profil

Pan Tadeusz - opis polowania

poleca 85% 2233 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Adam Mickiewicz

Mam na imię Andrzej. Jestem młodym szlachcicem. Mój niewielki dworek sąsiaduje z posiadłością Sędziego w Soplicowie na Litwie.
Zarówno on jak i Wojski są moimi przyjaciółmi. Spędzamy razem dużo czasu. Szczególnie łączą nas upodobania łowieckie.

Pewnego pięknego poranka po wsi rozeszła się nowina. Z matecznika wyszedł ogromny niedźwiedź. W Soplicowie i okolicach kto żyw złapał za broń. Właśnie odpoczywałem po obfitym śniadaniu, gdy dotarła do mnie wieść o wyśledzonym zwierzęciu. Poderwałem się z krzesła, złapałem za strzelbę i pędem ruszyłem w stronę lasu. Po drodze spotkałem moich sąsiadów. Odnalezienie bestii było tylko kwestią czasu. Niedźwiedź nie miał gdzie uciekać. Był osaczony, jednak przez dłuższy czas wyraźnie ukrywał się przed nami.

W lesie Wojski przystawił ucho do ziemi. Nastała cisza. Wbiłem niecierpliwie oczy w przyjaciela. Patrzyłem jak jego skupiona twarz pokrywa się zmarszczkami. W końcu usłyszałem długo oczekiwane słowo. „Jest!” Psy zaczęły warczeć. Najpierw pojedynczo, potem wszystkie na raz i nagle z impetem ruszyły między drzewa. Ich ujadanie stawało się coraz głośniejsze.
Raptem wszystko ucichło.
Potem rozległ się ryk i dziki skowyt. Mogłem tylko zgadywać co się dzieje. Słyszałem jęki konających psów.
Czekałem.
Patrzyłem na moich towarzyszy i widziałem ich zniecierpliwienie i obawę.
Wojski ostrzegał- abyśmy nie ruszali się i nie opuszczali swoich stanowisk pod groźbą obicia batem. Jednak nie mogliśmy dłużej czekać. Z nieujarzmionej chęci upolowania zwierzyny- ruszyliśmy w stronę lasu- ignorując groźby Wojskiego.
Kiedy dotarłem w pobliże dzikiej bestii- ogarnął mnie strach. Zwierzę targało ogarem jak zabawką. Huknęły trzy strzelby. Żadna nie trafiła.
Przez chwilę stałem w miejscu jak wmurowany, po czym i ja wycelowałem. Oddałem strzał.
Po lesie rozniósł się okropny ryk.
Niestety to nie mój nabój ranił niedźwiedzia.
Rozjuszone zwierzę ruszyło w moją stronę. Straciło zainteresowanie ogarami.
Znowu padły strzały. Chybiono.
Czułem jak krew odchodzi mi z całego ciała. Pobladłem i nie mogłem ruszyć się z miejsca. Widziałem pianę cieknącą z pyska niedźwiedzia. Oczy pełne szaleństwa. Pazury błyszczące w świetle słońca niczym szpady.
Słyszałem przeraźliwy ryk rozdzierający dziwną ciszę panującą w kniejach. Ziemia trzęsła się przy każdym kroku bestii.
Kiedy myślałem już, że za chwilę przyjdzie mi się rozstać z życiem, jakimś cudem zebrałem w sobie resztkę sił i uskoczyłem w bok przed potężną łapą niedźwiedzia.
Sam nie wiem jakim sposobem znalazłem się w bezpiecznej odległości od niego. Tymczasem niedźwiedź znalazł sobie nowy cel.
Zmierzał ku polom. Nie stało tam wiele straży. Wojski, Tadeusz i Hrabia- tylu z nich rozpoznałem.
Ni stąd ni zowąd, na zwierza znów rzuciły się ogary.
Rozwścieczony niedźwiedź wstał na tylnie łapy. Widziałem, jak ciska pniami i kamieniami we wszystko co się poruszyło w jego otoczeniu. Z łatwością zgniótł jednego psa swymi ogromnymi łapskami.
Poczułem jak serce podchodzi mi do gardła.
Bestia wyrwała drzewo i zaczęła kręcić nim niczym maczugą.
Niedźwiedź ruszył raptem wprost na Hrabiego i Tadeusza.
Ci spokojnie czekali na niego.
Naraz strzelili. Spudłowali. Zaczęli szybko uciekać jak najdalej od niedźwiedzia. Ponownie strach przeszył moją duszę. I ja chciałem jeszcze strzelać, jednak bestia była już za daleko. Poza tym mogłem postrzelić któregoś z moich przyjaciół.
Zobaczyłem jak zwierzę niemal sięga pazurami głowy Hrabiego. Jeszcze chwila i biedak straciłby życie, a i sam Tadeusz mógł się wkrótce znaleźć w nie lada opresji.
Niespodziewanie pojawili się Asesor, Rejent, i Gerwazy oraz Robak (ten bez strzelby). W stronę niedźwiedzia oddano strzały. Bestia wyskoczyła w górę, po czym jak głaz runęła na ziemię.
Zakrwawiony niedźwiedź wciąż ryczał i próbował się jeszcze podnieść. Przewracał oczami. Wymachiwał łapami. Ciężko dyszał.
Poczułem głęboką ulgę. Jednocześnie przez chwilę zrobiło mi się żal owego stworzenia. Rozjuszone ogary z wściekłością tarmosiły obryzgane krwią ciało, aż trzeba je było na siłę odciągnąć.
Wszyscy uczestnicy polowania z radości zaczęli krzyczeć i podrzucać w górę czapki. Wojski złapał zaś za swój róg bawoli i zaczął grać hymn zwycięstwa.
Radość była ogromna, lecz niestety krótka.
Wnet rozpoczął się spór pomiędzy Asesorem a Rejentem, który z nich zabił niedźwiedzia. Kłótnia była zażarta. Każdy obstawał przy swoim. Uczestnicy polowania podzielili się na dwie grupy zwolenników.
W pewnej chwili Gerwazy rozciął pysk zwierzęcia i wydobył z niej kulę, która okazała się nie pasować ani do broni Asesora ani do flinty Rejenta. Pochodziła ona ze starej jednorurki Gerwazego.
Lecz to nie klucznik Horeszków z niej wystrzelił.
Gerwazy przyznał, że opanowany strachem nie ośmielił się nacisnąć spustu.
Z opresji wybawił go ksiądz Robak.
Zebranych ogarnęło zdziwienie.
Wszyscy chcieli podziękować dzielnemu Bernardynowi, lecz ten jakby zapadł się pod ziemię.
Kiedy opadły pierwsze emocje, a spór został rozstrzygnięty- uczestnicy polowania rozpalili ognisko i przez dłuższy czas raczyli się wspaniałym bigosem oraz przednim winem.
Radośnie wiwatowali i podnosili toasty.
Brałem w tym przyjęciu udział. Najadłem się i napiłem. Opowiadaliśmy sobie nawzajem nasze wrażenia z łowów.
Trochę wstydziłem się, że tak bardzo wystraszył mnie niedźwiedź i że przed nim uciekałem. Szkoda też, że to nie ja powaliłem bestię. Najważniejsze jednak, że nikomu z moich przyjaciół nic się nie stało.
Kiedy poczułem w głowie lekki szum spowodowany nadmiarem wina, postanowiłem powrócić do swojej posiadłości. Miałem dużo do opowiedzenia mojej rodzinie, która jak się później okazało czekała na mnie z trwogą, ponieważ wieść o walce z bestią rozeszła się szybko po okolicy.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut