profil

Czy Polska jest krajem tolerancyjnym?

poleca 85% 170 głosów

Treść Grafika
Filmy
Komentarze
Władysław Łokietek

Wiele cech przypisywano Polakom, mniej lub bardziej trafnie, jako „cnoty narodowe”. I tak jak Niemiec jest pracowity, Szwajcar dokładny a Anglik konserwatywny, tak nasz krajan odznacza się, np. według tekstu „Ślubów Jasnogórskich”, lenistwem, pijaństwem i rozwiązłością (nie wspominając innych równie chwalebnych przymiotów). Takie tworzenie uogólnień nieuchronnie prowadzi do powstawania błędnych stereotypów u nie znających Polski osobiście obcokrajowców. Co gorsza te stereotypy urastają do rangi dogmatu. Z własnego doświadczenia w kontaktach z cudzoziemcami wiem, że nie inaczej ma się sprawa z pojęciem tolerancyjności Polaków. Nie tylko przybysze, ale i rodacy oskarżają nas o brak wyrozumiałości i poszanowania odmienności drugiego człowieka. Zamiast wszczynać od razu polemikę (krytycyzm to wszak według niektórych brak tolerancji), prześledźmy wpierw pokrótce historię Polski, aby zbadać, czy w naszej przeszłości leżą korzenie tej, błędnej moim zdaniem, opinii.
Trudno pisać o tolerancji polskiej w tak pełnej kontrastów epoce jak wieki średnie. Z jednej strony Bolesław Pobożny wydaje w 1264r. bardzo postępowe przywileje dla Żydów, z drugiej Władysław Łokietek w 1312r. po buncie wójta Alberta karze zabić każdego krakowianina nie umiejącego wymówić kilku trudniejszych polskich wyrazów (miało to udowodnić niemieckie pochodzenie). Dużo klarowniej pod tym względem prezentuje się odrodzenie. Za panowania Zygmuntów Polska stała się azylem dla prześladowanych. W Rzeczypospolitej współegzystowały ze sobą w mutualnej zgodzie katolicyzm, protestantyzm i prawosławie, jak również kultura wschodnia z zachodnią. Ten bezprecedensowy stan nie trwał jednak długo. Podobnie jak całą Europę baroku, nasza ojczyznę zaczęły nękać konflikty na tle religijnym, etnicznym i kulturowym. Ponowny rozkwit tolerancyjności nastąpił wraz z początkiem oświecenia, lecz szybko odszedł w zapomnienie. Zbrodnie zaborców podsycały nienawiść, której echa słychać do dzisiaj. Rozwijała się nowoczesna świadomość narodowa, a co za tym idzie nacjonalizm. Sytuację próbowali poprawić moralizatorzy pozytywizmu wzywając m. in. do równouprawnienia Żydów i emancypacji kobiet, jednak ich postulaty długo jeszcze czekały na realizację...
Tym sposobem dotarliśmy do czasów nam współczesnych , których nie mogę obiektywnie ocenić z historycznego punktu widzenia. Jednak powyższa „powtórka z historii” uświadamia nam, że Polacy minionych wieków nie różnili się niczym pod względem tolerancji od innych narodów. W czasach bardziej liberalnych (np. XVI w.) byli wyrozumiali dla odmienności; w czasach fundamentalizmu (barok) - byli ortodoksyjni. Historia nie może być zatem źródłem obecnych stereotypów i nie można na podstawie historycznych dociekań scharakteryzować współczesnego Polaka.
Dochodzimy więc do stwierdzenia, że to wyłącznie nasze aktualne postawy kreują nasz wizerunek za granicą i w kraju. W takim razie cóż takiego wyróżnia Polskę spośród innych państw europejskich (zawęźmy nasze badania do tego obszaru)?
Otóż zlaicyzowany i liberalny do szpiku kości Zachód ogarnęła ostatnio istna mania pseudo-tolerancji. Pozwala się praktycznie na wszystko – od zmiany płci po eutanazję – i jest to usankcjonowane prawnie. Działa wiele organizacji (ze słowem „wolność” w nazwie) stawiających sobie za jedyny cel wykrywanie „aktów nietolerancji” i przeciwdziałanie im np. na drodze sądowej (znany mi jest przykład ucznia, który został wyrzucony ze szkoły za oczernianie dyrektora, wybronił się w sądzie dzięki takiej organizacji – uznano, że korzystał z wolności słowa! – i wrócił na uczelnię...). Zaślepieni w swym fanatyzmie „apostołowie tolerancji” nie tylko pogrążają swoje kraje w moralnym bagnie przez uchwalanie ultraliberalnych praw (vide Holandia), ale chcą w to bagno wciągnąć państwa pozostające wierne swojej tradycji – jak Polskę. Katolicyzm, instytucje rodziny, nawet zwykły, lekko nacjonalistyczny polski patriotyzm uważa się na Zachodzie za obskurantyzm i rzekome źródło nietolerancji. To wypaczone pojęcie tolerancji prowadzi do niezrozumienia naszej, całkowicie moim zdaniem poprawnej, postawy opartej na zasadzie „zero tolerancji dla zła”. A złem jest ta masowa laicyzacja społeczeństw państw rozwiniętych i jej skutki. Krytyka jest w tej kwestii jak najbardziej uzasadniona.
Jak zatem ustalić, czy Polacy są narodem tolerancyjnym, skoro nie można polegać na błędnych, jak się okazało, stereotypach?
Moim zdaniem nie ma żadnej obiektywnej metody. Tolerancja nie jest cecha dziedziczną, nie zależy od koloru włosów czy oczu, nie można też powiedzieć, by narzucała nam ją tradycja lub by była naszym historycznie potwierdzonym przymiotem. Na nic zda się statystyka i metody empiryczne...
Sądzę, że tolerancja jest cechą wybitnie osobistą, zależną przede wszystkim od moralnej dojrzałości danego człowieka. Cechą, której bardzo trudno jest się nauczyć, a poza tym w najczystszej postaci występuje bardzo rzadko. Dlatego nie da się obiektywnie ustalić „stopnia tolerancyjności” czterdziestomilionowej grupy ludzi. Gdyby jednak ktoś spytał mnie: „Czy Polacy są tolerancyjni?” i wymagał subiektywnej, konkretnej odpowiedzi „tak” lub „nie” – odpowiedziałbym, że... nie.

Czy tekst był przydatny? Tak Nie

Czas czytania: 4 minuty