profil

Recenzja "Pieknej Lucyndy"

poleca 88% 104 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Czy Lucynda jest naprawdę taka piękna?

Dorobek artystyczny Mariana Hemara jest bardzo bogaty. Składają się na niego sztuki dramatyczne, tłumaczenia i adaptacje kilkunastu komedii muzycznych, scenariusze filmowe, wiersze, a nawet piosenki, których stworzył około trzech tysięcy dla teatru, filmu i radia. Z wykształcenia medyk i filozof, Hemar był jednym z najpopularniejszych satyryków okresu międzywojennego.
W Polsce Ludowej do końca lat osiemdziesiątych panowała prawdziwa zmowa milczenia na temat twórczości Hemara. Komunistyczna władza nie mogła mu darować jego polityczno-satyrycznych krucjat nadawanych przez Radio Wolna Europa oraz publikacji londyńskich, które przeszły do historii kultury polskiej. Po wojnie Hemar został na Zachodzie i tworzył w Anglii.
To właśnie Marian Hemar przywrócił teatrowi polskiemu "Piękną Lucyndę", pierwszą polską komedię napisaną przez Józefa Bielawskiego. Od czasu wystawienia w 1765 roku - pod tytułem "Natręci" - nie kusiła ona teatrów. Dopiero dwieście lat później, w 1967 Marian Hemar stworzył z niej lekką, dowcipną i śpiewną opowiastkę, wystawiając "Piękną Lucyndę" na scenie ZASP w Londynie. Polska prapremiera "Pięknej Lucyndy" miała miejsce w 1992 roku, na scenie poznańskiego Teatru Nowego, gdzie spektakl wyreżyserował Eugeniusz Korin.
Akcja sztuki toczy się w XVIII - wiecznej Warszawie. Jest to historia wdówki – Lucyndy ( w tej roli Maria Rybarczyk ), która waha się, kogo poślubić. Nie wie czy poddać się urokowi zubożałego hrabiego Adama ( Mariusz Sabiniewicz ), czy jak nakazuje rozsądek, wybrać bogatego hrabiego Faforskiego ( którego zagrał Witold Dębicki ). Banalna intryga natrętów przeszkadzających w spotkaniu pary kochanków stała się dla Hemara pretekstem do żartów ze stereotypów i konwencji teatralnych, nasyconych dowcipami językowymi i sytuacyjnymi. Już na początku przedstawienia mamy chór, który niczym w antycznej komedii śpiewa, o czym będzie sztuka. Niestety, słabe nagłośnienie sprawia, że słowa także innych piosenek wykorzystanych w spektaklu są prawie niezrozumiałe. W „Pięknej Lucyndzie” mówi do nas nawet sufler, natomiast przerwę zapowiada jedna z postaci, grana zresztą przez wciąż energiczną i żywotną Krystynę Feldman. Nie brakuje też wszechobecnych we współczesnej kulturze, szczególnie tej masowej, aluzji do seksu. Zastanawiałem się, czy są one autorstwa reżysera, czy też temat ten nie był tabu dla tworzącego wiele lat temu autora.
Kunszt aktorski zespołu Teatru Nowego świetnie sprawdza się w komediach, dlatego i tym razem nie tylko dowcipny tekst, ale i modulacja głosu, mimika, a nawet ruchy aktorów wywołały żywą reakcję publiczności.
Szczególnie spodobała mi się kreacja Janusza Andrzejewskiego ( aktora współpracującego z Teatrem Nowym ), który wcielił się w postać hrabiego Poufalskiego, przyjaciela Adama Faforskiego. Duża ekspresja wyrazu i dynamiczność sprawiły, że Andrzejewski potrafił zająć uwagę widza, który z pewnością zapamięta go w tej roli na dłużej. Można powiedzieć, że gra on całym sobą, z twarzy jak i z ruchów ciała można bez problemu odczytać emocje, jakie chce przekazać. Stany zamyślenia, zawstydzenia i niewinność potrafi wręcz wypisać na swej twarzy. Poufalski, w interpretacji Andrzejewskiego jawi się jako osobnik roztrzepany i chwilami nieobecny, w trudnych chwilach potrafiący jednak wesprzeć swego kompana jak na prawdziwego przyjaciela przystało. Zupełnie inny staje się w towarzystwie ciotki Lucyndy, do której nawet próbuje się zalecać. Wtedy jest zawstydzony, nie wiedząc jak daleko może się posunąć, by nie być źle odebranym przez swą lubą. W przedstawieniu przez moment Poufalski udaje Lucyndę, co także Andrzejewskiemu wychodzi mu prześmiesznie. Ten krótki, banalny epizod znakomicie pokazał klasę aktora, doskonale kreującego postaci groteskowe.
Drugim aktorem, na którego zwróciłem uwagę był reprezentant aktorskiego rodu - Aleksander Machalica., który wcielił się w postać skarbnika – plotkarza. Ludzi zbytnio interesującymi się cudzymi sprawami nie brakuje i w naszych czasach, a Machalica pokazał, że zbyt duża ciekawość może być cechą uwydatnioną do rozmiaru groteski.
Warto wspomnieć o scenografii stworzonej przez Irenę Biegańską. Jej głównymi elementami są duże płachty, na których namalowane są miejsce gdzie toczy się akcja oraz kilka mebli z epoki. Dzięki tej prawie ascetycznej prostocie widz skupia się na brawurowej grze aktorów, którzy nie giną w przesycie.
Co ciekawe, w spektaklu użyto muzyki skomponowanej przez samego autora sztuki. Idealnie pasująca, lekka i radosna dodaje jej optymizmu, a razem z grą aktorów i dialogami tworzy dobrze zgraną całość.
„Piękna Lucynda” to spektakl, w którym każdy widz znajdzie coś dla siebie. Z pozoru zwykła „komedyjka” pełna jest różnorakich aluzji i nawiązań do teatralnych konwencji. Choć przedstawianie jest długie - trwa dwie godziny - to dla widza są to dwie godziny niemalże nieprzerwanego śmiechu. Jest to idealne lekarstwo na jesienną depresję.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie
Opracowania powiązane z tekstem

Czas czytania: 4 minuty

Podobne tematy