profil

Wywiad z Karoliną Lanckorońską

poleca 85% 113 głosów

Treść
Grafika
Filmy
Komentarze

Reporter: Patriotyzm jest lekiem na całe zło.
Moim oraz państwa dzisiejszym gościem jest Pani Karolina Lanckorońska - ostatnia przedstawicielka znakomitego rodu Lanckorońskich z Brzezia. Jest Pani wykształconą oraz bardzo wpływową osobą, laureatką wielu nagród. Przeżyła Pani bardzo ciężkie czasy oraz brała udział w ważnych politycznie i historycznie wydarzeniach. Czy mogłaby Pani przybliżyć czytelnikom warunki życia we Lwowie na początku wojny?

K. Lanckorońska: Podczas mojego pobytu we Lwowie byłam świadkiem okrucieństwa Armii Czerwonej, szerzenia się komunistycznej propagandy, zajęcia pałacu Gołuchowskich i uczenia go radziecką centralą. Sowieci niszczyli, rabowali i mordowali wszystkich, którzy byli politycznie niewygodni oraz mogli działać na szkodę Rosji Radzieckiej. W mieście pojawiały się nowe, obce nazwy miejsc oraz ulic, likwidowano kościoły, Rosjanie rozpoczęli niszczenie polskości. Wielu osobom odbierano mieszkania, w sklepach stopniowo zaczęło brakować żywności oraz leków i środków opatrunkowych, które gromadziłam, aby pomóc żołnierzom. Następnym krokiem w radzieckim planie była likwidacja waluty, nie można jej było wymieniać na ruble. Ludzie zaczęli głodować. Muszę także wspomnieć o tajemniczym zniknięciu lwowskich profesorów z uniwersytetu. Byłam tym faktem przez długi okres bardzo wstrząśnięta.

Reporter: Co takiego się z nimi stało po zaginięciu?

K. Lanckorońska: W stanisławowskim obozie dowiedziałam się od jednego z najokrutniejszych hitlerowców - jakich poznałam - że zostali oni zabici. Ten bezwzględny członek SS wydał rozkaz ich zamordowania. Opowiadając o tym nie miał żadnych wyrzutów sumienia, był całkowicie pozbawiony serca. Nie mogłam zrozumieć jak bardzo trzeba być poddanym ideologii, aby tak postąpić i być z tego powodu dumnym.

Reporter: Co robiła Pani po wyjeździe z miasta?

K. Lanckorońska: Swoje przeznaczenie połączyłam z działalnością konspiracyjną, znałam osobiście wielu oficerów ZWZ, późniejszej AK. W późniejszym okresie byłam wieziona między innymi ze względu na swoje pochodzenie oraz zostałam oskarżona o niedozwoloną działalność, jednak nie byłam traktowana, aż tak źle jak część więźniarek. Starałam się pomagać innym kobietom.

Reporter: Co zdarzyło się po powtórnym przyjeździe do Lwowa?

K. Lanckorońska: Byłam bardzo zaskoczona, że po raz kolejny jestem przetrzymywana z niewiadomych przyczyn. Zostałam zaprowadzona do Waltera Kutschmanna, który jak się okazało nienawidził Krügera tak samo jak ja. Poproszono mnie o spisanie zeznań. Byłam przetrzymywana w dobrych warunkach, mogłam otrzymywać paczki oraz książki. Po kilku dniach poprosiłam o zezwolenie na pracę więziennej sanitariuszki, dzięki czemu rozdawanie żywności stało się łatwiejsze. Czułam się spełniona, pomoc potrzebującym była dla mnie niezmiernie ważna. Niestety moje zdrowie nie było już takie jak kiedyś, czułam się coraz gorzej, dręczyły mnie choroby. Pewnego dnia zostałam wezwana do kancelarii. Tam dowiedziałam się, że mam być głównym świadkiem w procesie Krügera. Widziałam w tym nadzieję, która nie opuszczała mnie do dnia wyjazdu z kraju. Wiedziałam, że Polska już niedługo będzie wolna, nie wiedziałam jednak, czy będę miała siły na powrót do kraju.

Reporter: Jest Pani bardzo odważna, nie każdego stać na takie zachowanie. Jakie było pierwsze wrażenie po przyjeździe do Niemiec?

K. Lanckorońska: Gdy przyjechałam do obozu zobaczyłam dużą ilość niskich baraków oraz niewyobrażalną ilość więźniarek. Spostrzegłam, że różnią się one od siebie znakami na kurtkach. Każda grupa była przeznaczona do innej pracy. Następnie zostałam poprowadzona do kancelarii i po krótkiej rozmowie znalazłam się w łaźni. Tam kazano mi się rozebrać. Było to dla mnie bardzo krępujące, w szczególności oglądające mnie dokładnie Niemki budziły negatywne odczucia. Po wstępnych kontrolach spotkałam sztabową, która była Polką. Okazało się, że kobiety wiedzą kim jestem i od dawna czekają na mój przyjazd oraz wieści z kraju. W Ravensbrück odnalazła mnie moja była studentka, która bardzo się ucieszyła, że może mnie zobaczyć. Wieczorem tego samego dnia rozmawiałam z blokową, która pytała mnie czy Polacy wiedzą o obozach i prowadzonej w nich działalności. Niewiele jednak mogłam jej powiedzieć.

Reporter: Dlaczego pomimo złego stanu zdrowia i możliwości ucieczki została Pani do końca w Polsce i narażała się wielokrotnie Niemcom?

K. Lanckorońska: Inaczej nie potrafiłam. Jeżeli ze względu na wykształcenie oraz moje korzenie miałam szansę pomóc choćby jednej osobie musiałam tę szansę wykorzystać. Czułam, że jako prawdziwa Polka powinnam pomagać swojemu narodowi w imię ojczyzny.

Reporter: Dlaczego powierzyła Pani całe zbiory rodzinne muzeum?

K. Lanckorońska: Uważam, że są one tak ważne dla naszej kultury i historii, że każdy powinien mieć możliwość ich zobaczenia. Moja rodzina bardzo troszczyła się o obrazy oraz inne dzieła sztuki, aby kolejne pokolenia mogły podziwiać ich wartość historyczną oraz by patrząc na nie odczuwało się tak wielką miłość do kraju, jaką ja go darzyłam.

Reporter: Bardzo dziękuję, że zgodziła się Pani na tę rozmowę. Mam nadzieję, że po przeczytaniu części Pani historii, młodzi ludzie zrozumieją w jak wielkim państwie żyją oraz jak ich przodkowie walczyli o jego dzisiejszą wolność.

K. Lanckorońska: Dziękuję serdecznie za zaproszenie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty