profil

Recenzja przedstawienia „Cyrk Dekameron” Piotra Tomaszuka według „Dekamerona” Boccacia.

poleca 88% 102 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

„ Cyrk Dekameron” to żywiołowa komedia, wręcz farsa o niezwykłej formie teatralnej, adresowana do młodzieży i widzów dorosłych. Spektakl inspirowany „Dekameronem” Giovanniego Boccaccia, pisarza XIV-wiecznego, który zasłynął właśnie tym dziełem, czyli zbiorem stu opowieści z życia ówczesnych mieszkańców Florencji. Już wtedy postrzegano je jako dzieło niezwykłe, ponieważ było ono w pełni poświęcone ziemskiemu życiu i portretowaniu przeciętnych ludzi, z ich radościami i troskami. Charakterystyczne jest to, że Boccaccio wiele miejsca poświęcił opiewaniu ludzkiego dążenia do szczęścia i miłości. Wiele nowel opowiada właśnie o miłości, zarówno tej wyidealizowanej, uduchowionej, jak i o miłości pojmowanej w kategoriach dworskiej zabawy, flirtu i zmysłowej namiętności. Ludzie renesansu, jakich opisuje autor, to postacie skupione na zachłannym korzystaniu z życia, ludzie, którzy przestrzegają zasad moralnych, ale potrafią o nich czasem zapominać w dążeniu do ziemskiego szczęścia. Stąd w nowelach postacie duchownych, zakonnic czy mnichów, którzy nie potrafią wytrwać w celibacie. Historie o nich były wówczas bulwersujące, ale nie dla skandalu opisywał je Boccaccio, lecz po to, by podkreślić, że natura ludzka rządzi się swymi odwiecznymi prawami. Zdaniem autora wszyscy ludzie poszukują szczęścia doczesnego, nieodparcie tęsknią za bliskością drugiego człowieka i potrafią wiele poświęcić w imię miłości, czasem nawet zapominają o wcześniejszych obietnicach czy ideałach. "Cyrk Dekameron" Piotra Tomaszuka nie jest prostym przeniesieniem na scenę nowel renesansowego pisarza. To raczej zamknięta opowieść o życiu, miłości i śmierci luźno oparta na wybranych tekstach włoskiego humanisty.
Piotr Tomaszuk jako reżyser zadebiutował spektaklem "O Feliksie Medyku co był śmierci chrześniakiem" , który - pokazywany na Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Lalek w Opolu - zdobył rzadko przyznawaną w historii tego przeglądu Nagrodę Grand Prix. Kolejnymi, wielkimi sukcesami Piotra Tomaszuka okazały się spektakle "Polowanie na lisa" Sławomira Mrożka (zrealizowany w Białostockim Teatrze Lalek) i "Turlajgroszek". W 1991 roku Piotr Tomaszuk założył Towarzystwo Teatralne Wierszalin - jeden z najbardziej znaczących polskich teatrów alternatywnych ostatniej dekady. W Wierszalinie zrealizował przedstawienia, które zdobyły wielki rozgłos i swoje stałe miejsce w historii polskiego teatru - m.in. spektakle "Medyk", "Merlin", "Klątwa", "Olbrzym", "Prawiek" i "Ofiara Wilgefortis". Towarzystwo Teatralne Wierszalin jest m.in. trzykrotnym laureatem Fringe First na festiwalu w Edynburgu (za "Turlajgroszka", "Merlina" i "Medyka"), a Piotr Tomaszuk laureatem najważniejszych w Polsce nagród za twórczość artystyczną. Jego kolejnym dziełem jest obejrzany przeze mnie 18 stycznia 2003 roku spektakl "Cyrk Dekameron”. Premiera odbyła się 12 października 2002 roku w kierowanym przez niego od dwóch lat Teatrze Banialuka w Bielsku-Białej.
