profil

Opowieść o przyjaźni prawdziwej

poleca 85% 458 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Kiedy byłam mała, miałam kotka, który wabił się Wilhelm.
Szary, niczym niewyróżniający się kotek, był do mnie bardzo przywiązany.
Potrafił bawić się ze mną całymi dniami na łące. Bardzo go kochałam.
Często w odwiedziny do Wilhelma przychodziła kotka sąsiada. Spotykali
się na moim ogrodzie na stodołą. Było tak przez kilka lat.
Pewnego dnia mój kotek został potrącony przez samochód, a obrażenia, jakich doznał, spowodowały, że następnego dnia odszedł. Miałam wtedy 7 lat i bardzo przeżywałam jego odejście. Tata zakopał Wilhelma w ziemi za stodołą. Tęskniłam za nim strasznie i płakałam każdego dnia. Rodzice bali się, że rozchoruję z tej tęsknoty i usilnie poszukiwali dla mnie jakiegoś innego kotka. Nikt jednak nie miał w tym czasie kota, którego mógłby mi dać. Codziennie chodziłam za stodołę i stałam w miejscu, gdzie zakopany był Wilhelm.
Wspominałam miłe chwile, które razem z nim spędziłam.
Pewnego dnia zauważyłam, że w to samo miejsce przychodzi
kotka, która kiedyś się z Wilhelmem spotykała. Stawała dokładnie w tym miejscu, gdzie był zakopany i obwąchiwała je. Niedługo nadeszło lato. Pewnego wieczoru, będąc z mamą na podwórku, zauważyłyśmy, że ta kotka stoi na rogu naszego domu. Była smutna, stała i patrzyła na nas. Poszłam do domu i przyniosłam jej miseczkę z mlekiem. Ona wypiła owo mleczko i pobiegła w kierunku budynku, w którym mieszkała. Odtąd już każdego
dnia o tej samej godzinie – czyli o 21.30, przybiegała w to miejsce,
a ja zawsze niosłam jej mleczko.
Często o tej porze leżałam już w łóżku i zasypiałam, ale mama przychodziła do mnie i mówiła, że ta kotka tam na rogu domu czeka. Sen wtedy odchodził, a ja zrywałam się z łóżka i biegłam do niej z mlekiem.
Któregoś dnia weszła do naszego domu. Od tego dnia została już u nas na zawsze. Po paru dniach poszłam z mamą do właścicielki kotki, by zawiadomić ją, że kotka jest u nas. Sąsiadce było trochę przykro, że
kotka od niej odeszła. Opowiedziała nam o tym jak Kitka, bo tak miała na
imię, do niej trafiła. Sąsiadka znalazła ją porzucą w krzakach. Była wtedy bardzo malutka, nie potrafiła sama jeść, więc ona karmiła ją mleczkiem ze
strzykawki. Kitka wyrosła na zdrową, silną kotkę. Każdy, kto ją zobaczył,
zwrócił na nią uwagę, bowiem miała piękne ubarwienie sierści. Była
biało – czarno - ruda.
Ta wspaniała kotka miała swoje legowisko na piecu
w piwnicy. Z biegiem czasu nauczyła się wbiegać niezauważona do
domu i wylegiwać się całymi dniami w fotelu. Uwielbiała gdy ją głaskałam,
przytulałam i bawiłam się z nią. Gdy wychodziłam do szkoły, Kitka
odprowadzała mnie do furtki, a gdy wracałam, ona czekała już na mnie i biegła mi naprzeciw. Kitka lubiła być w centrum uwagi, czuła się
częścią naszej rodziny i tak też ją traktowaliśmy. Latem prawie
codziennie robiłam sobie pikniki w ogrodzie. Kitka zawsze czuła, że coś dobrego zje i pierwsza pojawiała się na kocu. Zjadała wszystko, czym ją częstowałam. Były to, np. ciastka, paluszki, cukierki. Nie pogardziła nawet chipsami, które chrupała z wielkim zapałem. Najbardziej jednak
uwielbiała lody, dlatego zawsze kupowałam jeden lód specjalnie dla niej. Kitka czuła się bardzo szczęśliwa. Można to było zauważyć w jej oczach i zachowaniu. Ona była wierniejsza niż pies. Potrafiła być bardzo wdzięczna i niesamowicie też tęskniła za mną.
To, co teraz opiszę, zdarzyło się jakiś rok temu. Byłam wtedy bardzo chora. Przez około 3 tygodnie leżałam w łóżku, a do domu przyjeżdżała pielęgniarka, by robić mi zastrzyki. Po dwóch dniach mojej choroby, Kitka zauważyła moją nieobecność i to, że nie przynoszę jej jedzenia ani mleka, tylko robi to ktoś inny. Straciła nawet apetyt. Następnego dnia rodzice musieli wyjechać z domu. Gdy wychodzili, Kitka niepostrzeżenie wtargnęła do domu. Domyśliłam się tego, kiedy pod drzwiami sypialni usłyszałam miauczenie. Wstałam z łóżka i uchyliłam drzwi, a Kitka wskoczyła prosto na moją poduszkę. Położyła się i nie miała zamiaru się stamtąd ruszyć. Pomyślałam sobie: co mi szkodzi? i położyłam się obok niej w łóżku. Przytuliła się do mnie mocno i przyjemnie mruczała.
Po powrocie do domu rodzice zauważyli Kitkę leżącą ze mną w łóżku. Nie byli z tego szczególnie zadowoleni. Nie mniej jednak, z racji mojej choroby, pozwolili Kitce zostać ze mną do wieczora. Później wynieśli ją do piwnicy, bo sama nie chciała iść.
Nocą obudziło nas głośne stukanie do wejściowych
drzwi. Rodzice zeszli na dół, by sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że stuka nasza Kitka zahaczając łapką o lekko odklejoną listwę na drzwiach. Odtąd robiła tak codziennie około południa. Stukała tak długo, aż ktoś jej otworzył drzwi i wpuścił do domu, po czym pędem biegła na górę, prosto do mojego łóżka, by mnie odwiedzić i trochę ze mną pobyć. Rodzice nazwali ją żartobliwie ,,ordynatorem”. Zawsze, gdy zaczęła stukać w drzwi, mówili: ,,Proszę, ordynator już się wybiera z wizytą”.
To są najlepsze wspomnienia, jakie zostały mi po Kitce. Po kilku
miesiącach od tych wydarzeń Kitka umarła ze starości. Była ze mną pięć lat. Bardzo ją kochałam. Ogromnie cierpiałam po jej stracie.
Pocieszałam się jednak tym faktem, że mam wiele ciekawych wspomnień związanych z Kitką. Mam też kilka jej fotografii. Nigdy o niej nie zapomnę, ponieważ była ona jedyna w swym rodzaju. Dzisiaj myślę, że ona czuła wtedy, gdy byłam mała tę moją rozpacz po stracie kotka Wilhelma, i dlatego zdecydowała się przyjść i pozostać w moim domu. Czuła, że ja
potrzebuję jej bardziej niż sąsiadka, u której wcześniej mieszkała. Kitka była moją najlepszą przyjaciółką. Rozumiała mnie bez słów.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 5 minut

Ciekawostki ze świata