To zaś zdawało się definitywnie odsyłać go w krainę baśni.

Nadzwyczaj długie życie musiało już zwrócić uwagę wcześniejszych autorów zajmujących się sprawą Artura. Wykorzystali oni ten fakt, by w okresie jego panowania – obok wiadomości o stoczonych przez niego sławnych bitwach – wpleść szczegółowe relacje na temat obyczajów panujących na jego dworze. Najważniejszym z tych autorów był niejaki Wace, żyjący na wyspie Jersey, który w roku 1155 opublikował wierszowane dzieło zatytułowane Roman de Brut, czyli opowieści o Brutusie. Wykorzystał okresy pokoju w karierze Artura, by wprowadzić słynny motyw Okrągłego Stołu, który został później przejęty przez tylu autorów powieści rycerskich i nieustannie wzbogacany o coraz to nowe elementy.

Dla poszukiwań historycznego króla Artura te fantastyczne opowieści były równie szkodliwe jak jego sędziwy wiek. Jednak zafascynowani sprawą historycy nie dawali za wygraną. W tym czasie pewnych danych potrafili już dostarczyć archeolodzy. Zadawnionym punktem spornym wśród badaczy sprawy Artura było pytanie, skąd też mógł on pochodzić, jeśli istniał naprawdę? Przez długi czas za jego ojczyznę uważano północ Anglii. Bardziej gruntowne badania nielicznych zajmujących się nim starych źródeł wykazały jednak, że bardziej prawdopodobna jest zachodnia część kraju, a mianowicie okolica między Land’s End a Bath. Geoffrey z Manmouth mówił przecież o Tintagel w Kornwalii. Stare walijskie legendy umiejscawiały też niekiedy jako dom rodzinny w bezpośredniej bliskości tego miejsca, na zamku Killbury. W latach trzydziestych naszego stulecia Brytyjczyk C.H. Raleigh Radford prowadził wykopaliska w Tintagel i ku swemu zdumieniu znalazł skorupy starych wyrobów ceramicznych, które nazwał ceramiką tintagelską. Były to skorupy luksusowych naczyń wskazujących na import ze wschodniej części obszaru śródziemnomorskiego, jak też i na to, że w V wieku prowadzono gospodarstwo na bardzo wysokiej stopie. Czyżby rodzina króla Artura?

Do tego doszły jeszcze inne odkrycia archeologów. Na południowym skraju gór Snowdon znajduje się miejscowość Dinas Emrys. W legendarnej twierdzy Snowdonii zginął w pożarze Fortigern. Snowdonia była tą budowlą, która z wolna zapadła się w ziemię i została uratowana przez młodego Merlina. Emrys to starowalijska forma imienia Ambrosius, a wedle Goeffrey’a z Monmouth tak właśnie nazywał się następca Fortigerna. Według Nenniusza miał on przejąć warownię Fortigerna. Dinas Emrys było jednak typową, położoną na wzgórzu, warownią z epoki żelaza, a więc znacznie wcześniejszą niż saga o królu Arturze. Archeolog H.N.Savory odnalazł tam wkrótce ślady królewskiej siedziby z V wieku, do której przynależał także sztuczny staw. Czyżby to był smoczy staw Merlina? Przy bliższym przyjrzeniu się dziełu Goeffrey’a można stwierdzić, że jest tam jedno miejsce, w którym autor wspomina, ze Merlina nazywano „także Ambrosiusem”.

niegdyś słynne miasto albo warownia […] Ludzie nie potrafią nic o tym miejscu powiedzieć, poza jednym, że – jak powiadają – król Artur często zwykł zatrzymywać się w Camalacie”. Camelot był według legendy siedzibą dworu Artura. Zmiana nazwy z Camelotu w Camelat odpowiada powszechnemu w tej okolicy po dziś dzień szerokiemu akcentowaniu. Wspomniane miejsce, znane jako Cadbury Castle, to zespół wałów z epoki żelaza umieszczony na wzgórzu. W połowie lat pięćdziesiątych prowadziła tutaj wykopaliska archeolog Mary Hartfield. Tutaj także zupełnie niespodziewanie odkryto importowaną około V wieku świetnej jakości ceramikę.

Doszło do założenia „komitetu badania Camelotu”, który w latach 1966 – 1970 kontynuował wykopaliska pod kierownictwem Leslie Alcocka. Na początek archeolodzy wydobyli szkielet młodzieńca, który zdawał się pochodzić od człowieka złożonego w ofierze, tak jak to zdaniem Geoffrey’a było w zwyczaju w czasach Artura. Na grzbiecie góry odsłonięto następnie między innymi fundamenty sporej hali z drugiej połowy V wieku. Odkryto też bramę, od której ze szczytu wzgórza ciągnęły się zboczem resztki szerokiej drogi. Od niepamiętnych czasów ludowa nazwa tej drogi brzmiała ”ścieżka Artura”. Wokół jego osoby obracały się miejscowe legendy. A więc Cadbury musiało być Camelotem!

Geoffrey Asie, sekretarz „komitetu badania Camelotu”, rozpoczął intensywne prywatne prace nad analizą dzieł literackich. Jako pierwszy wpadł na pomysł, żeby przeczesać nie tylko stare dzieła walijskie, lecz szukać śladów historycznego Artura także na kontynencie, bo tam, w Kraku Galów, miał on przecież odnieść swoje najświetniejsze zwycięstwa. Po wykonaniu mnóstwa drobiazgowych badań udało się Asowi dopiąć celu. Dokonując studiów porównawczych licznych rozproszonych źródeł odkrył, że ostatnia bitwa Artura, w czasie której Modred dopuścił się zdrady, miał miejsce wówczas, gdy w Konstantynopolu rządził wschodniorzymski cesarz Leon I, papieżem był Simpliciusz, a na zachodzie Cesarstwa Rzymskiego cesarzem został niejaki „Luceriusz”. Okresy rządów tych trzech postaci nakładają się na siebie w wąskim okresie 469-470. Na ten też rok 470 Ashe wyznacza datę śmierci Artura. Okazało się, że w tym czasie frankijski król Childeryk zawarł sojusz z Sasami. Geoffrey wspomniał błędnie o jakimś saskim władcy Cheldricu, pakującym ze zdradzieckim Modredem.