To przedstawienie bardzo różni się od tego, poprzednich autorskich realizacji Tomaszuka. Nie ma tu nic z ludowej zgrzebności formy, nie ma też kukieł - rzeźb. Jest za to błyszczący metal, są lustra, kolorowe światła i ostra, nowoczesna muzyka. Jednak gdy przyjrzeć się dokładnej, można dostrzec ukryte podobieństwa: wprawdzie twórca rezygnuje z animowania drewnianych figur, ale w ich miejsce pojawiają się aktorzy-marionety, którzy zostają wniesieni na scenę i "uruchomieni" przez swojego Twórcę (Piotr Tomaszewski). "Cyrk Dekameron" to spektakl oparty na dwóch nowelach - "Słowik" i "Podwójne oszustwo" - i kilku epizodach z "Dekamerona" Boccaccia. Tomaszuk wprowadził dwie dodatkowe postaci: Satyra (Rafał Gąsowski) - dionizyjskiego rozpustnika oraz tajemniczego Twórcę Automatów, który w ostatnim akcie przemienia się w Śmierć. W role automatów wcielili się: Alicja Rapsiewicz (Fionetta) grająca dziewczynę zakochaną w chłopcu wywodzącym się z niższej klasy, Ziemowit Ptaszkowski (Nostalgio) wcielił się w postać kochanka Fionetty. To ich losy są główna osią przedstawienia. Innymi „automatami” są Małgorzata Król (Lagenfuria), Konrad Ignatowski (Piccolo), Lucyna Sypniewska (Orgeta) oraz Włodzimierz Pohl (Pervo). Tajemniczy, przywodzący na myśl jednego z bohaterów filmu "Mad Max" , Twórca Automatów będzie siłą sprawczą całego przedsięwzięcia. Jak konferansjer albo mistrz ceremonii, przeprowadzi widzów przez kolejne etapy historii o młodzieńczych uniesieniach, małżeńskich zdradach, wyrzutach sumienia, śmierci i wędrówce dusz. Jest pierwsza osoba która pojawia się na scenie. Rzuca się w oczy jego strój- skórzane spodnie, damski (również skórzany) gorset oraz przedmiot przypominający stelaż założony na głowę. Zwracając się bezpośrednio do widzów opisuje pokrótce co zobaczą tego wieczoru i uprzedza ze mogą żałować zakupu biletów. Taka postawa wywołująca poruszenie wśród publiczności utrzymuje się już do końca przedstawienia. Mężczyzna chce obudzić Satyra leżącego na scenie pod czarna płachtą, ten nie daje się jednak skusić ani puszka napoju Red Bull ani nawet piwem, zachowuje się agresywnie wobec Twórcy Automatów- pokazuje w jego kierunku dobrze znany wszystkim, zarówno młodym jak i starszym gest, polegający na wyciągnięciu środkowego palca dłoni. Wiele jest inny podobnie szokujących, a zarazem komicznych scen, które mimo iż zaczerpnięte z zupełnie innych konwencji kulturowych tworzą zgraną całość. Reżyser uwodzi nas niezwykłością scenicznego świata, a zarazem co chwila rozbija teatralną iluzję i każe aktorom wchodzić w interakcje z widzami - np. można zrobić sobie zdjęcie z Satyrem albo pomachać do minikamery (umieszczonej na głowie Twórcy Automatów).
Historia przedstawiona na deskach teatru opowiesc o miłości dwojga młodych ludzi, którzy nie mogą pobrać się gdyż popełniliby mezalians. Fionette wychowuje matka (która gra Twórca Automatów przebrany za kobietę) oraz wuj (w roli którego widzimy Satyra) majacy wobec dziewczyny plany matrymonialne. Schadzki młodych odbywają się za plecami opiekunów, pewnego razu umawiają się na spotkanie na balkonie panny. Ma ona przekonać matkę, iż w nocy było jej tak duszno, ze musi spać na balkonie a w nocy czas umilać jej będzie trel słowika. Nieświadoma niczego matrona wyraża zgodę na nietypowe żądanie córki. Jednak para zostaje złapana na gorącym uczynku podczas sceny miłosnej. Temat ten odwołuje się wprost do jednej ze stu nowel „Dekameronu” pod tytułem „Słowik”. Kontynuacja historii jest inna nowela Boccaccia- „Podwójne oszustwo”. Bohaterami jest małżeństwo. Maź znudzony żona „wyrusza na łowy” a żona nie pozostaje mu dłużna. Zdradza męża z dwoma adoratorami. Pan-Satyr zostaje zabity przez sluzaca, z która również zdradzał swa małżonkę. Kobieta zwróciła się do niego, ponieważ jej maż przestał doceniać kobiecość i stał się „samcołożny i siebielubny”. Po śmierci pan-Satyr trafia do czyśćca gdzie ma zostać wyleczony z choroby, jaka są wyrzuty sumienia. Można domyślić się ze intencją reżysera była takie połączenie obydwóch nowel, alby małżeństwem tym byli Fionetta i Nostalgio. Za ta teza przemawia to, ze mężatkę podobnie jak pannę grała Alicja Rapsiewicz. Pojawia się niepewność związana z odgrywaniem wielu ról przez jednego aktora.
