profil

Tragiczne powikłania są po prostu właściwością świata, w którym żyjemy

poleca 85% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Jadąc do pracy jak zawsze spotykam się z korkiem ulicznym. Chodź jest 6 rano to korek jest intensywny i przypomina zakrzep w żyłach. Mogę przecież to wszystko rzucić, ponieważ jest to mój ostatni dzień przed wyśnionymi wakacjami. Myślę jednak że jak już się znalazłem w tym korku to trudniej byłoby mi zawrócić niż odpracować ten dzień. I tak nie będzie za dużo roboty, a nawet jeśli będzie to spróbuję ją omijać wielkimi krokami. No wreszcie dojechałem do pracy, i tak nieźle mi poszło, przejechanie 5 kilometrów w godzinę. Wchodząc do windy poczułem monotonność życia które już jutro ma się zmienić. Jadąc na moje 70 piętro czułem że rozdziera mnie energia. Przywitałem się z współwłaścicielami biura i jak codziennie zapytałem „jak leci”. Po czym usłyszałem standardową odpowiedz „mogło by być lepiej!”. Zasiadłem przy swoim stanowisku pracy i włączyłem komputer, po czym jak co dzień sprawdziłem pocztę. Było tam kilka reklam oraz ogłoszeń zachęcających do nowych promocji. Ujrzałem w skrzynce także list reklamujący firmę wycieczkową i od razu pomyślałem o moich wakacjach na Wyspach Hawajskich, zaraz z żoną i dziećmi. Do rzeczywistości przywrócił mnie szef, który rzucając na moje biurko stertę dokumentów mało co nie przyprawił mnie o zawał serca. Powiedział że jak chce dziś wyjść, to musze uporządkować dokumenty te oraz tamte które znajdują się w szafce za moim biurkiem. Zadanie to nie było łatwe, ponieważ szafka za mną była rozmiarów mojego kolegi z biura obok, który wyglądał jak by chodził dwadzieścia lat w ciąży. A na dodatek było tam pełno kurzu , bo wyrzuciliśmy sprzątaczkę. Zabrałem się do zadanej pracy, ponieważ kto wcześniej zaczyna, ten wcześniej kończy. Zbliżała się godzina 9.45 gdy w biurze rozległ się straszny huk, jakby zatrzęsła się ziemia. Zaczęło także mrużyć światło. Pomyślałem sobie że to następna rzecz naprawiana przez naszego fachowca pana Kazia spowodowała zwarcie. Nie mogłem wprost powstrzymać śmiechu gdy przypominało mi się jak naprawiał kopiarce i spowodował zwarcie w elektryce całego naszego piętra, no ale dzięki niemu wcześniej wyszliśmy z pracy. Może i teraz będziemy wcześniej w domu – pomyślałem. Jednak po chwili zorientowałem że to nie nasz pan Kazio, lecz coś się stało z budynkiem obok. Była już godzina 10, przez głośniki zamieszczone przy suficie rozległ się komunikat o tym że w północną wieże uderzył samolot. Wszyscy w biurze zaczęli panikować, ja nie byłem inny. Głos z głośnika powiadamiał abyśmy jak najszybciej udali się do wyjścia ewakuacyjnego.

Temperatura w biurze dochodziła do maksimum. Nie mogłem wytrzymać napięcia, jakie panowało. Chwile potem nasz budynek się zatrząsł. Nie wiedzieliśmy co się teraz stało. Popękały szyby w oknach. W głośniku było słychać, że też w naszą wieże wbił się samolot na wysokości około 50 piętra, po czym elektryczność padła. Pomyślałem że jestem w sytuacji patowej, że nie ma drogi ucieczki w naszego płonącego budynku. W pewnej chwili uświadomiłem sobie że to jest mój ostatni dzień przed wakacjami, wakacjami z rodziną. Tak długo oczekiwanymi , bo pierwszymi po 5 latach pracy. Mieliśmy jechać na Hawaje i tam wpatrywać się w zachody słońca. Uświadomiłem sobie także to że jak stałem w korku, to już chciałem zawrócić do domu. Dlaczego ja tego nie zrobiłem? – myślę. Około godziny 11 wieża północna zawaliła się. Ten widok już zupełnie mnie dobił. Myślałem tylko o tym kiedy nasz budynek się zawali.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 3 minuty