Dlaczego jednak Geoffrey podaje rok 542 jako datę śmierci Artura? I na to znalazł Asie dość przekonujące wyjaśnienie. Wiele dawnych źródeł wykazuje przesunięcie w czasie o 28 lat, co wynika ze stosowanej wówczas konkurencyjnej rachuby czasu, która nieraz już doprowadził do pomyłek u historyków. Zgodnie z jej zasadą pierwsi kronikarze podawali datę śmierci Artura jako 470 minus 28, czyli rok 422. pod względem chronologicznym zupełnie się to jednak nie zgadzało z jego rzekomymi działaniami wojennymi około roku 460. Nie dawało to pewnie spokoju Geoffrey’owi, który najprawdopodobniej samowolnie „ skorygował” rzekomy błąd kopisty i niewiele myśląc przerobił 442 na 542. W końcu błędy przy kopiowaniu tekstów nie były w tamtych czasach czymś wyjątkowym. Na przykład jeden z późniejszych autorów piszących o Arturze, wspomniany już Wace, błędnie przeprawił 542 na 642, o kolejne sto lat przedłużając żywot legendarnego króla.

Ostateczną pewność co do słuszności jego teorii dostarczyły Ashe’owi średniowieczne wzmianki o zaginionej księdze zatytułowanej Ystoria Britannica, w której badacz dopatruje się owej „starej księgi”, na którą powołuje się jako na swoje źródło Geoffrey z Monmouth. Inni dawani autorzy – niezależnie od geoffrey’a – również czerpali z tego źródła podając w odniesieniu do Artura bardzo podobne szczegóły, które jednak sugerowały, że po swojej ostatniej bitwie w Burgundii Artur nie powrócił do Brytanii. I w tym przypadku rekonstrukcja chronologii wskazuje na rok 470 jako datę śmierci Artura. Zmarł on jednak na kontynencie, a dokładniej mówiąc w Burgundii, w drodze do miejscowości, która dziś jeszcze nosi nazwę Avallon. Dokładne okoliczności jego śmierci oraz miejsce pochowania ciała nie zostały wyjaśnione. Za niemal pewne uznać można natomiast, że legendarna „wyspa jabłek” Avolon, to w rzeczywistości burgundzkie miasto Avallon.

W toku drobiazgowej mozolnej pracy nad ułożeniem spójnej mozaiki faktów historycznych Asie szukał źródłowo potwierdzonej postaci brytańskiego króla, który żył w zakładanym czasie i do którego odnosić się mogły przekazywane tradycją szczegóły. Znalazł go zdumiewająco szybko w osobie władcy, którego historycy z kontynentu nazywają Riothamusem, a który zasiadł na brytyjskim tronie bezpośrednio po Fortiegernie. On, i tylko on, rzeczywiście dowodził brytańską armią w czasie wyprawy do Galii i dotarł aż do Burgundii. Padł też ofiarą zdrady jednego ze swoich wodzów, który paktował z wrogami. Zaświadczony źródłowo odwrót podczas ostatniej bitwy 469 lub 470, rzeczywiście odbył się w kierunku miejscowości Avallon. Tak więc tylko Riothamus mógł być historycznym królem Arturem, jakkolwiek zarówno jego osoba jak i wiele z jego czynów nie do końca zgadza się z opisami dysponującego bujną wyobraźnią Geoffrey’a z Monmouth. Geoffrey i jego literaccy następcy uczynili z Artura archetyp politycznego mesjasza, a takim Riothamus z pewnością nie był. Być może jednak już za jego życia Brytowie takie właśnie wiązali z nim nadzieje.

Pozostaje do wyjaśnienia sprawa imienia. Asie doszukał się, że uznawane dotychczas za imię króla słowo „riothamus” w rzeczywistości było starowalijskim tytułem i brzmiało pierwotnie „rigotamos”, znacząc coś w rodzaju „najwyższy władca”. Badacz uważa natomiast, że prawdziwe imię tego króla brzmiało Artur lub Artur, pisane być może pierwotnie z rzymska Artorius. Wielu brytańskich szlachciców z tego czasu miało zresztą dwa imiona, jedno brytańskie i jedno rzymskie, z których jedno popadło potem niekiedy w zapomnienie.

Badania nad legendą króla Artura wcale nie zostały tym samym zakończone. W przyszłości będą się już jednak musiały opierać na zupełnie innych założeniach, mianowicie takich, że król Artur istniał naprawdę i jest tożsamy z brytańskim władcą Riothamusem.

Źródła
  1. A. Gilbert, A. Wilson, B. Blackett, „Święte królestwo”, Warszawa 2000
  2. J. Forde – Hohnston, „Prehistoric Brytan and Ireland”, Londyn 1976
  3. E. Hadingham, „Acient carvings In Britain”, Londyn 1974
Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Przeczytaj podobne teksty
Komentarze (2) Brak komentarzy

Praca ekstra, nareszcie znalazłam to czego szukałam, a nie ukrywam, łatwo nie było. Dzięki ogromne, tekst bardzo mi się przydał! :-)

Praca jest super dostalem 6 :D

Treść zweryfikowana i sprawdzona

Czas czytania: 22 minuty