Spektakl nasycony jest erotyzmem i aluzjami seksualnymi, jednak twórcy uniknęli tak modnej ostatnio w teatrach nagości i banalnej dosłowności, a pikanterii dodawało właśnie to, co pozostało niedopowiedziane i umowne. Efektowne zestawienie ze sobą różnych elementów i poetyk, godna pochwały konsekwencja w realizacji oraz inteligentne połączenie wątków dały w rezultacie ciekawe, dowcipne i, pomimo wielu erotycznych skojarzeń, nieprzekraczające granicy dobrego smaku przedstawienie. Język, jakim posługiwali się bohaterzy potrafił zmieniać się diametralnie w ciągu kilku minut. Raz mówili oni podniosłym tonem, za chwile posługiwali się ulicznym slangiem. Sporo tu rozmaitych cytatów i odniesień. Reżyser nawiązuje także do własnej twórczości. Widzowie, którzy znają jego realizacje w Teatrze Wierszalin, od razu rozszyfrują "Zuzannę Wilgefortis" czy "Władysława Turlajgroszka". Dzięki temu zabiegowi spektakl zyskuje dodatkowe znaczenia, staje się bardziej interesujący. To nie tylko frywolna opowieść o potędze miłości, ale także zaproszenie do intelektualnej zabawy. Widzowie angazuja się w spektakl. Ciekawym elementem jest wprowadzenie zabawy z widzami przypominającej telewizyjny talk show. Polega ona na tym, ze Satyr potrafiący odczytać z myśli imiona kochanków sprawdza swe możliwości na widzach. Dzięki kamerze zamieszczonej na stelażu znajdującym się na głowie. Twórcy Automatów (który w tej części przedstawienia był jakby „gospodarzem programu”) widownia ma możliwość zobaczenia twarzy osoby, której myśli odczytywać będzie Satyr. Obraz wyświetlany jest na niewielkim ekranie nad scena. Innym elementem dość zaskakującym, ale świetnie spełniającym swoje zadanie jest metalowy słowik o złotym kolorze, umieszczony na brzegu sceny. Podczas scen erotycznych jego ruchy kojarzące się z ruchem kopulacyjnym dawały jasno do zrozumienia, co dzieje się na scenie, gdyż z gry aktorów nie zawsze można było to odczytać. Owa animacja słowika była właśnie niedomówieniem nadającym pikanterii spektaklowi.
