profil

"Dziewczynka w czerwonym płaszczyku" - sen Romy Ligockiej na podstawie książki.

poleca 85% 158 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

(...) Wróciłam dzisiaj później ze szkoły. Na matematyce znowu robiłam gazetkę. Wszystko żeby tylko nie siedzieć na tej nudnej lekcji. Praca mi się trochę przedłużyła i nie zdążyłam na tramwaj.
Poszłam do domu pieszo.
Mama nie słuchała mnie, kiedy opowiadałam jej, co się wydarzyło w szkole. Nigdy mnie nie słucha. Podświadomie wiem, że nie podoba jej się to, co robię. Staram się nad tym nie rozmyślać.
Idę wcześniej spać.

Siedzę na łóżku w pokoju Dudka. Boże, jak dawno tu nie byłam! Myślę, jakie przygody mi się tutaj przytrafiły. Myślę o tym wypadku z granatem, który był pod łóżkiem. Wtedy nie wiedziałam co to jest, ale teraz mam już przecież jedenaście lat.
Nagle do pokoju wchodzi Dudek. Chcę rzucić mu się na szyję, ale powstrzymuje mnie wyraz jego twarzy. Niby smutna, a rozgniewana. Nie wiem. Dziwnie mi się przygląda.
- Twoja mama mi powiedziała – mówi do mnie.
Nie rozumiem go. Wtedy schyla się i wyciąga spod łóżka mały, okrągły, świecący przedmiot. Podaje mi to i już wiem co to jest.
Granat.
Wtedy Dudek oddala się o krok ode mnie, a w pokoju pojawiają się mama, Marynia i Kierników. Mają trupioblade twarze i wpatrują się we mnie. A ja stoję na środku pomieszczenia i trzymam w rękach granat. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Wszystko mnie przeraża!
Już chcę uciec stamtąd, kiedy z granatu zaczyna się coś sączyć. Spada na podłogę wydając dziwny dźwięk, który przypomina odgłos bębenka. Jest czerwone i ścieka po moich dłoniach.
Krew.
Ale nie zwykła krew. Na podłodze dzieje się z nią coś dziwnego. Zaczyna skupiać się w jednym miejscu i formować. Tak, jak woda w zlewie. Tyle tylko, że woda nigdy nie sprawia wrażenia żywej.
Ta dziwna krew formuje się w coraz to dziwniejsze kształty. Wokoło mnie zamiera życie. Nic innego się nie porusza. Nawet ja. Nic innego nie wydaje dźwięków. Nie słyszę nawet niczyjego oddechu, chociaż otacza mnie grupka ludzi. Wpatrujących się we mnie ludzi... I wtedy nagle rozpoznaję kształt z podłogi. Znam go bardzo dobrze. Jego obraz został wypalony w mojej pamięci całkiem niedawno. To jest dziewczynka. Dziewczynka z bębenkiem. Ja.
Dookoła zalega cisza. I granat wybucha.
Czuję tylko lekki podmuch powietrza. Jakby ktoś otworzył okno. A później nic. Pustka. Czyżby tak wyglądała śmierć? Nie wierzę. Rozglądam się wokoło. Wszyscy oprócz mnie leżą na podłodze. Przy każdym z nich tworzą się kałuże krwi. Nie ruszają się. To oni nie żyją – nie ja. Więc czemu nie odczuwam ulgi?!
W rogu pokoju majaczy jakiś kształt. Nie zauważam go. Podbiegam do mamy i głaszczę ją po twarzy. Ona patrzy na mnie. Mam wrażenie, jakby chciała mi coś powiedzieć. Nie rozumiem jej jednak.
Nie rozumiem martwych. Czuję się winna. Zaczynam płakać. To jednak nic nie pomaga.
W rogu pokoju stoi Irena. Ona jednak nie płacze. Ona się uśmiecha.

Budzę się. Wiem co ten sen oznaczał, ale nie chcę o tym myśleć. W kuchni słyszę jak mama kłóci się z Marynią. To mnie uspokaja.
Staram się zasnąć ponownie.
- Nic się nie stało. Wszystko jest w porządku. Wszystko jest tam, gdzie być powinno i tak, jak być powinno. Tak jak zawsze – mówię do siebie. Ale wiem, że to kłamstwo.
Nigdy nie było tak, jak być powinno.

(ocena: 4+)

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 3 minuty