profil

Dwa sposoby literackiego kreowania bohatera – analiza i interpretacja porównawcza fragmentów „Gloria victis” E. Orzeszkowej i „Kompleksu polskiego” T. Konwickiego.

poleca 85% 164 głosów

Treść Grafika Filmy
Komentarze
Powstanie styczniowe Eliza Orzeszkowa

Romuald Traugutt żył w latach 1826-1864. Był generałem, ostatnim dyktatorem Powstania Styczniowego. Funkcję tę objął mając 38 lat. 17 października przejął władzę z rąk Rządu Narodowego. Nowego rządu nie powołał, aczkolwiek wiedzieli o tym tylko nieliczni, ponieważ odezwy, rozporządzenia i korespondencję pieczętował pieczęcią Rządu Narodowego. Był osamotniony i atakowany z wielu stron, zarówno przez „czerwonych” (demokratyczny obóz polityczny, przygotowujący powstanie), jak i „białych” (obóz polityczny liberalnego ziemiaństwa, burżuazji i inteligencji – przeciwny walkom zbrojnym). Żył pod ciągłą presją. Miał świadomość, iż jest ostatnią nadzieją Polaków. Robił wszystko, aby nie zawieść ich zaufania. Jednak w nocy z 10 na 11 kwietnia 1864 roku został aresztowany. Wydał go w śledztwie jeden ze współpracowników. Skazano go na karę śmierci. Egzekucja odbyła się 5 sierpnia 1864 roku na stokach Cytadeli. Wraz z nim umarło powstanie !
Mimo żałosnego wręcz końca, Traugutt był osobą charakterystyczną i ogólnie znaną. Jego historia i postawa życiowa posłużyły E. Orzeszkowej i T. Konwickiemu za pretekst do napisania „Glorii victis” i „Kompleksu polskiego”. Jednak w tych utworach mężczyzna został przedstawiony zupełnie inaczej. A jak? To właśnie będzie tematem mojej pracy.

W noweli E. Orzeszkowej od razu ujawnia się jej osobisty sentyment do Romualda Traugutta. Łączyła ją z nim głęboka przyjaźń. Pisarka darzyła go ogromnym szacunkiem i czciła niemal jak Boga, a co najmniej Świętego („Wodzem ich był człowiek świętego imienia, które brzmiało Romuald Traugutt”). Narażała dla niego swoje własne życie, ukrywała go i przewoziła do granicy. Jej opowiadanie było właściwie pierwszym publicznym hołdem złożonym bohaterom powstania, ponieważ jak całe społeczeństwo – nie znała prawdy o miejscu i formie pogrzebu skazanych, skrywanej przez władze carskie. Autorka bardzo emocjonalnie przeżywała wszystko to, co było związane ze zrywem narodowym i tak też to opisywała. Dane jej – w końcu - było żyć w tamtych czasach i znać osobiście dyktatora. T. Konwicki nie dostąpił tego zaszczytu i dlatego jego „Kompleks polski” nosi znamię sceptycyzmu i krytycznego spojrzenia na wydarzenia lat 1863-1864. Nie ma już w nim śladu sakralizacji, ani heroizacji bohatera. Upływający czas przykrył grubą warstwą kurzu bezgraniczny podziw i niekiedy ślepe zapatrzenie w postać wodza.
E. Orzeszkowa ukazuje pełne poświęcenie Traugutta dla kraju. Pisze jak to „(...) według przykazania Pana opuścił żonę i dzieci, dostatek i spokój, wszystko, co pieści, wszystko, co raduje i jest życia puentą, czarem, skarbem, szczęściem (...)”, czyniąc z niego bohatera wallenrodycznego. Chce za wszelką ceną „uwidocznić” jego tragizm i podkreślić „stopień poświęcenia dla Ojczyzny”. Następnie słowami „(...) wziąwszy na ramiona krzyż narodu swego poszedł za idącym ziemią tą słupem ognistym i w nim zgorzał” podnosi go do rangi Mesjasza, Zbawiciela; kreuje go na bohatera podobnego do Konrada z III części „Dziadów” A. Mickiewicza.

Autorka pisze o nim w samych superlatywach. W „Glorii victis” Traugutt jest wielki wodzem, niemalże ideałem. Jest odważny, mądry, oddany swym żołnierzom. Cechuje go wielka odpowiedzialność, poczucie pełnionej misji. Nie poddaje się i zawsze walczy do końca. Jest przekonany, że bierze udział w jakimś mistycznym, doniosłym wydarzeniu. Słowa: „Ci co zginą, będą siewcami, którzy samych siebie rzucą w ziemię, jako ziarno przyszłych plonów. Bo nic nie ginie. Z dziś zwyciężonych dla jutrzejszych zwycięzców powstają oręża i tarcze” są wyrazem wiary i poniekąd optymizmu. Wódz wierzy w to, że trud jego i jego żołnierzy nie pójdzie na marne. Ufa losowi i wierzy również w to, że to powstanie kiedyś „zaowocuje” i że nie są to „syzyfowe prace”. Niestety jest to TYLKO wiara.

Orzeszkowa porównuje Traugutta do Leonidasa – króla Sparty, który poległ w walce z Persami, broniąc Termopil . Dramatycznie brzmią słowa „Czy Leonidas wiedział, że gdy wąwóz termopilski trupami hufca swego zasypie, stopa niewoli ziemi greckiej nie dosięże! Jeżeli wiedział, błogo mu było uściełać tę krwawą zaporę i jako pieczęć składać na niej siebie.” Dramatycznie, bo nasz polski Leonidas nie miał takiej pewności. „Ten nie wiedział. W orężnych sprawach ludzkich biegłym był, biegłość ta w dalekowidztwo wzrok mu zaostrzała, spostrzegał wyłaniającą się zza dnia ofiar i boju potworną czarną noc. Jednak szedł i prowadził, bo taką była moc słupa ognistego, który wówczas na ziemię wzbił się, taką tęsknotą za obiecaną krainą wolności i takim był krzyż narodu jego, ciężki, nieznośny...” Smutne jest to, że działania wodza powstania opierały się jedynie na nadziei. Ta właśnie niepewność była dla Traugutta krzyżem – „ciężkim, nieznośnym”.

Jednocześnie jednak jest to wyrazem ogromnego patriotyzmu. Nie każdy bowiem zdecydowałby się działać „po omacku”, żyć pod nieustającą presją, dźwigać ciężar tak ogromnej odpowiedzialności – nie mając pewności, że przyniesie to jakikolwiek, pozytywny skutek.

W dziele T. Konwickiego - jak już wspominałam – nie ma śladu po sakralizacji, czy heroizacji bohatera. Romuald Traugutt został tu ukazany jako szary, przeciętny, niepozorny CZŁOWIEK. Nie „promieniuje” bohaterstwem, odwagą. Poza tym nie jest przedstawiony jako ktoś, kto porzuca swoją rodzinę dla wyższych celów (jak opisała go Orzeszkowa), bo przecież spotyka się ze swoją żoną - Kościuszkówną. Nie ma w nim żadnej woli walki, energii , chęci do życia... Nie ma też w sobie nadziei... Nie ma po prostu nic! Bez oporów szykuje się na śmierć. Mówi: „Trzeba wstać i ruszyć naprzeciw śmierci.” Sprawia wrażenie zmęczonej życiem osoby. Godzi się z końcem swej egzystencji. Nie próbuje zmienić przeznaczenia.

Opis ostatnich chwil życia i zachowanie tego – jak kazała mi wierzyć Orzeszkowa - wielkiego bohatera jest tak smutny, że nawet mi udzielił się ten „dołujący” nastrój. Nie mam nawet ochoty dalej wnikać w psychikę Traugutta wg Konwickiego. Sama już nie wiem, jaki tak naprawdę był ON, o którym uczyłam się na lekcjach historii i o którym powinnam myśleć jak o zbawcy narodu.

Oczywiście bardziej atrakcyjna jest wizja przedstawiona przez E. Orzeszkową. Jednakże dzisiejszy, pełen fałszywości świat nie pozwala mi w nią uwierzyć. Ze smutkiem (i strachem!) stwierdzam, iż coraz bardziej umacniam się w przekonaniu, że ludzie są tylko ludźmi i że nie ma ideałów. Przez to skłaniam się raczej do opisu przedstawionego przez Konwickiego i jego sposobu kreowania postaci. Waham się pomiędzy tym, co powinnam zrobić a tym, co podpowiada mi rozum. Obawiam się „deptania przeszłości ołtarzy”, ale sceptycyzm jest „naniosłością” XXI wieku. Ponadto – na szczęście – nie przyszło mi żyć w Polsce zniewolonej, ogarniętej wojną – więc nie ukrywam, że problem bohatera narodowego jest mi daleki. Nie spotkałam się bezpośrednio z „czymś” takim, toteż nie mogę oceniać R. Traugutta i nie będę tego robić.


Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 6 minut