Scenografia nie zmienia się prawie w ogóle w czasie trwania przedstawienia, a tworzą ja dwie futurystycznie wyglądające drabiny z błyszczącego metalu (przypominające antenę telewizyjna), przy czym jedna z nich zgięta jest w okrąg, umieszczona w głębi sceny. Da się zauważyć rozsypane na scenie trociny. Tłem tej ubogiej scenografii są białe zasłony przypominające firany wytwornych salonów. Jak się później okazuje ta pozornie skąpa dekoracja sceny jest tylko wierzchnia warstwa przykrywająca labirynt stworzony z luster ukryty za owymi białymi kotarami. Na scenie znajdują się zapadnia zamaskowana jednym z metalowych elementów, pełni ona miedzy innymi role bramy do czyśćca. Mimo prostoty dekoracja jest bardzo wielofunkcyjna i pomysłowa. Te same elementy służą do rożnych celów, odgrywają inne przedmioty, lecz łatwo domyślić się, jaka funkcje pełnia w danej scenie. Można powiedzieć ze twórcy świadomie dokonali takiego wyboru rekwizytów, podporządkowana jest on koncepcji reżyserskiej. Ciekawymi elementami były również stroje, zwłaszcza kask noszony przez Satyra dający jasno do zrozumiana jego powiązanie z dionizyjsością . Poza kaskiem i przepaska na biodrach (do której przymocowany był długi ogon) nie miał on nic na sobie. Jednak odgrywając role wuja lub męża przywdziewał stosowne szaty, które wciąż eksponowały jego ogon. Ubiory pań były, mimo iż nie były skąpe, podkreślały ich kobiecość, można powiedzieć ze prezentowały one najnowszy krzyk mody w bieliźnie damskiej. Interesująco przedstawiono postać Piccolo, który był karłem i rzeczywiście aktor był niższy niż pozostali. Poruszał się on na kolanach, lecz fakt ten był prawie niezauważalny. Idealnie z tym wystrojem harmonizuje się operowanie światłem i mimo iż na scenę pada go niewiele stwarza to nastrój. W scenach erotycznych klimat jest bardzo intymny, świecąc z rożnych punktów, czasem podświetlając aktorów od tylu stwarza nastrój grozy. Zmieniają się również kolory emitowanych wiązek- od czerwonych przez zielone po ultrafiolet. Efekt tych działań bardzo silnie działa na widza, zwłaszcza, że w niektórych momentach podniesione kotary odsłaniają ruchome lustra. Wprowadzone w ruch wywoływały wręcz niepokój wśród widzów, którzy czujnie obserwowali dalszy przebieg akcji. Z akcja zsynchronizowana była także muzyka, łatwo zauważalna, zmieniając się bardzo często, również w zależności od charakteru odgrywanej sceny. Raz była to muzyka zaczerpnięta z opery, innym razem znana ludowa melodia, kiedy indziej zaś nieznana melodia. Tempo oraz głośność muzyki dostosowane były do powagi chwili oraz jej dynamiki. Najbardziej zaskakującym zabiegiem w oprawie muzycznej było wplecenie w repertuar rockowej piosenki niemieckiego zespołu Rammstein.
Gra aktorów była dokonała. Świetnie wcielali się oni w kolejne postaci sprawdzając się jako mechanicznie poruszające się roboty czy namiętni kochankowie. Moim zdaniem na szczególne wyróżnienie zasługuje Rafał Gąsowski grający Satyra. Wykazał się on dużą plastycznością, potrafił bardzo przekonywująco zagrać męża zdradzającego żonę, chwile później rozgoryczonego egoistę, którego ludzie podziwiają mimo jego wyniosłości. Nie da się niezauważyć sprężystości, jaką przedstawiał swoim wygimnastykowanym ciąłem. Cały angażował się w odgrywanie roli, jego gesty były niezwykle wymowne, nieraz zamierzenie komiczne.
Widzowie opuścili sale teatru z satysfakcja, ale byli również zaskoczenia taka aranżacja nowel Boccaccia. Śmiałość obyczajowa cechująca "Dekameron" idzie w parze z rozmachem inscenizacyjnym, urodą plastyczną widowiska (kostiumy-Eva Farkasova, dekoracje Jan Zavarsky) i niezwykłą muzyką Piotra Nazaruka. Całość, czyli scenografia, muzyka, gra aktorska, a nawet współdziałanie z widzami stworzyły niepowtarzalna atmosferę, sprawiła, ze publiczność była nastawiona pozytywnie. Pomysł reżysera, aby wpleść w renesansowe treści duża dawkę współczesności sprawdził się, spektakl zgadzał się z gustami widzów. Nie czuli się oni zniesmaczeni czy nawet przytłoczeni dużym nacechowaniem erotyzmu bijącego z przedstawienia, gdyż był on subtelny i tajemniczy, a nie bezpośredni i szokujący. Przedstawienie nie było kiczem. Myślę ze można pogratulować Piotrowi Tomaszukowi oryginalnego pomysłu.

Załączniki:
Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 11 minut