profil

Analiza i interpretacja fragmentu prozy M. Białoszewskiego.

poleca 85% 105 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Poezja Mirona Białoszewskiego jest trudna w odbiorze i przyjmowana kontrowersyjnie przez krytyków, była próbą odkrycia takich sposobów wypowiedzi, które jednoczą patos i trywialność. Białoszewskiego interesowały bowiem procesy wzajemnego oddziaływania i przenikania języków, słów, głosów otaczających nas w życiu codziennym. Dążył do kształtowania takich typów wypowiedzi, które wyraziłyby istotę przeżyć i doświadczeń tworzących obszar codziennego bytowania każdego człowieka z jego niezwykłymi perspektywami.

U Mirona Białoszewskiego mamy do czynienia z dość uniwersalną prozą w pierwszej osobie, gdzie narrator występuje jako bezpośredni świadek, a dokładniej jako bohater, który opowiada o własnych przeżyciach oraz refleksjach na ich temat, co więcej znajduje się jakby wewnątrz przedstawionego świata. Narrację tę możemy nazwać „pamiętnikarską”. Dodatkowym dowodem na to, że możemy wiązać ten tekst z dziennikiem tudzież wspomnieniami jest jego budowa. Mimo że w prozie Białoszewskiego nie pojawiają się żadne daty, dni tygodnia, nie mamy podanego jakiegokolwiek czasu, wyraźnie widać podział tekstu. Tekst podzielony jest nie tylko poprzez ciąg kreseczek, ale również treść w poszczególnych przedziałach mówi o czymś innym, autor daje nam do zrozumienia, że jest to już inna chwila, może nawet inny dzień. Białoszewski raz zalewa nas „falami przemyśleń”, to znowu pisze o niczym. Zastanawiające, czy ma na celu zbicie nas z tropu, czy jest to działanie przypadkowe. A może robi to celowo, żeby nas nie zanudzić i żeby tekst nie był monotonny.

Na pierwszy rzut oka tekst ten może wydać się bardzo chaotyczny i nieuporządkowany. Dopiero później możemy dostrzec, że jest to celowy zabieg, mający na celu zwrócenie na niego uwagi. Nie bez powodu Białoszewski robi pauzy, wyróżnia zdania w tekście, na przykład:

„Czy materia chce żyć?
Chce czuć? Być świadkiem?”

Takie i inne zabiegi stylistyczne zmuszają nas do zatrzymania się na chwilę, dają nam wytchnienie, abyśmy nie zapędzili się z czytaniem tekstu i nie przeoczyli tego, co najważniejsze. W tym momencie możemy pomyśleć, że Białoszewski dba o naszą „filozoficzną część”, że zmusza nas do refleksji (to może za dużo powiedziane), ale na pewno stara się w sposób delikatny skierować nas na tę drogę. W tym fragmencie bohater analizuje sens materii i życia, aż w końcu dochodzi do wniosku, że co z tego, że my istniejemy i materia też istnieje, skoro my bez niej istnieć nie możemy a ona bez nas jak najbardziej. Można by powiedzieć, że bohater umniejsza tu sens naszego życia, porównując je do materii. Jesteśmy tylko zwykłymi ludźmi, na dodatek niezbyt samodzielnymi, skoro nasze istnienie uzależnione jest od materii.

Następny fragment jest zupełnie wyrwany z kontekstu i nie dość, że nie wnosi w nasze życie nic pouczającego, to dla niektórych może być wręcz niesmaczny. Nie wiemy także, czy jest to prawda czy fantazja autora. Czy usłyszał to gdzieś i zapisał, czy był tego świadkiem. Po tym niezbyt sympatycznym fragmencie następuje zwrot o 180 stopni. Spotykamy się z kolejną refleksją, tym razem głównym problemem jest dobro i zło:

„Ale trzeba się tylko na jedną chwilkę pokłonić szatanowi. Złu. Przez tę jedną chwilkę jak przez jedną szparkę całe zło wlałoby się do dobra.”

Z jednej strony autor niemalże namawia nas do pokłonienia się złu, a z drugiej ostrzega, że wystarczy tylko jeden raz zejść z właściwej drogi, aby stracić całe dobro.
Bardzo ciekawie Białoszewski wypowiada się na temat historii i człowieka:

„Człowieka trzeba przyjąć całego. Nie da się wyciskać z niego samej najlepszości (...)Podobnie z historią. Z postaciami tak zwanymi ciekawymi. Z daleka coś ciągnie. Świeci. Jest. Z bliska to kupa przeżyć, trudu, nudy, żmudy.”

Pisarz posługuje się w tekście nie tylko samymi zdaniami, ale często mamy do czynienia z równoważnikami zdań. Białoszewski daje nam do zrozumienia, że tylko z pewnej perspektywy, już ocenzurowanej i uporządkowanej coś może być interesujące. W innym razie jest tego po prostu za dużo i samodzielne wyłapywanie tego, co jest naprawdę ciekawe, może być nużące i głupie. Białoszewski jest zadowolony z tego, że tak mało wiemy o historii. Gdyby było inaczej ogrom wiadomości zawaliłby nas tak, że wiedzielibyśmy jeszcze mniej, a co gorsze zgubiłyby się wydarzenia naprawdę znaczące.

„Czas kruszy, gubi, wynajduje i nakłada na to ocalałe cenności. Cenność oddalenia.”

Nasz bohater ma dwa oblicza, jedno całkiem niewinne, które tylko coś tam sobie pisze, coś niezbyt znaczącego, po prostu takie tam przemyślenia w dodatku niezbyt poprawne pod względem gramatycznym i składniowym języka polskiego. Z drugiej zaś strony możemy spokojnie doszukiwać się w tym wszystkim głębokiego sensu. Kiedy zaczynamy myśleć, że bohater nasz jest osobą nudną, bo nie robi nic prócz pisania dziwnych refleksji i spostrzeżeń. Nagle zaskakuje nas od strony kulturowej, wybierając się z kolegą do antykwariatu. Ja wiem, że nie jest to Muzeum Narodowe, ale już coś. Jeśli to nie jest pprzekonujące, sięgnijmy do ostatniego fragmentu, w którym to autor porusza temat architektury gotyckiej i muzyki. Ubolewa nad tym, że tylko w starych mszach gregoriańskich może słuchać swojej ulubionej nuty. Wysokiej nuty, która głęboko zapadła mu w pamięć. Jeszcze trochę, a można by go nazwać człowiekiem renesansu. Życie ludzkie jest mieszanką rozsądku i szaleństwa i moim zdaniem, Miron Białoszewski za pomocą szaleństwa stara się przekazać nam trochę rozsądku.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut

Teksty kultury